
Jezioro Dobro Klasztorne - łowisko Dobro - zdjęcia, foto - 8 zdjęć
Nad jeziorem Dobro Klasztorne spędziłem trzy dni na początku kwietnia. Mój pobyt był właściwie służbowy. Nie liczyłem zbytnio na kontakt z wędkami, ponieważ nie wiedziałem, ile zejdzie się nam ze zdjęciami do kilku krótkich filmów instruktażowych, skierowanych do miłośników łowienia karpi. Całe szczęście, że zdjęcia poszły bardzo sprawnie i ostatniego wieczoru przed wyjazdem znalazłem odrobinę czasu na wędkowanie. Ale o tym za chwilę.
Jezioro Dobro Klasztorne to niewielki, około 16-hektarowy zbiornik polodowcowy, położony w otulinie Promieńskiego Parku Krajobrazowego, w miejscowości Pobiedziska, w województwie wielkopolskim. Średnia głębokość waha się między 8 a 11 m. Najpłytszym miejscem jest końcówka jeziora, nazywana przez miejscowych „bagnem”. Głębokość w tym zarośniętym trzcinami zakolu nie przekracza trzech metrów. Woda słynie z dużych, „starych” karpi o masie przekraczającej 20 kg, zarówno pełnołuskich, jak i golców.
Łowisko Dobro
W jeziorze pływają również drapieżniki. Piękne szczupaki i okonie corocznie poławiane są przez grupę spinningistów. Ta kameralna, ukryta w lesie woda jest łowiskiem komercyjnym. Jezioro Dobro Klasztorne jednak odbiega od wizerunku przeciętnego łowiska specjalnego. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że jest to jeden z wielu dzikich akwenów zagubionych w tych okolicach. Stanowiska to krótkie prześwity między trzcinowiskami, nad które można bezpośrednio dojechać samochodem. Można tu spokojnie rozbić biwak i cieszyć się ciszą i spokojem.
Po dwóch dobach wsłuchiwania się w donośny dźwięk elektronicznych sygnalizatorów brań nie wytrzymałem. Dzięki uprzejmości karpiowych speców – Karola Olejnika i Pawła Kalbarczyka – skompletowałem na szybko dwa zestawy i sam przystąpiłem do łowienia.
Ponieważ z wędkarstwem karpiowym na co dzień nie mam zbyt wiele wspólnego, od razu odpuściłem sobie łowienie ryb w dziesięciometrowej głębinie. Skromnie umieściłem kilka kul zanętowych na płyciźnie pod trzcinami, w niewielkiej odległości od brzegu. Do łowienia użyłem najprostszych zestawów z Metodą, które mogłem bez wywożenia dorzucić do zanęconego miejsca. Karol i Paweł nie mieli zapasowych sygnalizatorów brań, więc musiałem zadowolić się klasycznymi „policjantami” ze świetlikiem. Z powodu tej małej niedogodności odpadło mi spanie w namiocie. O zmroku wielkie łoże karpiowe (również pożyczone) przytargałem pod same wędki. Ustawiłem w telefonie budzik z opcją drzemki co dziesięć minut i zapadłem w niespokojną, przerywaną pikaniem telefonu drzemkę.
Co dziesięć minut zrywałem się z nadzieją, wbijając wzrok w nieruchome świetliki. Po kilku godzinach zaczęły mi się śnić brania, przez co mój sen zrobił się jeszcze bardziej nerwowy. Gdy obudziłem się około godziny 4.30, nie byłem pewny, czy to, co widzę, jest jawą, czy tylko jakimś zatopionym w porannej mgle sennym urojeniem. Jeden z „policjantów” był napięty, a na szpuli kołowrotka z wolnym biegiem widać było podkład. Zamroczony zerwałem się na równe nogi, poderwałem wędzisko do góry i potężnie zaciąłem. Oczywiście na pusto. Z rozczarowaniem przystąpiłem do wybierania luzu, co powinienem zrobić przed, a nie po zacięciu. Żyłka zataczała długi łuk pod trzcinami i kierowała się na głęboką wodę. Po zwinięciu kilkudziesięciu metrów dotarło do mnie, że na końcu zestawu coś nerwowo się miota. Napięta i podniesiona do góry żyłka uruchomiła sygnalizatory brań na sąsiednich stanowiskach, co spowodowało pobudkę moich kolegów i nerwowe zamieszanie w obozie. Gdy doszło do nich, że to „świeżak” rozrabia w trzcinowisku, Paweł poszedł spać, a Karol podebrał mi rybę i sprawnie wpakował ją do specjalnego worka służącego do przechowywania karpi.
Do momentu spakowania obozowiska udało mi się złowić jeszcze pięć ryb. Nie były to kolosy, ale mnie samo łowienie karpi niezmiernie cieszyło i stanowiło ciekawą odmianę od ciągłej tułaczki ze spinningiem w dłoni. Rano zważyliśmy moją pierwszą, poranną rybę. Wskazówka wagi zatrzymała się na prawie 16 kilogramach. Powiem szczerze, że jeśli kiedykolwiek zechcę się nawrócić na karpiową stronę mocy, łowienie karpi rozpocznę właśnie nad jeziorem Dobro Klasztorne.
Informacje
Gospodarz łowiska: Dzierżawcą jeziora Dobro Klasztorne jest Spółka z o.o. Bogucin, a gospodarzem łowiska jest Pobiedziski Klub Karpiowy. W jeziorze można wędkować, wykupując licencję, której koszt wynosi 90 zł za dobę. Z regulaminu łowiska wynika, że co do większości ryb stosowana jest zasada „złów i wypuść”. Dzięki temu w wodach jeziora pływa sporo znakomitych okazów, które będą cieszyć jeszcze wielu wędkarzy.
Dojazd
Z Poznania należy wyjechać ulicą Gnieźnieńską i kierować się na Kobylnicę. Z Kobylnicy zostaje już tylko kilka kilometrów prosto do miejscowości Pobiedziska. W Pobiedziskach skręcamy w prawo w ulicę Kazimierza Odnowiciela, a następnie w Czerniejewską. Z ulicy Czerniejewskiej znowu skręcamy w prawo w ulicę Półwiejską i dojeżdżamy do samego jeziora Dobro Klasztorne.
Autor tekstu: Sebastian Kowalczyk
![]() | barrakuda81 |
---|---|
Takie nocne czuwanie przy wędkach na przekór zmęczeniu to sól wędkarstwa.Emocje mogą przyjść w każdej chwili.Karp to ryba która choćby z racji swojej siły jest niezwykle atrakcyjna chyba dla każdego łowcy - nie koniecznie zadeklarowanego Karpiarza.Zawsze odstraszało mnie wielogodzinne oczekiwanie na brania i cały ten "majdan" który trzeba zabierać nad wodę ale kto wie czy dla takich ryb i holi gra nie jest warta świeczki... (2014-08-23 09:15) | |
![]() | bluehornet |
Wszystko rozumiem - emocje, adrenalinka, hol taakiej ryby ale Seba z karpiówką ?! Koniec świata !!! (2014-08-23 10:55) | |
![]() | Krul-Mateusz |
Ów jeziorko mieści się 500m od mojego domu :) ale i tak tam nigdy nie połowię bo za drogo. (2014-08-23 19:09) | |
![]() | pompips |
Karp to piękna ryba, nie jeden serce jej oddał :). (2014-08-23 20:48) | |
![]() | Pawelski13 |
grubas:) (2014-08-24 18:59) | |
![]() | Sebastian Kowalczyk |
No trochę niestety przytyłem :) (2014-08-24 21:20) | |
![]() | grisza-78 |
Seba bez spinningu ? To jest jakaś prowokacja ? ;) (2014-08-27 10:15) | |