Kłusownictwo - Społeczna Straż Rybacka o problemie
Redakcja wedkuje.pl (redakcja)
2008-06-01
Szczepan Czernecki, szef SSR w Warszawie przyznaje, że kłusownictwo było, jest i będzie nieodłącznym elementem naszej rzeczywistości. „Ciężko jest złapać takie osoby na gorącym uczynku, kłusownicy ciągle też zmieniają sposób działania – mówi. - W Warszawie takim kłusowniczym centrum jest jeziorko Czerniakowskie, choć Wisła niewiele mu pod tym względem ustępuje. Najgorsze jest to, że Społeczna Straż nie ma możliwości nakładania kar, możemy co najwyżej zwrócić uwagę, w najgorszym wypadku skierować sprawę do sądu koleżeńskiego w kole albo sądu okręgowego. Myślę, że to największa przyczyna słabych efektów walki z tym procederem zauważalnych w całej Polsce”.
Szczepan Czernecki dodaje jednak, że stołeczna SSR zmaga się również z innym, uciążliwym problemem - zaśmiecania łowisk przez samych wędkarzy. Jak mówi, nie pomagają upomnienia, choć podkreśla, ze stołeczna straż w najbliższym czasie zorganizuje akcję, której celem będzie większa kontrola zbiorników i masowe upomnienia dla zaśmiecających zbiorniki wędkarzy. O jej efektach również poinformujemy.
Z centrum kraju przenosimy się na Suwałki, pytając o problem i skalę kłusownictwa. Mniej liczna, bo licząca 40 osób Społeczna Straż w Suwałkach ma pod swoją opieką 128 jezior. Mariusz Okomski z tamtejszej SSR mówi, że kłusownictwo w tym regionie nie ma aż takiego dużego rozmiaru, jak jeszcze kilka lat temu. Dlaczego? W wodach brakuje ryb, właśnie z powodu długoletniej kłusowniczej praktyki. Wciąż są jednak oczywiście tacy, którzy z tego procederu nie rezygnują, stosując okrutne metody i poławiając ryby poniżej wymiarów ochronnych. „Chodzi o najgorszą broń kłusowników – prąd, który powoduje największe spustoszenie rybostanu – wyjaśnia nasz rozmówca. - W niektórych rejonach, np. na Mazurach kłusownicy działają w zorganizowanych większych grupach, niczym mafie. Często są uzbrojeni, dlatego budzą strach wśród wędkarzy i trudno jest złapać ich na gorącym uczynku. Dla nich kłusownictwo to sposób na życie i dobry zarobek”.
Ponad 260 funkcjonariuszy na 8.849 ha wód – to z kolei dane ze Społecznej Straży Rybackiej w Zielonej Górze. Rafał Wanat z zielonogórskiej SSR tłumaczy, że w celu ułatwienia ścigania kłusowników tamtejszy okręg PZW doprowadził do podpisania porozumień pomiędzy lokalnymi starostwami, dzięki czemu strażnicy jednego powiatu mogą dokonywać kontroli nie tylko na swoim terenie. „Pomimo tych ułatwień członkowie SSR w dalszym ciągu napotykają jednak na trudności w wykonywaniu podstawowych czynności kontrolnych. Składa się na to wiele problemów: zbyt niskie kary za popełnienie wykroczenia, wzrastająca agresywność kłusowników – mówi. - Brakuje również chętnych do pracy w szeregach Społecznej Straży Rybackiej, pomimo takich bodźców jak zwrot kosztów za delegację, ulgi w wędkowaniu dla zaangażowanych czy nagrody za zatrzymany sprzęt kłusowniczy oraz całokształt pracy”.
Rafał Wanat przedstawia długą listę najczęstszych wykroczeń lub przestępstw, z którymi ma do czynienia zielonogórska SSR. Chodzi nie tylko o wędkowanie przez osoby, które nie posiadają uprawnień, łowienie ryb w okresie ochronnym, nie przestrzeganie wymiarów ochronnych oraz określonych limitów, ale także wędkowanie na więcej niż dwie wędki, stosowanie sieci, a także zaśmiecanie stanowisk wędkarskich.
W sumie zielonogórska SSR w ubiegłym roku przeprowadziła 700 kontroli i skontrolowała ponad 8300 wędkarzy. W porównaniu z tymi wynikami ilość spraw przekazanych do sądów koleżeńskich – 5 oraz wysokość łącznie nałożonych przez policję mandatów – prawie 14 tys. zł, jest jednak bardzo mała.
Pocieszające w całej sprawie i niech będzie to optymistyczny akcent na koniec - olbrzymie zaangażowanie działaczy społecznych straż, którzy w większości tej wcale niełatwej pracy oddają całe serce.
Martyna Mikulska