Zaloguj się do konta

Kłusownictwo - Społeczna Straż Rybacka o problemie

Walka z kłusownictwem to w świecie wędkarskim temat stary i dobrze znany. Jak mało który budzi w nas największy sprzeciw, złość… i bezsilność, bo pomysłów na zwalczanie tego procederu jest wiele, wciąż pozostają one jednak na papierze. Niedawno podejmowaliśmy ten temat w naszym portalu, rozmawiając m.in. z działaczami państwowych struktur walki z kłusownictwem. Dziś spojrzenie z nieco innej strony – działań funkcjonariuszy Społecznej Straży Rybackiej.

Szczepan Czernecki, szef SSR w Warszawie przyznaje, że kłusownictwo było, jest i będzie nieodłącznym elementem naszej rzeczywistości. „Ciężko jest złapać takie osoby na gorącym uczynku, kłusownicy ciągle też zmieniają sposób działania – mówi. - W Warszawie takim kłusowniczym centrum jest jeziorko Czerniakowskie, choć Wisła niewiele mu pod tym względem ustępuje. Najgorsze jest to, że Społeczna Straż nie ma możliwości nakładania kar, możemy co najwyżej zwrócić uwagę, w najgorszym wypadku skierować sprawę do sądu koleżeńskiego w kole albo sądu okręgowego. Myślę, że to największa przyczyna słabych efektów walki z tym procederem zauważalnych w całej Polsce”.
Szczepan Czernecki dodaje jednak, że stołeczna SSR zmaga się również z innym, uciążliwym problemem - zaśmiecania łowisk przez samych wędkarzy. Jak mówi, nie pomagają upomnienia, choć podkreśla, ze stołeczna straż w najbliższym czasie zorganizuje akcję, której celem będzie większa kontrola zbiorników i masowe upomnienia dla zaśmiecających zbiorniki wędkarzy. O jej efektach również poinformujemy.

Z centrum kraju przenosimy się na Suwałki, pytając o problem i skalę kłusownictwa. Mniej liczna, bo licząca 40 osób Społeczna Straż w Suwałkach ma pod swoją opieką 128 jezior. Mariusz Okomski z tamtejszej SSR mówi, że kłusownictwo w tym regionie nie ma aż takiego dużego rozmiaru, jak jeszcze kilka lat temu. Dlaczego? W wodach brakuje ryb, właśnie z powodu długoletniej kłusowniczej praktyki. Wciąż są jednak oczywiście tacy, którzy z tego procederu nie rezygnują, stosując okrutne metody i poławiając ryby poniżej wymiarów ochronnych. „Chodzi o najgorszą broń kłusowników – prąd, który powoduje największe spustoszenie rybostanu – wyjaśnia nasz rozmówca. - W niektórych rejonach, np. na Mazurach kłusownicy działają w zorganizowanych większych grupach, niczym mafie. Często są uzbrojeni, dlatego budzą strach wśród wędkarzy i trudno jest złapać ich na gorącym uczynku. Dla nich kłusownictwo to sposób na życie i dobry zarobek”.

Ponad 260 funkcjonariuszy na 8.849 ha wód – to z kolei dane ze Społecznej Straży Rybackiej w Zielonej Górze. Rafał Wanat z zielonogórskiej SSR tłumaczy, że w celu ułatwienia ścigania kłusowników tamtejszy okręg PZW doprowadził do podpisania porozumień pomiędzy lokalnymi starostwami, dzięki czemu strażnicy jednego powiatu mogą dokonywać kontroli nie tylko na swoim terenie. „Pomimo tych ułatwień członkowie SSR w dalszym ciągu napotykają jednak na trudności w wykonywaniu podstawowych czynności kontrolnych. Składa się na to wiele problemów: zbyt niskie kary za popełnienie wykroczenia, wzrastająca agresywność kłusowników – mówi. - Brakuje również chętnych do pracy w szeregach Społecznej Straży Rybackiej, pomimo takich bodźców jak zwrot kosztów za delegację, ulgi w wędkowaniu dla zaangażowanych czy nagrody za zatrzymany sprzęt kłusowniczy oraz całokształt pracy”.
Rafał Wanat przedstawia długą listę najczęstszych wykroczeń lub przestępstw, z którymi ma do czynienia zielonogórska SSR. Chodzi nie tylko o wędkowanie przez osoby, które nie posiadają uprawnień, łowienie ryb w okresie ochronnym, nie przestrzeganie wymiarów ochronnych oraz określonych limitów, ale także wędkowanie na więcej niż dwie wędki, stosowanie sieci, a także zaśmiecanie stanowisk wędkarskich.
W sumie zielonogórska SSR w ubiegłym roku przeprowadziła 700 kontroli i skontrolowała ponad 8300 wędkarzy. W porównaniu z tymi wynikami ilość spraw przekazanych do sądów koleżeńskich – 5 oraz wysokość łącznie nałożonych przez policję mandatów – prawie 14 tys. zł, jest jednak bardzo mała.
Pocieszające w całej sprawie i niech będzie to optymistyczny akcent na koniec - olbrzymie zaangażowanie działaczy społecznych straż, którzy w większości tej wcale niełatwej pracy oddają całe serce.
Martyna Mikulska



Opinie (3)

Jacek18

Wydaje mi się ze jest to dobry artykuł!Rozmawiając z kolegami wędkarzami na temat kłusownictwo i straży,można dowiedzieć się prze dziwnych rzeczy.Np Straż powinna starać się sie łapać kłusowników którzy łapią na siatki i prąd a nie wędkarzy którzy łapią na np.2 wędki i 3 mją rozłożoną i łapią ukleje na żywca,lub np wystawienie dziecku które ma 10 -14 lat lub i mniej mandatu za łapanie płotek lub krąpi.Wydaje mi się że nakładanie kar na takie osoby jest mało pożyteczne.Ile takie dziecko wyłapie tych ryb dziennie z 1kg max.Moim zdaniem powinny być kontrole nocne przeprowadzane na jeziorach.Przecież noc jest najbezpieczniejszą pora dla kłusowników [2008-06-25 10:10]

użytkownik

To prawda że brakuje chętnych do pracy w szeregach Społecznej Straży Rybackiej. Jeżeli z ustawy wynika że łowimy na dwie wędki, to dotyczy wszystkich wędkarzy. Polskie prawo nie zezwala na karanie nieletnich mandatem karnym , a jak komuś wydaje się że straż kara mandatem dzieci, to niech się dalej mu wydaje. [2009-03-12 21:41]

brzana1

Jestem w SSR od kilkunastu lat i nie zdarzyło mi się ukarać dziecka, choć wędkowały bez uprawnień. Przyjętą przez nas regułą jest rozmowa z rodzicami takiego dziecka i namówienie ich do wyrobienia legitymacji lub karty wędkarskiej,oraz pouczenia rodziców o zagrożeniach jakie mogą spotkać ich pociechy podczas wędkowania bez opieki.W kilkunastu przypadkach zdało to egzamin bo razem z synem kartę wyrobił również ojciec. [2009-03-18 01:23]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej