Karygodne zachowanie wędkarza
Arkadiusz Buczek (arasshater)
2020-12-06
W dniu dzisiejszym w południe wybraliśmy się z kolegą nad piękne Jezioro Kamień, żeby poszukać późnojesiennych szczupaków. Nie odstraszyła nas niska temperatura ani porywisty wiatr, który utrudniał celne i ładne rzuty. Było ściąganie przynęty z gałęzi, było ratowanie jej z pożółkłej trzciny... Pomimo braku brań dopisywały nam jednak humory. Kolega testował nowe przynęty, a ja swój nowy zestaw Robinsona. Chciałem go w końcu ochrzcić, ale ryby nie współpracowały.
Na drugim brzegu był jeszcze jeden wędkarz, który jak ja miał spodniobuty i brodził w wodzie. Szedł w naszym kierunku, a my powoli zmierzaliśmy ku niemu i było oczywiste, że w końcu się spotkamy. Zanim jednak do tego doszło, dołączył do niego kolejny i przez jakiś czas wędkowali w swoim towarzystwie. Stałem w wodzie niedaleko nich (ale na tyle blisko, że byłem w stanie dojrzeć, jakiego koloru przynęt używają) i w pewnym momencie zauważyłem, że jeden ma branie. Po chwili pewnymi ruchami holował do brzegu szczupaka.
Podszedłem do kolegi, którzy rzucał z pomostu i podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami. On również widział całą akcję, a nawet słyszał że to szczupak, bo głos niósł się po wodzie. Zażartowałem wtedy, że pewnie już zapakowany do plecaka, ale prawda okazała się jeszcze gorsza...
Zanim doszło do spotkania, jeden z wędkarzy wyszedł z wody i po chwili zniknął mi z oczu. Z drugim, tym który miał branie, przywitałem się i zapytałem jak wyniki. Niczego jednak nie usłyszałem w odpowiedzi. Powiedziałem wtedy żartobliwie coś w stylu: widziałem, że było ciągnięte. Typ burknął coś, co zabrzmiało jak: Mały! Wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy kawałek dalej, po drodze komentując jego dosyć chamskie zachowanie. Po chwili i on zaczął przesuwać się w kierunku, z którego przyszliśmy.
Nie za długo mogłem ustać w jednym miejscu, więc sprawnie typowałem i zmieniałem kolejne miejscówki. Kolega był w gorszej sytuacji, ponieważ dysponował jedynie kaloszami i stąd musiał liczyć na pomosty bądź płycizny. Czasami znikaliśmy sobie z oczu za zaroślami, ale potem zawsze wracaliśmy po siebie...
W pewnej chwili zaniepokoiłem się, że został w tyle i że coś mogło się stać. Cofnąłem się i zastałem kolegę podczas reanimowania szczupaczka. Pomyślałem, że miał w końcu upragnione branie, ale wyjaśnił mi, że znalazł go... w krzakach na brzegu! Szybko zrozumiałem, że szczupak został porzucony tam celowo, bo niby jak inaczej mógł się tam znaleźć? Oddychał jeszcze, ale spędził na brzegu dobre pół godziny, jak nie więcej (tak wynikało z naszych obliczeń). Wszystko wskazywało na gburowatego wędkarza, który zresztą gdzieś zniknął. Facet musiał się wystraszyć, kiedy zobaczył, jak idziemy w jego kierunku. Ten drugi też nie był lepszy, skoro pewnie nawet nie zwrócił mu uwagi i odszedł. Była szansa że szczupak przeżyje, więc postanowiliśmy zostawić go takiego otumanionego na płyciźnie. Chciałem przedzwonić na Straż Rybacką, ale Bóg raczy wiedzieć kiedy i czy w ogóle by dojechali. Facet uciekł, a jeszcze chwila i zaczęło się ściemniać. Poza tym nie złapaliśmy go na gorącym uczynku, więc słabo to wszystko wyglądało.
Zmieniliśmy miejsca i rzucaliśmy jeszcze, ale ja miałem już zepsuty nastrój, bo wciąż myślałem o tym szczupaczku. Cieszyłbym się jak dziecko nawet z takiego pistoleta na haku, a tu takie coś... I wiecie, co się stało? Gość nagle wyszedł z zarośli za moimi plecami, a kiedy się instynktownie odwróciłem, zapytał jak gdyby nigdy nic przyjacielskim tonem: Coś było? No szlag mnie trafił! Jego szczęście, że stałem w wodzie po pas...
Nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić jego postępowanie, że pozwolę sobie na parafrazę tych genialnych słów z równie genialnego filmu rodzimej produkcji. To po to, żeby oszczędzić wam i sobie inwektyw, które mi się cisną na usta przez cały czas, gdy piszę ten tekst i którym dałem swobodny upust w drodze powrotnej do domu...
Można wiele złego powiedzieć na temat PZW, ale to my sami, wędkarze, również robimy sobie pod górkę takim bezmyślnym, a może zamierzonym i wyrachowanym wręcz, zachowaniem.
Na koniec przytoczę historię, która zasłyszałem miesiąc temu od wędkarza nad innym jeziorem. Facet kiedyś robił kontrole i opowiedział mi, a ja po dzisiejszym zdarzeniu koledze, że trafili w kwietniu (!) dziada ze spinningiem i 17 sztukami szczupaka pomiędzy 25 a 35 cm w siatce. Wiecie jakie było jego tłumaczenie? Że takie młodziutkie szczupaczki są najlepsze z grilla! Zabić to mało...
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam serdecznie wszystkich myślących wędkarzy!