Karpik ekstremalny
Ryszard Pluciński (troc)
2015-11-02
Wybieramy miejsce naszych dzisiejszych połowów- pomosty czy też katamaran i miejsce na jednej z platform niedaleko pasa trzcin? Wybraliśmy to drugie- nie tak dawno miejsce spławiania się dosyć dużych karpi i amurów, jest tam dosyć płytko i co najważniejsze często nęcone- przynajmniej w okresie letnim, ryba jest więc przyzwyczajona. Po dopłynięciu na miejsce zajmujemy dwie sąsiadujące platformy, rozkładamy się ze sprzętem- postawiłem dziś na typową sprężynę, mocny zestaw z długim wskaźnikiem dopinanym do przelotki wędziska, przynęta kukurydza na haku bez włosa czyli powrót z metodą do lat 70. Kolega wybrał jedną z tych swoich niezawodnych metod czyli kulka na włosie, ano zobaczymy…
Pomosty są dosyć cwanie rozmieszczone- z każdego można rzucać wzdłuż pasa trzcin oraz w kierunku brzegu, czyli za pomost- w miejsce, gdzie jeszcze nie tak dawno temu było przepiękne trzcinowisko a w tej chwili pozostały wolne przestrzenie pozbawione roślinności za to z potężnymi hakerami w postaci gałęzi oraz kikutami trzcin które skrywała woda. Pierwsze rzuty wzdłuż trzcin, parę garści zanęty i czekamy. Zestawy położone dosłownie pół metra od trzcin w kierunku jeziora, coś się powinno dziać a jednak nic… Zaczęliśmy z Markiem gawędzić jak zawsze na tematy wędkarskie i nie tylko gdy kątem oka zauważyłem właśnie we wnęce pozbawionej trzcin za platformami nienaturalny ruch samego skraju trzcin, ruch to za dużo powiedziane- poruszyła się kępka trzcin w sposób inny niż od ruchu wiatru. Czyżby? Odległość około 20 mtr, spróbuję postawić zestaw zaraz koło tej kępki tych przeklętych hakerów. Na początek kulka zanęty z dużą dawką kukurydzy, jeśli tam są- powinno je tam zatrzymać na dłużej. Pierwszy rzut pomiędzy trzciny, nie zdążyłem odłożyć kija na podpórki- agresywne, pewne branie, odruchowo zaciąłem i… siedzi. Co prawda nieduży, do 40cm karpik ale już wiedzieliśmy co jest grane. Szybki hol, wizja zaczepów niesamowicie dopinguje, gdzie niegdzie widać wystające gałęzie a cwaniaki uciekając nie koniecznie chcą współpracować. Podstawowa sprawa to pilnować hamulca, zestawy co prawda solidne ale za sztywno zestrojony kij też nie jest dobrym rozwiązaniem. Pierwszego udało się wyjąć, a co będzie dalej? Kolejny rzut- kopia poprzedniego, tym razem był duży, oczywiście poszedł jak chciał akurat w największą wystającą gałąź, byłem bez szans- skąd one mają taką siłę i wiedzą, gdzie nawiewać? No to pozamiatane, pewnie można się zwijać- przeważnie zerwany w łowisku płoszy na długi czas pozostałe- przynajmniej tak mówi teoria a praktyka? Jakież było zdziwienie, kiedy kolejny rzut, po dłuższym co prawda czasie przyniósł kolejne branie i kolejny prawie czterdziestak ląduje w podbieraku. Później to już było tylko gorzej- cztery brania i niestety cztery poszły w zaczepy, tak to już jest gdy wędkujemy praktycznie wśród zatopionych gałęzi.
Po skończonym wędkowaniu podpłynęliśmy w rejon tych trzcin- głębokość około 40cm, na dnie gałąź na gałęzi, nic dziwnego, że tego dnia pobiłem chyba rekord w ujemnym bilansie zerwanych przyponów…