Jętka majowa i pstrągi
Waldemar Woźniak (walwoz)
2012-06-12
imitację jętki. Tak jak cały czas pięknie zjadał prawdziwe owady to po przepłynięciu mojej przynęty zaniechał dalszego żerowania. Jaki ostrożny! Ale cwaniak myślę sobie. Nie bez powodu wędkarze o nim mówią pstrąg profesor! Wracam do niego na drugi dzień. Nadciągała burza to musiałem się spieszyć. Owady bardzo się roiły i rosły szanse na złowienie tej chytrej ryby. I jaki pech! Inny wędkarz już tam był ale na moje szczęście nie złowił go. Pechowy wędkarz ucieka przed burzą. Ja zostałem aby ją przeczekać. Usiadłem sobie na brzegu rzeki pod drzewem. Jedną nogę oparłem na kamieniu w wodzie a drugą wyciągnąłem sobie na brzegu. Oparłem się plecami o drzewo i czekam aż deszcz przejdzie. Piękne uczucie. Staję się częścią borowiackiej przyrody. I rozmyślam o wszystkim i o niczym. Liście olchy chronią mnie przed przemoknięciem. Ale za chwilę woda cieknie już po korze drzewa i mi po plecach. Na szczęście burza przechodzi. Po pewnej chwili zaczyna żerować ten pstrąg. Ale nieco niżej niż wtedy pośrodku zwalonego drzewa. Kilka zarzuceń muszką i jest! Siedzi zapięty na haku. Nie taki duży jesteś. Po zmierzeniu ma tylko 36 cm. Taki średniak. Ale duma mnie rozpiera, że złowiłem samego pstrągowego profesora! A tylu wędkarzy go nie umiało złowić. Odchodzę zadowolony. I dochodzi do moich uszu plusk tego właściwego pstrąga! Tego co złowiłem nieco w innym miejscu to był całkiem inny pstrąg! Podkradam się tak, aby dobrze zarzucić przynętę. Zgrabnym rzutem podaję moją muszkę. I co się dzieje? Tak jak poprzednio. Pięknie zjadał naturalne jętki, ale po przepłynięciu sztucznej imitacji tego owada przestał całkowicie żerować! Jaki cwany! Profesor to profesor! No cóż. Wrócę do ciebie jutro. Był już czwartek i Boże Ciało. Idę po tego pstrąga, aby znów ktoś mnie nie ubiegł. Podchodzę do tego zwalonego drzewa a tam brak oznak żerowania. Idę dalej wypatrując żerujących pstrągów. Przeszedłem już most kolejowy. Po mojej stronie rosną olchy. I widzę, że pod nawisem gałęzi w prawie stojącej wodzie
coś zbiera owady. Pewnie mała ukleja myślę i poszedłem dalej. Na rzece nic się nie dzieje. Wracam a ta uklejka wciąż zjada te duże owady. To niemozliwe myślę sobie. Taka mała rybka dawno by się nasyciła tymi dużymi owadami. Ostrożnie wchodzę do wody, aby od środka rzeki zarzucić przynętę pod brzeg. Za chwilę holuję piękną rybę. Małym pstrągowym podbierakiem wyrzucam rybę na brzeg. Próbuję wyjść z rzeki bo utkwiłem w mule przy brzegu. I własnym oczom nie wierzę skąd się wzięły psy Mariana!
Specjalne takie do nagonki zwierzyny. Jakaś myśliwska rasa. Ledwo uratowałem mojego pstrąga, bo by wylądował w ich pyskach. Szczęśliwy mierzę rybę i wyrównuję mój rekord wynoszący wtedy 45 cm. Wracam do wcześniej omawianego pstrąga poniżej mostu. I widzę z daleka że żeruje i robi przy tym sporo hałasu. Myślę sobie teraz będziesz mój. Podkradam się do niego niczym Indianin. Ale słyszę jakiś hałas i ujadanie psów. Co się dzieje?! Tak myślę przerażony. A tu środkiem rzeki płynie sarna wprost na mojego pstrąga a za nią płynie jeden z tych psów! A drugi asekuracyjnie biegnie wzdłuż brzegu. Krzyknąłem na nie i w końcu uciekły. A sarna zatrzymała się o zwalone drzewo i po odpoczynku wyszła na drugi brzeg rzeczki. Byłem zły bo przez te kundle (mimo, że rasowe;-)) straciłem możliwość złowienia tego pstrąga. I już potem nie miałem okazji podchodzić tej ryby. Na jesieni zapytałem Mariana, czy słyszał o tym pstrągu 'profesorze'. Czy komuś się udało go złowić. Twierdził, że nikt się nie pochwalił złowieniem tej mądrej
ryby...