Kłusownictwo – czy i jak reagować?
Redakcja wedkuje.pl (redakcja)
2008-10-04
Znawcy tematu uparcie przekonują, że klucz do ograniczenia kłusownictwa tkwi w postawie samych wędkarzy niejednokrotnie bagatelizujących nielegalne połowy. W jaki sposób i gdzie zatem zgłaszać akcje kłusowników? Opisujemy to poniżej…
Jeśli ktokolwiek zauważy jakieś podejrzane działania, np. siatki w wodzie, pontony zlokalizowane w trzcinach, to można śmiało mieć podejrzenia, że nie mówimy o „zwykłym” wędkowaniu i takie przypadki powinniśmy od razu zgłaszać na policję albo do Państwowej Straży Rybackiej. Podać nazwę akwenu i dokładne miejsce oraz pozostawić kontakt do siebie – mówi Piotr Dybowski, doświadczony wędkarz, a zarazem policjant z Trzcianki. – Jeśli otrzymujemy takie zgłoszenia, od razu kierujemy się na miejsce zdarzenia i każemy sprawców. Jak pokazuje moje doświadczenie, kłusownicy co prawda zawsze się tłumaczą, ale prawie zawsze przyjmują też ostatecznie mandaty.
Sprawą zajmuje się jedna z tych instytucji, więc mówimy oczywiście o jednym mandacie – dodaje z kolei Piotr Rutkowski, członek SSR z Wodzisławia Śląskiego. - Jest on wypisywany od razu, więc sprawa na tym czynie się kończy, chyba że ukarany nie przyjmie mandatu. Wówczas funkcjonariusz SSR, który złapał kłusownika składa w ciągu 3 dni wniosek do komendanta głównego SSR w swoim okręgu o ukaranie sprawcy. Komendant SSR kieruje następnie taki wniosek do komendy policji, która zajmowała się sprawą, a ta z kolei kieruje ją do Sądu Grodzkiego właściwego do miejsca działania danej SSR. Na rozprawie obecni są: sprawca/y, świadkowie zdarzenia oraz pełnomocnik policji. Sprawa w Sądzie kończy się zazwyczaj również nałożeniem mandatu. Świadkowie nie powinni obawiać się udziału w takiej rozprawie, liczą się ich zeznania, a wszystkie koszty sądowe ponosi Skarb Państwa.
Rzeczywistość wygląda tak, iż często wędkarze sami mają pretensje do policji czy SSR, że nie walczą z tym procederem, ale w sami nie robią też nic, aby pomóc nam w namierzeniu kłusowników. Tymczasem w sytuacji, kiedy w większości mamy już do czynienia jedynie z samymi śladami takich rabunkowych akcji, nie jesteśmy w stanie wiele zdziałać. Strażników jest niestety wciąż za mało, by kontrolować każdy skrawek danego obszaru, a kłusownicy to śmiało wykorzystują. Pół biedy, jeśli zbiorniki położone są w miejscach zaludnionych, ogólnodostępnych –wtedy rabusie wybierają się na łowy przeważnie w nocy. W przypadku zarośniętych i mało uczęszczanych akwenów kłusują nawet w biały dzień, jak gdyby nigdy nic. Bez pomocy wędkarzy albo nawet zwykłych, przypadkowych świadków jesteśmy niestety bezsilni – podsumowuje Piotr Dybowski.
wysłuchała Martyna Mikulska
etyka myśliwska