Koleżeńska wyprawa na dorsze
Waldek Wojewoda (waldek)
2009-05-08
Dnia 30 czerwca ja i kilku moich znajomych zorganizowaliśmy wyjazd do Ustki Połowić troszkę dorszy.
O godz 9.00 wszyscy spotykają się w umówionym miejscu: sklep u Pana Zygmusia .
To właśnie P. Zygmunt zabrał przepyszne goloneczki, karczek i mnóstwo napoju różnego rodzaju i smaku?
Wsiadamy do wypożyczonego busa i startujemy.
Zobaczcie tylko skąd mamy busa, przeczytajcie napisy.
Ale tam pracuje jeden ze znajomych i właśnie stąd ten bus.
Sensacja była ogromna, wszyscy się przyglądali i domyślali się, że nas wiozą na jakieś leczenie.
Po paru dniach pobytu na morzu rzeczywiście niektórym przydałoby się leczenie w takim zakładzie. Jedni przesiedzieli cały czas na statku z wiaderkiem i wydawali przez 8h dziwne dźwięki , innym dlatego, ze zapomnieli o bożym świecie od napojów i przespali cały rejs.
Ale po kolei.
Pierwszy postój po ok. 250 kilometrach. Wszyscy wyskakują z samochodu i prosto do skrzynki z % tami i żarciem. Padły jakieś 3 literki dobrego bimberku.
Pojedli, popili no to do samochodu. Jedziemy, podziwiamy okolice, śpiewamy i wspominamy inne wyprawy. relaje z polowań
Drugi postój już na miejscu u właściciela statku P.Bolusia.
Szybkie rozpakowanie wędek i ubrań ulokowanie się w pokojach i biegiem rozpalamy grilla i siadamy do kolacji. Właściciel zdaje nam relacje, że dorsz bierze średnio, że jesieniom w zeszłym roku wędkarze łowili prawie każdy po ok. 40 50 sztuk.
Tak sobie wspominamy, do godziny 24 ale należy już iść spać bo jutro pierwsze wypłyniecie.
No oczywiście niektórym było mało to zostali.
Pobudka rano o 5.00 jedziemy do portu i wsiadamy na nowy statek wędkarski zbudowany na początku roku przez Bolusia.
Jest mniejszy niż typowe kutry rybackie ale za to szybszy i przytulniejszy dla oka.
Na dole jest kuchnia oraz 6 koi.
Na łowisko płyniemy ok. 2h No ale cóż przez te 2h się działo jeden przyjaciel zaraz po wypłyniecie zaczął już nęcić. Tak chłopak osłab, że załoga musiała go szelkami do ławki przypiąć żeby się nie poturbował.
Ja oczywiście stary morski wyga ale delikatnie mówiąc troszkę przedawkowałem.
Chciałem chwile odpocząć i usnęło mi się na ławce. No i stało się przyszła większa fala i jak mnie o burtę nie pieprzło. Kolano zdarte, krew się wali łapy poobdzierany a o boku nie wspomnę cały siny.
Już do końca rejsu nie kładłem się na ławce tylko stękałem z bulu.
Koledzy łowili dorsze takie 1.5kg do 3kg. Żęby nie skłamać to ilość w zależności od stopnia trzeźwości zawodników wahała się od 4szt do 15sztuk.
Załoga poczęstowała nas przepyszną zupką rybną i spłynęliśmy do portu.
Rybki do chłodni i biegiem na kwaterę bo dziś Zygmunt obchodzi imieniny.
Krótkie ale szczere imieninowe życzenia i siadamy do stołu.
Kolega Zygmunt przygotował tyle pysznego żarcia że każdy się oblizywał.
Ja myślę sobie cholera jak zaleje czapkę to następny dzień znów nic nie złowię.
Więc się oszczędzałem i poszedłem wcześniej spać.
Rano pobudka o 5 i płyniemy.
W połowie drogi okazało się że każdy zapomniał o % . Jaka to była mordęga przez całe 9h o suchym pysku straszne.
Aha ten kolega co wczoraj zanęcał już nie wsiadł bał się o życie, zdrowie o wszystkie wnętrzności.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Brak płynów przełożył się u mnie na łowienie . Po kilku godzinach miałem najwięcej sztuk dorsza chyba 8 sztuk.
Ogólnie dorsz średni brał.
Łowienie zakończyłem z 15 dorszami . Byłem 2 Zygmunt mnie wyprzedził.
Inni koledzy też połowili więcej niż poprzedniego dnia.
Bardzo trudno było namierzyć dobrą ławicę a kierowca był dobry znamy go od wielu lat.
Muszę nadmienić, że oprócz naszej ósemki drugiego dnia zabraliśmy 4 innych wędkarzy.
Jednym z nich był były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej Jerzy Engel.
Gdzieś na zdjęciu będzie.
I to właśnie on złowił najmniej sztuk ale za to dorwał pięknego dorsza.
Największy ze wszystkich 8-10 kg. Miał wielkie szczęście bo tyko on trafił taką sztukę.
Spłynęliśmy do portu po 9h pływania wykończeni ale zadowoleni.
Rybki do chłodni i idziemy balować. Niektórzy zwiedzali Ustkę, plaże i bary inni oglądali Samych Swoich w pokojach.
Rono szybki prysznic , śniadanko, piwko i wracamy do domu.
Już za dużo % po drodze nie było no przecie trzeba żoną jakoś się pokazać.
Bo na drugi raz nici z wyjazdu.
Było wszystko w miarę ale na miejscu zadawały dziwne pytania. Np. czemu jesteście tacy czerwoni? Ale szybko znaleźliśmy odpowiedź że bardzo słońce świeciło.
Wszyscy wrócili zadowoleni choć poobijani.
Następny raz chyba jesienią.
Myślę że niektórzy troszkę się uśmieją z tego opisu ale tak było cała prawda. Pozdrawiam .
.