Jezioro Lubiąż - gminne eldorado
Sebastian Kowalczyk (Sebastian Kowalczyk)
2013-10-05
Nad jeziorem Lubiąż spędziłem w tym roku dziesięć dni urlopu. Zakwaterowałem się ze znajomymi w jednym z ośrodków wczasowych położonych nad brzegami malowniczego jeziora. Początek sierpnia był niezwykle upalny więc bardziej nastawiłem się na leniuchowanie i leżenie na piaszczystej plaży niż na wędkarstwo. O jeziorze opowiadał mi już od ponad dwóch lat, nasz portalowy kolega Paweł Kołodziejczyk. I chociaż opowieści były przepełnione ogromnymi okoniami, setkami sandaczy i metrowymi szczupakami, traktowałem te historie z przymrużeniem oka. No bo jak to możliwe, że w jeziorze nad którego brzegami położone jest całkiem spore miasto Lubniewice, mogły uchować się jakiekolwiek większe ryby w innej postaci niż zalane octem weki. Jakiś rok temu z zaproszenia Pawła skorzystał i Lubniewice odwiedził mój kolega Karol Zacharczyk. Jego relacja znad jeziora Lubiąż potwierdziły słowa Pawła.
Biorąc pod uwagę niesprzyjającą pogodę, nasz pierwszy rekonesans z wędkami po jeziorze wypadł całkiem nieźle. Wybraliśmy się w miejsca, które wcześniej wskazał nam Paweł. Pływając łodzią w samo południe, podczas niemiłosiernego upału, zaskoczył nas widok ławic okoni atakujących ukleję na obszarze kilkuset metrów. Ten niesamowity i ekscytujący obrazek, kojarzy mi się raczej ze Skandynawią niż z naszymi krajowymi akwenami. Wraz z moim kolegą Darkiem, pasiaków w rozmiarach od 30 do 30 paru centymetrów łowiliśmy od kilkunastu do kilkudziesięciu sztuk dziennie. Dla nas to już była rewelacja, chociaż zarówno Paweł jak i inni miejscowi wędkarze gasili nasze podekscytowanie, twierdząc, że właściwie to nic nie bierze, bo porządne garby są całkiem nieaktywne. W nocy łowiliśmy po kilka sandaczy. Nie były to duże ryby ale i tak byliśmy zaskoczeni, że reagowały na przynęty w takie upały.
Nie będę ukrywał, że presja wędkarska w sezonie na jeziorze jest spora. Cały dzień kursują łodzie wędkarskie, a brzegi obstawione są miłośnikami białorybu i łowcami węgorzy. Choć jest tłoczno i gwarno nad jeziorem panuje ład i porządek. Nic dziwnego, woda jest pod ścisłym nadzorem strażników, których na pewno spotkacie, jeśli wybierzecie się tutaj na ryby. Chociaż w miesiącach letnich sporo się tu dzieje, późną jesienią robi się cicho i spokojnie. W październiku i listopadzie jezioro odsłania swoje tajemnice i daje skorzystać ze swoich skarbów wprawnym wędkarzom. Właśnie na późno jesienny wypad do Lubniewic, namawiał mnie zarówno Paweł jak i poznany nad wodą burmistrz Lubniewic Tomasz Jaskuła. Przy okazji tych znajomości, postanowiłem dowiedzieć się, jak to wszystko jest zorganizowane.
Wędkarz, który został burmistrzem, czy burmistrz, który jest wędkarzem i rozumie pasję łowienia.
W 2010 roku kiedy Tomasz Jaskuła obejmował funkcję burmistrza Lubniewic j. Lubiąż było jednym z wielu jezior woj. lubuskiego. Po trzech latach sytuacja w Lubniewicach i na Jeziorze Lubiąż odróciła się i zmieniała diametralnie. Jaki był stan zastany, jak wygląda to teraz, po trzech latach sprawowania władzy? O tym w rozmowie z burmistrzem Lubniewic Tomaszem Jaskułą.
-
Jaki był stan zastany na Jeziorze Lubiąż w momencie, kiedy obejmował Pan stanowisko burmistrza Lubniewic?
- Na początku swojej pracy, przeszliśmy kompleksową kontrolę przeprowadzoną przez pracowników Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. Wykazała bardzo dużo nieprawidłowości, które groziły zabraniem nam wody. Zaczynając od zarybień, a raczej ich braku i niezgodnych z przepisami operatu rybackiego, przechodząc przez odłowy kontrolne, po nieinformowanie RZGW o poczynionych pracach, działaniach na wodzie. Ogólnie był jeden wielki bałagan, jeżeli chodzi o dopilnowanie zapisów umowy pomiędzy gminą, a jednostką kontrolującą.
Musiałem podjąć kroki naprawcze, czyli zrobić operat rybacki, który reguluje zasady dzierżawienia j. Lubiąż, przeprowadzić odłowy kontrole, a przede wszystkim zarybiać wodę zgodnie z gospodarką rybacką. Olbrzymią rolę przywiązuję również do ochrony wody, co doprowadziło do minimalizacji kłusownictwa.
- Jaki był poziom kłusownictwa przed zrobieniem z jeziora łowiska gminnego, a jak to wygląda teraz?
- Wszystko zaczęło się w 2008 r. od powołania SSR, oraz pracy, którą w walkę z kłusownictwem włożył Pan Paweł Kołodziejczyk i strażnicy: Pan Robert Buczkowski, Pan Mariusz Fiłyk, Pan Przemysław Matczak. Mimo wszystko skala problemu była dość duża i powszechna, a kupienie ryby złowionej przez kłusowników nie stanowiło kłopotu. Obecnie taka sytuacja jest absolutnie niemożliwa. W walce z kłusownictwem pomagają nam zaprzyjaźnione służby, z którymi od samego początku swojej pracy współpracuję. Nieocenioną pracę wykonuję pracownik gospodarczy, Pan Robert Buczkowski, którego nazywamy gospodarzem jeziora. Policja, Państwowa Straż Rybacka, Społeczna Straż Rybacka, Żandarmeria Wojskowa, Straż Leśna, te wszystkie służby nam pomagają i dzięki nim kłusownictwo stało się kwestią marginalną w naszej gminie. Woda pilnowana jest bardzo dobrze. Ilość patroli, kontroli i liczne narzekania wędkarzy, że nie można w spokoju połowić, bo chodzą i sprawdzają, potwierdza to, że nie są to puste słowa. Niestety, aby w jeziorze była ryba, to musimy tak działać.
Jakie wprowadził Pan zmiany, limity?
- Obejmując funkcję burmistrza Lubniewic zaproponowałem wprowadzenie limitów, ograniczających zabieranie ryb, szczególnie drapieżnika (szczupaka, sandacza, okonia). Jako pierwszy samorząd w Polsce wprowadziliśmy wymiary górne. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony postawą lokalnej braci wędkarskiej, która w całości zaakceptowała wprowadzone zmiany. Doświadczenie to pokazuje, że prowadząc otwarty dialog można skutecznie zmieniać obraz naszego wędkarstwa. Jedną z zasadniczych zmian jakie wprowadziliśmy to PROMOCJA naszej wody. Cała strategia, która oparta została na haśle Wędkarskie Eldorado, powoduję, że o naszej wodzie jest coraz głośniej w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wymienię kilka działań, które powstały podczas mojej pracy: Święto Sandacza (jedyne tego typu w Polsce), Przewodniki wędkarskie w j. polskim i niemieckim, spinningowe zawody wędkarskie z łodzi o nagrodę burmistrza, witacze „Wędkarskie Eldorado”. Mam świadomość, że nasz Lubiąż to jeszcze nie Skandynawia, ale jesteśmy na bardzo dobrej drodze, do tego, aby w Polsce powstało łowisko, które będzie z tymi skandynawskimi konkurować. Co ważne. Nie promujemy powietrza, ale ryby, które są poławiane przez wędkarzy. W prasie wędkarskiej pojawiły się nawet sformułowania, że jest to najlepsze łowisko w Polsce. To zobowiązuje i mobilizuje do dalszej wytężonej pracy.
- Jaki jest stan obecny i profity dla gminy?
- Trudno mówić o super profitach, bo taki stan rzeczy trwa trzy lata, ale z pewnością wzrosła nam sprzedaż zezwoleń wędkarskich. Wpływy są o 245% wyższe, niż kiedy obejmowałem stanowisko burmistrza. Po raz pierwszy od lat pieniądze z opłat za wędkowanie zabezpieczają nam opłaty za dzierżawę wody oraz zarybienia. Cel minimum został osiągnięty. Zależało mi jako burmistrzowi, aby ta woda sama się utrzymywała. Na jednej z pierwszych sesji Rady Miejskiej w Lubniewicach padały sformułowania, że być może nie opłaca się dzierżawić tego jeziora, dziś już takich pytań i wątpliwości nie ma. Działania Pawła Kołodziejczyka, który jest przewodnikiem wędkarskim na naszych wodach i współpraca z gminą przełożyły się na zwiększone przyjazdy wędkarzy z całej Polski i to również poza sezonem turystycznym. Nie są to najazdy, ale widać tendencję wzrastającą. Z tego bezpośrednie profity czerpią ci, którzy zajmują się agroturystyką, hotelarstwem czy gastronomią, a dzięki temu zyskuje gmina, chociażby w większych dochodach z podatków.
-
Plany na przyszłość związane z Jeziorem Lubiąż?
Odpowiadając krótko na Pana pytanie: kontynuacja.
Dbać będziemy również o nowości podnoszące rangę naszego łowiska. I tak w październiku nowość, zawody wędkarskie aktorów. Do Lubniewic zjedzie się polski świat filmowy, aby połowić i odprężyć się. Mam nadzieję, że impreza również stanie się cykliczną w naszej Gminie.
Zawód wędkarz
Kiedy pierwszy raz Paweł Kołodziejczyk trafił do Lubniewic na kilku dniowy wypad wędkarski, nie potrafił stąd wyjechać. Pomimo iż w tym czasie woda była w posiadaniu gospodarstwa rybackiego, ryb było bardzo dużo wszelkich gatunków, zarówno białorybu jak i drapieżników, a w szczególności sandacza i okonia. Po kilku latach wrócił tu ponownie i osiedlił się w Lubniewicach na stałe. Jednak w między czasie sytuacja diametralnie się zmieniła. Jezioro przeszło w posiadanie Urzędu Gminy, a na jeziorze rozpanoszyli się kłusownicy. I tak sytuacja wyglądała przez kilka lat. W 2006 roku jego cierpliwość dobiegła końca. Dłużej nie mógł akceptować takiego stanu rzeczy. Wtedy przy bardzo mocnym wsparciu kilku najbliższych osób rozpoczął walkę z kłusownictwem. Obecnie czerpie już profity z zaangażowania w ochronę jeziora Lubiąż. Bogaty rybostan pozwala mu utrzymywać się z pracy przewodnika wędkarskiego. Jak wygląda praca będąca połączeniem miłego z pożytecznym? O tym w rozmowie z Pawłem Kołodziejczykiem.
Na początek pytanie, które zapewne zadaje sobie niejeden wędkarz. Jak wygląda praca przewodnika wędkarskiego?
Pierwsze swoje wyjazdy jako przewodnik wędkarski odbyłem w 2000 roku. Do 2006 roku pracując jeszcze w innym zawodzie jeździłem tylko w weekendy. Jednak od 2006 roku postanowiłem żyć tylko i wyłącznie z wędkarstwa i tak też się stało i dzieje się po dzień dzisiejszy, choć nie jest to łatwy kawałek chleba, ja cieszę się bo robię to co lubię, a praca mnie nie męczy, dając mi mnóstwo satysfakcji. Ponadto przez siedem lat współpracowałem z magazynem wędkarskim WMH, a od pewnego czasu współpracuję z Wiadomościami Wędkarskimi. Ponadto drugi rok jestem konsultantem duńskiego producenta sprzętu wędkarskiego Savage Gear.
Nad jeziorem Lubiąż spędzam większość czasu w ciągu roku choć nie odmawiam sobie i klientom wyjazdów na inne łowiska zarówno w kraju jak i za granicą. Do mnie do Lubniewic na ryby w ciągu roku przyjeżdża około 100-150 osób w zależności od sezonu, głównie by się czegoś nauczyć, poznać nowe techniki, metody jak również połowić lub przynajmniej mieć szansę złowienia pięknych ryb co w naszym kraju jest bardzo trudne.
Prowadzę również dwie strony internetowe, jedna z nich to moja prywatna www.garbus-fishing.pl gdzie poza ofertą znajdują się zdjęcia oraz artykuły, jak również prowadzę bloga na portalu wedkuje.pl gdzie również można przeczytać moje wędkarskie publikacje.
Zapewne masz ogromny wkład w promocję jeziora Lubiąż wśród wędkarzy?
W chwili obecnej jako przewodnik wędkarski, który spędza na tej wodzie większość czasu w sezonie przyjmuję gości z całej Polski, a czasami nawet i za granicy. Na pewno jest to jeden z wielu czynników, który wpływa na popularność tego łowiska, a z którego oprócz mnie czerpią również profity kwatery prywatne, sklepy, restauracje i inne podmioty gospodarcze, które nastawione są na turystykę, z którymi współpracuję. Współpraca z roku na rok rozwija się coraz lepiej i nie tylko w sezonie letnim ale również w pozostałych miesiącach.
W chwili obecnej ichtiofauna jeziora Lubiąż poprawia się z roku na rok bardzo dynamicznie i na pewno spowodowane jest to kontynuacją pewnej polityki względem jeziora Lubiąż przez obecnego Burmistrza Tomasza Jaskułe, notabene wędkarza, a więc człowieka rozumiejącego potrzeby wędkarskiej braci. Wspólnie działamy na kilku płaszczyznach, co na pewno skutkuje, wzrostem zainteresowania tą wodą wędkarzy z całej Polski, a nie tylko regionalnie.
Głównym miejscem Twojej pracy to jezioro Lubiąż. Aby ludzie chcieli przyjeżdżać do Ciebie na ryby zapewne możesz się pochwalić niezłymi wynikami na tym łowisku?
Osobiście powodów do narzekań nie mam. I tak dla przykładu w 2011 roku pobiłem rekord polski w okoniu 13 razy, łowiąc ryby powyżej 50 cm, a największy z nich o długości 54 cm i wadze 2,9 kg jest moim osobistym rekordem. Zdarzyło się kilka razy również że przegrałem walkę z jeszcze większymi garbusami, jednak to motywuje mnie do ich dalszych poszukiwań. Jezioro Lubiąż kryje jeszcze wiele pięknych ryb do których można zaliczyć np. okonie pomiędzy 40 a 50 cm, których w ciągu roku łowi się bardzo dużo. Również moi goście i klienci łowią tak piękne ryby. Podobnie w tej chwili przedstawia się sytuacja z sandaczami, których z roku na rok przybywa i są bardzo często łapane, nawet przez mniej doświadczonych wędkarzy.
Twoje plany na przyszłość związane z pracą zawodową i jeziorem Lubiąż?
Na pewno budowa stanicy wędkarskiej z całorocznymi noclegami i łodziami na wynajem , oraz muzeum wędkarskim do którego już zbieram materiały. Pod koniec października odbędą się zawody aktorów po raz pierwszy w tych rejonach polski i co najważniejsze w Lubniewicach więc teraz cała uwaga skupia się głównie na tym, ponadto na przyszły rok planowana jest zmiana formuły spinningowych zawodów towarzyskich z łodzi o Puchar Burmistrza, które na stałe wpisały się już w sezon wędkarski.
Z ostatniej chwili
Przygotowując ten materiał rozmawiałem z panem Tomkiem i Pawłem przez telefon. Właśnie zaczęły się spinningowe, jesienne żniwa. Burmistrz w chwilach wolnych od pracy kosi piękne szczupaki, a Paweł już zaczął z dobrymi wynikami polowania na grube okonie. Za dwa tygodnie gdy tylko wrócę ze Szwecji nad jezioro Lubiąż. Dzięki temu przesiadka ze skandynawskich łowisk, do naszej polskiej wędkarskiej rzeczywistości odbędzie się właściwie bezboleśnie. Wszystko dzięki ludziom, którzy wykazali inicjatywę, oraz docenili i wykorzystali potencjał drzemiący w polskiej wodzie.