Kleń z małej rzeki - zdjęcia, foto - 2 zdjęć
Klenie fascynowały mnie od zawsze. Złotołuskie, szkarłatnopłetwe, pełne elegancji, przebiegłe i zwinne. W niewielkich, czystych rzeczkach klenie były i są nadal najatrakcyjniejszą wędkarską zdobyczą. Zdobyczą trudno osiągalną. Ileż to razy gruby kleń przyprawiał mnie o żywsze bicie serca samym nagłym, nie oczekiwanym pojawieniem się. Znikał, zanim dotknąłem wędki. O złowieniu go nie miałem co marzyć. Jeżeli nawet doczekałem się go znowu, stercząc w pokrzywowej gęstwinie, ignorował i tak wszystko, co tam miałem na haczyku. Krążył wokół przynęty, kłapał pyskiem, obracał oczami i jeżeli wykazywał jakiekolwiek zainteresowanie moją wędką, to tylko kolorowym spławiczkiem.
Klenie z małych, czystych rzek niewiele przypominają te z Wisły, dolnego Sanu czy Wisłoki. Zupełnie jakby stanowiły odrębny gatunek. Są chyba trudniejsze do złowienia od pstrąga. Jeżeli gdzieś jeszcze zachował się sympatyczne, meandrujące wśród łąk rzeczułki i jeżeli są w nich klenie, to przechytrzenie ich z pewnością zadowoli wytrwałego łowcę. Jak je podejść?
Otóż właśnie.
Kleń był ulubioną rybą mojego ojca. Łowił je na Wisłoce czasami na Sanie. Wypracował sobie dwa bardzo skuteczne sposoby. Oba dostarczały mu wielkich emocji, i wielkich kleni, nierzadko dwukilogramowych. Tym bardziej lubianym przez ojca lubianym sposobem, stosowanym najczęściej w letnie popołudnia, było łowienie nie obciążoną wędką na pływające po powierzchni lub tuż pod nią owady: komiki polne, chrabąszcze czasami też jakieś inne. Nie przypominał łowienia na sztuczną muchę, prędzej już można było go skojarzyć z wypuszczeniem woblerka. Bardzo atrakcyjny i godny przypomnienia; ma jedną wadę: nie można go stosować na wodach krainy pstrąga i lipienia, a coraz więcej małych rzeczek uzyskuje dziś ten status. Więcej napiszę o tym drugim, tym który pozwolił ojcu dobrać się do tych najgrubszych kleni i przekroczyć magiczne dwa kilogramy. Takie klenie łowił na Wisłoce. Łowił je z gruntu, na przystawkę. Łowił tak później z powodzeniem, choć już klenie były nie takie.
Klenia z małej rzeki trudno podejść. To ryba wymagająca iście indiańskich podchodów z czołganiem włącznie. Powiadają, że kleń ma w każdej łusce oko. Wzrok ma rzeczywiście wyśmienity. Uwielbia płytkie, rozświetlone łagodnym słońcem miejsca. Czai się pod nawisami gałęzi, stoi za wystającym z nurtu głazem albo krąży leniwie w dołku z wirującą wodą. Wypatruje zdobyczy. Najczęściej interesuje go to, co niesie płynąca woda. Przynęty leżące na dnie zwykle ignoruje, przynajmniej od rana do zmierzchu. Ale jak się okazuje, z gruntu też bierze, lecz w nocy. Znakomitą porą do takich łowów jest przedświt, czas od lekkiego rozjaśnienia nieba do chwili, gdy słoneczna tarcza ukaże się nad horyzontem. Kleń jest tak wszystkożerny jak mało która ryba, ale nie znaczy to wcale, że złowimy go na każdą przynętę. Jest wprawdzie łakomczuchem, lecz także smakoszem. Trzeba trafić, wyczuć na co ma ochotę w naszej rzece. Oprócz niezawodnych przynęt mięsnych: pędraków, kłódek, i pijawek, niedozwolonych na wodach krainy pstrąga i lipienia, możemy skusić go z powodzeniem na ziemniaki, kukurydzą i oczywiście owocami. Czereśnie i wiśnie są jednymi z najlepszych przynęt na wielkie klenie.
Łowy składają się z trzech etapów.
Pierwszy sprowadza się do spacerku wzdłuż rzeki i wypatrywaniu kleniowych stanowisk. Podczas takiego spaceru wybieram kilka miejsc i staram się dobrze zapamiętać otoczenie, tak bym mógł tam trafić nawet w ciemnościach.
Część druga to oczywiście nęcenie. Żadne kule, żadne kilogramy mieszanek. Nęcenie to też spacer, przedwieczorny tym razem. Odwiedzam wytypowane dołki i w każdy z nich sypie garść nie więcej kleniowego przysmaku : wiśni lub ugotowanych, pokrojonych w kostkę kartofelków. Zanętę wrzucam oczywiście tylko w takie miejsca, z których nie zostanie wyniesiona przez wodę, więc w jamki z wirem, wsteczne prądy. Wybieram trzy, cztery takie miejsca. A potem idę spać. Po 2 szykuje się do łowów - nadchodzi etap trzeci.
Kilka uwag o sprzęcie. Na małych rzekach lepiej sprawdza się niezbyt długie wędzisko.Dłuższe niż 3 metry będzie przeszkadzać podczas wędrówki między krzakami. Żyłka 0,18 spokojnie powinna wystarczyć. Spławika nie stosuję - tylko by przeszkadzał. Ołowiana oliwka lub gruszka z krętlikiem o masie 10 - 15 g wystarczy. Nie łowię ani na silnym gruncie, ani nie rzucam daleko,więc większy ciężarek jest niepotrzebny. Haczyk dobieram do przynęty. Stosuje przypon długości 40 - 50 cm oczywiście z cieńszej żyłki.
Tak wyposażony skradam się do pierwszego z zanęconych miejsc, z wędką gotową do użycia, cichuteńko i nie za blisko. Jeżeli trzeba to nawet na czworakach. Wysuwam ostrożnie końcówkę i opuszczam zestaw w upatrzone miejsce. Żyłkę trzymam w palcach. Nie czekam długo. Jeżeli kleń jest, to weźmie w ciągu kwadransa. Często nagle silnym szarpnięciem wyrywa żyłkę z palców. Odliczam do trzech i zacinam. Jedno miejsce - jedna ryba. Idę do następnego dołka. W tej krótkiej, przedświtowej porze nie zdąży się odwiedzić więcej niż trzech, czterech miejsc. a gdy słońce wzniesie się wyżej, klenie przestają interesować się tym co leży na dnie. Obierają sobie dogodne stanowiska obserwacyjne i czekają w nich na to, co przyniesie im płynąca woda.
Pozdrawiam kubaxxx
Autor tekstu: jakub maciszewski
kiko117 | |
---|---|
Kleń to jest najlepsza rybka sportowa ja osobiście uważam że wymiarowy kleń na muchę to kunszt wędkarstwa, podejście go podanie przynęty aż w końcu uderzenie sama przyjemność ocena maks i połamania kija na kleniach życzę. Pozdrawiam (2014-07-14 21:58) | |
rysiek38 | |
W sumie sama prawda , na nic mi tak dobrze nieszło jak na czereśnie (J.żywieckie i kostki żółtego sera w Dębicy)ale przez pierwsze parę dni mogłem je jedynie obserwować zanim załapałem o co biega (2014-07-17 19:05) | |
marciin 2424 | |
Kleń to moja najczęstsza zdobycz może dlatego ,że jeszcze jest go dużo w wodach na ,których wędkuje, lecz dwu kilogramowego to jeszcze nie złowiłem chodź zdarzało mi sie takie widywać . Może kiedyś zawita taki na moim kiju czego również i Tobie życzę :) Pozdrawiam i ***** :) (2014-07-17 19:18) | |
kaban | |
W niewielkich suirkach nęcenie jest zupełnie niepotrzebne a liczy się tylko podejście do "ryby". Ja nawet w typowo góskich rzeczkach łowiłem niezłe kleniki, ale tylko ze spinningiem. (2017-10-28 16:01) | |
SlawekNikt | |
Kotlety, kotlety i znów kotlety i wszystkie już przemielone .... (2017-10-28 21:28) | |