Kłusownictwo - czy naprawdę nie można nic zrobić?
Rafał Kałużny (rafal.baca)
2009-06-04
Do napisania tego felietonu skłoniło mnie panoszące się nad naszymi coraz bardziej bezrybnymi wodami kłusownictwo oraz fakt, ze praktycznie mało co się robi, aby ten proceder ukrócić.
Mam przyjaciela, Czecha nazywa się Petr Nowotny i mieszka w Pradze. Poznaliśmy się podczas wspólnego pobytu w Holandii. Ponieważ również jest zapalonym wędkarzem, często prowadziliśmy długie dysputy dotyczące naszego hobby. Tematem także przez nas poruszanym było kłusownictwo. Petr opowiedział mi jak to rozwiązano u nich , w Czechach. Tuż po upadku komuny ludzie, tak jak i u nas, cieszyli się z odzyskanej wolności. Jednak bardzo szybko znaleźli się też tacy, którzy zaczęli wykorzystywać zbyt liberalne prawo, pełne niedociągnięć i różnego rodzaju „furtek prawnych”, do różnych przekrętów i machlojek. Ogromnie wzrosła też liczba złodziei i kłusowników. Ale nic dziwnego, kiepskie prawo powodowało, że zarówno kłusownik złapany na swym procederze jak i złodziej na np. kradzieży w sklepie był niemal od razu wypuszczany, a orzeczona wobec niego kara śmiesznie niska (maksymalnie 2 tysiące koron tj. ok. 250 zł). Zaś oni mogli nadal uprawiać swój proceder.
Jednak społeczne naciski na organy ustawodawcze spowodowały istotne zmiany bo nie mogło być tak, aby prawo chroniło złodziei, oszustów i kłusowników. Już w 2001 r. czeski parlament przyjął i wprowadził w życie nową ustawę, zgodnie z którą każdy drobny przestępca, w tym kłusownik, staje przed sądem i otrzymuje wyrok skazujący – nawet do 5 lat więzienia! i to w ciągu maksymalnie 48 godz. od chwili zatrzymania. Także orzekane kary grzywny zostały znacznie zaostrzone (do 5 tysięcy koron tj. ok. 600 zł). Straż rybacka uzyskała takie same uprawnienia jak policja – może nawet kontrolować samochody oraz konfiskować sprzęt użyty w przestępstwie. Efekty oczywiście pozytywne nastąpiły prawie natychmiast – mnóstwo osób dotychczas łamiących prawo zostało postawionych przed sądem, dotkliwie ukaranych, a nawet trafiło za kratki, zaś liczba kłusowników błyskawicznie zmalała. Nie muszę dodawać, że każdy obywatel chwali sobie takie prawo.
Zazdrośćmy więc Czechom nie tylko rybnych i dobrze zarządzanych wód, ale przede wszystkim mądrego prawa oraz tych, którzy je uchwalają, mając na względzie dobro społeczeństwa, a nie doraźne partyjne interesy i walkę o „stołki”.
Z nadzieją na lepsze jutro i wędkarskim pozdrowieniem
Rafał Kałużny