Kłusownictwo wędkarskie - nowa lekcja
Tadeusz Butmankiewicz (JANTA)
2009-03-03
Był piękny kwietniowy dzień. Słonko świeciło i było ciepło. Temperatura powietrza była około 18 stopni . Wyszliśmy z kolega po obiedzie na spacer. Może przejedziemy się zobaczyć co dzieje się nad brzegami zalewu/ - zaproponował kolega. Zgodziłem się bezwarunkowo i w niecałe pół godziny byliśmy nad brzegiem zalewu Dziećkowice przeznaczonego do zamulenia przez popiół i żużel z budowanej właśnie Elektrowni Jaworzno III, w której z kolegą pracowaliśmy. Idąc brzegiem zauważyliśmy jednego wędkującego.
Jak się później okazało mieszkańca pobliskich zabudowań. Stał w trzcinach a w stosunkowo płytkiej wodzie dryfowały dwa średniej wielkości spławiki. Na starych pochylonych trzcinach spoczywały w pozycji półleżącej dwie niby leszczynowe wędki. Kiedy nas zobaczył wzdrygnął się trochę lecz nie przerwał łowienia ani nie próbował uciekać. Ładnie to tak kłusować - zapytał kolega.
A co panowie są strażnikami PZW? Zapytał odwracając się do nas twarzą starszy pan, tak na oko był już po 60 – ce. Nie jesteśmy strażnikami odpowiedział kolega, ale nie pozwalamy nikomu kłusować! Ja tu od dziecka łowię i nigdy nie miałem karty a znam tu cały zbiornik jak własną kieszeń! Nie wiem czy panowie słyszeli, że ten zbiornik mają zamulić popiołem z elektrowni? Tak odpowiedziałem ale słyszałem, że mają tu wszystkie ryby odłowić i przenieść do nowego zbiornika – Dziećkowice – 2. – Co mieli już odłowić panie to już odłowili było tego niewiele.
Tu jest zatopiony podwodny las i tu ryb się nigdy nie wyłowi. Tylko kawałek od brzegów jest czyste dno a szczególnie tam od strony plaży.
Ja tu wszystko dobrze znam. Ja tu łowię ryby od zawsze. Wiem kiedy i w jakim miesiącu i gdzie się przemieszczają. Co zdążą wędkarze wyłowić to ich, reszta pójdzie na zagładę. A co pan łowi zapytałem? Karpiki odpowiedział a po chwili dodał Karpiska! Tu są Karpiska? - zapytał kolega, przecież tu jest płytko i nie widać jakichkolwiek oznak żeby karpie się tu kręciły. Jeszcze nie przyszły na posiłek odpowiedział tubylec. Teraz podziwiam tarło płoci bo one mi zanęcają. Jakieś 10 metrów naprzeciw niego w trawie częściowo zatopionej w wodzie odbywało się tarło płoci. Teraz zauważyliśmy dopiero jak potężne stado płoci wyszło na płyciznę do odbycia corocznych godów. Był to przepiękny widok okazów płoci.
Podpływające z płetwami grzbietowymi wyglądały jak małe rekiny inne zajęte były przekazywaniem przyszłemu pokoleniu swoich genów. Pierwszy raz widziałem tak imponujące widowisko. Piękno natury w całej okazałości. Powiedziałem, że jestem zaszokowany tak jest to piękne zjawisko! Zauważyli panowie, że nad tarliskiem nie krąży żadna mewa ani inny ptak ikro czy też rybożerny? Faktycznie byliśmy kolegą zdumieni nad tarliskiem nie fruwało żadne ptactwo. Piżmaki też się wyniosły na okres tarła komentował miejscowy. Tak jest co roku natura stworzyła tak ekosystem, aby mógł funkcjonować w ramach równowagi biologicznej. Tak pouczał nas ten, którego o mało co z początku nie zlinczowaliśmy, teraz słuchaliśmy go z zapartym tchem.
Nie zauważyliśmy skąd nagle na wysepce, której brzeg był naturalnym tarliskiem znalazło się trzech panów z obszerną siatką i workami na ryby. Rzucając siatkę na trące się ryby wybierali z niej dorodne osobniki, z których ciekła strumieniami ikra lub mleko i napełniali nimi worki. Nie reagowali na nasze uwagi i ostrzeżenia. Napełniwszy sobie ile mogli unieść worki udali się w stronę zabudowań. Tubylec powiedział nam, że zna tych panów nazwisk nam jednak nie powie, bo będą wiedzieli, że to on nam podał a poza tym czy zauważyliśmy, że ikra i mlecz zostały w tarlisku. Słońce chyliło się już ku zachodowi jeszcze ostatnie jego promienie muskały taflę wody, która się systematycznie wygładzała. W pewnym momencie nasz rozmówca powiedział o patrzcie idą Karpiki .
Do tarliska zbliżyło się kilka cieni od których na boki rozpływała się woda wzburzona bardziej niż była wtedy gdy chwilowo powiewał wiosenny wiatr. Tubylec wyciągnął z wody wędki kolejno i założył na obie sporych wymiarów rosówki. Haki miał własnej roboty, ponieważ nie widziałem takich w sprzedaży. Po jednym dał nam pamiątkę. Mam go do dzisiaj jako atrapę. Podobne widziałem w USA. Przy pomocy leszczynowych kijów umieścił rosówki nieopodal trących się płoci. Nie trwało długo kiedy łowiący dokonał pierwszego zacięcia. Przeżyliśmy z kolegą piękne chwile walki na śmierć i życie bo tak to wyglądało. Karp szalał, wędkarz kijem z ruchomą szpulą wykonywał dziwne akrobacje w powietrzu. Walka trwała około godziny prawie nieżywego karpia przyciągnął do brzegu łowiący a my z kolegą staliśmy ja zamurowani. Prawie 18 kilogramów wycedził przez zęby zwycięzca wyjmując z pyska karpiowi ręczną poniemiecką wagę. Podeszliśmy bliżej ryby, która leżała teraz nieruchomo a jej władca szukał w torbie noża aby ją dobić i sprawić na miejscu i zatrzeć piaskiem ślady.
Złowiony karp miał długość około 80 – 90 cm był bardzo opasły i wyglądał jak spasiony wieprz. Pierwszy raz w życiu widzieliśmy z kolegą takiego potwora prawie nie przypominającego normalnego karpia jakiego widzi się w literaturze. Zauważyliśmy też, że u łowiącego kij nie jest z leszczyny, lecz z bambusa a żyłka to nylonowy sznur do prania. Kolega widząc ten sprzęt z bliska powiedział: - panie teraz widzę dokładnie, że jest to naprawdę kłusownictwo. Na to tubylec ze spokojem w głosie powiedział: Proszę pana, na kłusownika stosuję sprzęt taki na jaki sobie kłusownik zasługuje. Te Karpiska wyjadają codziennie wszystką złożoną tu ikrę. Widzą panowie ile ryb się tu trze jak co roku, a narybku nigdy w ogóle nie ma. Karpie wyżerają tu wszystko, robią straszne spustoszenie w rybostanie. Wyjadają ikrę razem z trawą pokazał nam zawartość brzucha świeżo rozpłatanego złowionego karpia. Zobaczcie! jak był nabity ikrą i jeszcze tu przyszedł ikrę zżerać, a nawet połakomił się na rosówkę. Nie wiem czy bardziej rybom szkodzą ci, którzy do worka nabrali ryb, czy te świnie i tu pokazał na karpie, które znowu podpływać zaczęły do trących się ryb. Karpie robią tu straszne spustoszenie podczas tarła wszystkich ryb!. Niedługo lin rozpocznie tarło tu opodal i pokazał ręką na miejsce zarośnięte gęsto trzciną. Karpie się tam przeniosą i znowu wyżrą wszystko a trzcinę tak połamią, że dopóki nie wyjdzie nowa, niejeden wędkarz zostawi tu cały zestaw ze spławikiem włącznie bo będzie myślał, że dno jest czyste.
- Karpie łowię też często w zimie czasem nawet przed świętami gdy grudzień jest ciepły a zbiornik nie jest zamarznięty i gody odbywają szczupaki. One wręcz uwielbiają ikrę szczupaka i są dokładnie zorientowane, kiedy i gdzie tarło odbywa szczupak. Ja poznaję to po ruszaniu się trzciny. Wiem kiedy trą się szczupaki a kiedy buszują tam karpie i zjadają owoce ich miłości. Panowie jakie ja tu karpie wyciągam z wody kiedy ryby zaczynają tarło. Czasem w marcu jest jeszcze na zbiorniku lód i jest problem, który polega na wyciągnięciu takiego potwora na lód, mimo że prawie nie walczy, ale sama waga robi swoje. Mam specjalny bosak do wyciągania ich z pod lodu. Wiem dokładnie w których miejscach szczupaki odbywają tarło, to jest blisko brzegu więc sobie najpierw wyrębuję lód w tych miejscach do samego brzegu. Opowiadał nam historię zbiornika, który zna i zna obyczaje mieszkańców zarówno łowiących ryby jak i samych ryb. Kolega chcąc bronić obżarstwa karpi powiedział, że okonie to są dopiero szkodniki, ponieważ zżerają ikrę łapczywie i bardzo powoli rosną w stosunku do karpi. Tu tubylec ostro zaprotestował. - Proszę pana, proszę popatrzeć tu obok tej trzciny dwa małe okonie, które połakomiły się na ikrę zostały oblane mleczem i tu dogorywają ponieważ dostały pleśniawki i już się z tego nie wyliżą. Duże okonie kiedy inne ryby mają tarło trzymają się z daleka nie wiem czy szanują to czy boją się instynktownie pleśniawki. Tak już zbudowany jest ten nasz ekosystem. Stwórca nad tym pomyślał. Kiedy odchodziliśmy zauważyliśmy, że karpiarz znowu dziwne ewolucje wykonuje kijem w powietrzu, ale nie wracaliśmy już do niego, lecz pełni wrażeń wróciliśmy do domów z przekonaniem, że jednak podróże kształcą. Prosty człowiek a więcej wiedział o ekosystemach i łańcuchach pokarmowych niż my z kolegą po studiach. O rybach też!
Janta