Zaloguj się do konta

Klenie na nimfy - przełamanie

PRZEŁAMANIE
Koledzy wiele razy głosili prawdę, że klenie i lipienie pływają stadami. Mnie nie udawało się złowić kilku ryb z jednego miejsca i dlatego miałem wątpliwości. Ale wszystko jest do pewnego czasu, bo w wodzie nic nie stoi. Trafiłem na miejsce, w którym złowiłem 8 kleni i jednego pstrąga. To był wyjątek od zasady, że obławiałem wybrany kawałek wody dlatego, że mi się podobał. Innym wędkarzom też się podobał i dlatego ryby były tam mocno wystraszone. Czasami marne efekty były dlatego, że guru Piotr wchodził z wędką pod mój przysłowiowy nos i usprawiedliwiał się rozbrajająco, że pokaże mi jak szybko należy przemieszczać się w poszukiwaniu ryby, najczęściej w dół rzeki. Dodawał, że ryby same do nas nie przyjdą, tylko my musimy je odszukać.
Dnia 26 kwietnia 2020 r. wybrałem się samopas nad rzekę Rabę. Lubię łazić korytem i przyglądać się krzywiznom nurtu, podmytym burtom, rynnom, wodospadom, dołkom, wlewom, zwężeniom i progom. Zacząłem od miejsca, gdzie szeroka i płytka płań dochodziła do zakrętu i rozwarła się za nim jeszcze bardziej. Widziałem most, do którego zamierzałem dojść, ale niespodziewanie trafiłem na dołek z wlewem i wirami. Woda w dołku była pofałdowana i mętna, ale momentami stawała się gładka i przejrzysta. Wtedy przy dnie zobaczyłem rybę. Znając charakter wody oceniłem, że to jest kleń. Zatrzymałem się przy tym dołku i zacząłem go obławiać. Używałem kleniowych nimf własnej roboty. Chwalę się tą okolicznością, bowiem nigdy precyzji w dłoniach nie miałem. Lepiej wychodziło mi pisanie. Moje kleniowe muchy były bardziej czerwone niż czarne. Wierzyłem, że złowię na czerwone. Ale pierwszy kleń złowił się na czarną nimfę, drugi także poszedł na czarną, ale trzeci zdecydowanie na czerwoną. Czwarty kleń, grubo ponad 40 cm długości, dał się złowić na czarną nimfę z czerwonym akcentem. Był bardzo waleczny. Trzy razy odpływał pod przeciwny brzeg. Trochę to trwało i było widowiskowe, dlatego doszedł do mnie nieznany młodzieniec z quada. Z jego komentarza wynikało, że żyje daleko od rzeki. Poprosiłem go o zrobienie zdjęcia. Zgodził się i robił to trzykrotnie. Trochę za późno sprawdziłem, bo okazało się, że nie ma żadnego zdjęcia. Nowicjusz także w dziedzinie fotografii jedynie zdjął pomiar światła i zdjęcia już nie dokończył. Daremnie pozowałem razem z kleniem.
Łowiłem na odcinku „złów i wypuść”, dlatego wszystkie złowione ryby szybko i w dobrej formie wracały do wody. Człowiek z quada był tym zdziwiony. Inny rozmówca, pszczelarz rocznik 1937 wspominał, że kiedyś na Rabie to były ryby wszędzie, na całej rzece, nie tylko w dołkach. Piękne brzany i klenie.
Po czwartym kleniu zrobiła się przerwa. Dlatego zmieniłem zestaw much. Założyłem nadal swoją produkcję, ale z niebieskim akcentem. Zbliżając się do miejsca, z którego łowiłem, dostrzegłem w wodzie wielką rybę, chyba 1 metr długości, która wolno podpływała do krawędzi wlewu. Cofnąłem się, żeby podać jej muchę, ale nie wyszło. Ta duża ryba nie dała się złowić, ale na moje nimfy „kupiły” się dwa klenie. Jeden z nich pokazał gotowość tarłową. Klenie odbywają tarło w maju i czerwcu, a ten jeden samczyk jest gotowy już w kwietniu.
Wielka ryba zeszła mi z pola widzenia. Dlatego zacząłem badać rozmiar dołka. Ustaliłem, że jest on przedzielony wypłyceniem. Zarzuciłem za to wypłycenie, w dalszą część dołka i to był dobry wybór. Wyholowałem wymiarowego pstrąga. To była siódma ryba i nowy poziom w moim wędkarskim życiu. Zmieniłem nimfy na tłuściejsze, które dotychczas uważałem za mniej udane. Wbrew oczekiwaniom, nie urwałem ich na podwodnej przeszkodzie, tylko złowiłem dwa kolejne klenie. Łącznie szczyciłem się ośmioma kleniami i jednym pstrągiem. Pora obiadowa skończyła się dwie godziny wstecz, na wodzie nie było żadnego oczkowania i dlatego powiedziałem sobie basta. Wracając do samochodu obławiałem od niechcenia nie rokujące sukcesu płanie i trafiłem na dołeczek, jak się okazało pełen korzeni. Chwyciłem zaczep i chcąc uratować nimfę wszedłem w dołek i zanurzyłem rękę, a potem bark, aż nabrałem wody do spodnio butów. Nimfy nie uratowałem, ale dokumenty wędkarskie zmoczyłem. To był już koniec wędkowania. Dzień generalnie miałem udany, chociaż trochę mokry.

Opinie (2)

Sith

Ciekawie napisane ***** [2020-04-27 13:03]

kaban

Czasami trafi sie fajny dzień. Ja miałem takich kilka, że łowiąc na spinning po pięćdziesiątym kleniu przestawałem liczyć. Zaznaczam, że miejscówki miały około 50 metrów, i tu rzeczywiście pamiętam - dwa dołki przegrodzone garbem :-) Pozdrawiam. [2020-05-01 08:29]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej