Kilometry, kilometry jeszcze raz kilometry...

/ 9 zdjęć


Dziś wcześniej niż zawsze obudziłem się po czwartej może i szału nie było „ale kto wcześnie wstaje temu Pan Bóg daje” jak mówi stare porzekadło. Dzisiejszym tematem naszej wyprawy jest rzeka a dokładnie Warta w duchowej stolicy naszego kraju. Tym razem padło na inny odcinek rzeki. Postanowiliśmy się wybrać w kierunku Mirowa. Jest tam pełno ciekawych miejscówek godnych obłowienia. Bardzo klimatyczne zakręty, zarośla w wodzie i nie tylko. Każdy znajdzie tam dla siebie miejsce. Trudno chodzi się brzegiem blisko rzeki, ponieważ trawa sięgała nam ponad pas.

Dokładnie obserwowaliśmy wodę w poszukiwaniu sprytnych i trudnych w złowieniu kleni. Kleń to ryba, która uczy mnie pokory i determinacji, złowisz to złowisz nie to wracasz do domu o „suchym kiju”. To ryba sportowa, waleczna uwielbiam chodzić kilometrami choćby za jedną sztuką. Z resztą spinning jest dla osób, które lubią „łażenie” za rybami do tego grona zaliczam się ja.

Dziś na tapetę wziąłem mój kijek pod zadania specjalne jest to Jaxon Varis Zet o dł. 2,2m i cw. 5-20g. Do tego wędziska za ściąganie żyłki odpowiada Robinson Perfect FD 209. Według mnie to jest super kołowrotek dobrze wyregulowany hamulec wyciąga nie jednego okonia. Jeżeli chodzi o przynęty zabrałem pudełko z obrotówkami typu Mepps, Wirek, a do tego smużaki imitujące owady. Klenie nie potrafią się oprzeć.

Przechodząc już do samego łowienia, zaczęło się źle spodziewałem się sporo brań okonia na Mepps`y Aglia 1 oczywiście srebro. Jeden rzut, piąty, dziesiąty i nic…. Próbowałem różnych schematów, które wcześniej analizowałem. Niestety aktywność ryb była mała. Zatrzymaliśmy się na dłużej przy moście obok szpitala na ul. Mirowskiej. Zacząłem z każdym rzutem dokładnie poznawać łowisko, wczuwać się w każdą falę, stałem na środku rzeki nie czarujmy się było płytko. Prawy brzeg był obrośnięty jakimiś wysokimi krzewami tam był cień, dobre miejsce na klenia więc zacząłem rzucać przynęty. Wkońcu w mojego smużaka uderzył kleń, ale niestety nie trafił dokładnie i branie zakończyło się niepowodzeniem. Wtedy czułem, że skoro teraz uderzył to uderzy następny. Niestety kolejne minuty mijały. Szedłem wraz z Tatą. On miał większą aktywność ryb wychodziły mu najczęściej do woblerów.

Idąc dalej spotkaliśmy wędkarza obławiałem dosyć spory dołek, głównie liczyłem na okonia bądź szczupaka. Obserwowałem na co łowi spotkany przez nas wędkarz. On też wykonywał sporo rzutów, ale nic mu nie biło. W końcu coś uderzyło. Był to wyżej wspomniany okoń, złowił go na spinmada. Było gorąco to był aspekt, który wpłynął na brania bynajmniej tak mi się wydaje.

Na koniec trafił się jaź około 35, 40 cm i okoń oczywiście miarowy. Te ryby złowił Tata. Ryby zostały złowione na wędzisko Mikado Matrix 888 Ultra Lite 275 oraz kołowrotek Okuma Custom Spin 25 żyłka 0.14 i smużak „pszczoła”.

Słowem podsumowania, jestem zawiedziony tym, że nic nie złowiłem, miałem pełno brań. Z drugiej strony wywnioskuje co zrobiłem dobrze, a co źle. Napewno się nie poddam i będę szedł coraz to dalej.

 


4.7
Oceń
(13 głosów)

 

Kilometry, kilometry jeszcze raz kilometry... - opinie i komentarze

skomentuj ten artykuł