Fotografia twórców projektu. - zdjęcia, foto - 2 zdjęć
Już Orwell pisał o całkowitej inwigilacji za pomocą wysokiej techniki. Wobec najnowszych metod okazuje się , że koniec kłusownictwa jest już tylko kwestią czasu. Oczywiście jak zwykle będzie to na początku drogie ale już dziś jest możliwe. Strach pada na kłusoli, a może jeszcze nie, bo żyją w błogiej nieświadomości. Wnioski takie można wyciągnąć po zapoznaniu się z projektem prowadzonym w IRŚ Olsztyn pod tytułem: „Opracowanie alternatywnych metod zarządzania rybołówstwem drapieżnych ryb jeziorowych polegających na zastosowaniu materiału zarybieniowego pochodzącego z intensywnego chowu w obiegach recyrkulacyjnych”. Tytuł troszkę naukowy ale ten program pilotażowy prowadzony w latach 2011-2014 daje wiele ciekawych wniosków na przyszłość dla wszystkich świadomych wędkarzy i ludzi interesujących się polską ichtiofauną. Ogólnie celem projektu było zbadanie czy i jak można sprawić by szczupaki i sandacze hodowane w stawach mogły się dobrze rozwijać w naturalnych jeziorach. Cytuję jeden z celów: W szczególności poszukiwane będą optymalne rozwiązania odnośnie znakowania ryb, wielkości i wieku stosowanego materiału zarybieniowego, a także terminów zarybień;. Widać więc , że zagadnienie jest bardzo ciekawe. Twórcy projektu piszą , że dziś jesteśmy w stanie hodować sandacze i szczupaki od narybku do tarlaków w obiegu zamkniętym basenowym. Jednak brak było badań jaka jest kondycja i przeżywalność tych ryb w warunkach naturalnych. I właśnie ten projekt miał odpowiedzieć na te pytania.
Wybrano te dwie ryby bo są bardzo cenione przez konsumentów, rybaków i wędkarzy. Tu mały wtręt, wędkarzy ostatnio zaczęto nazywać rybakami rekreacyjnymi. Bardzo to wkurza , ale jak się na tym zastanowić to wędkarze którzy zabierają ryby mogą być śmiało nazywani rybakami rekreacyjnymi. Taki jest wspólczesny świat.
Do badań wybrano następujące zbiorniki naturalne: Dgał Wielki, Sejwy, Skarż, Brożówka. Wszystkie leżą na Pojezierzach Mazurskim i Suwalskim.
Aby nic nie pomylić oto cytat jak wykonano znakowanie ryb zresztą ta metoda była wtedy stosowana pierwszy raz w Polsce. „W ramach niniejszego projektu przeprowadzono znakowanie ryb za pomocą znaczków elastomerowych (VIE) oraz magnetycznych (CWT). Celem zabiegu było określenie śmiertelności ryb pochodzących z hodowli i wypuszczonych do warunków stawowych (znaczki elastomerowe) i jeziorowych (znaczki magnetyczne). Zróżnicowanie zastosowania znaczków wynika z ich właściwości, przede wszystkim trwałości. Znaczki elastomerowe są widoczne przez krótszy okres i zostały wykorzystane w badaniach stawowych. Znaczki magnetyczne utrzymują się przez znacznie dłuższy czas, dlatego zastosowano je do znakowania narybku użytego do zarybień jezior.
Elastomery są kolorowymi silikonowymi znaczkami powszechnie stosowanymi do znakowania ryb, skorupiaków, płazów i gadów. Znaczek powstaje w efekcie połączenia dwóch substancji, które wstrzykuje się w postaci płynu w przezroczysty fragmenty skóry (np. okolice płetw, gałki ocznej). Bezpośrednio po iniekcji dochodzi do reakcji w wyniku, której formuje się elastyczny, kolorowy znak. Zastosowanie fluoroscencyjnych barwników zwiększa widoczność znaczków. Znaczki implantowane są za pomocą specjalnych aplikatorów, pozwalających na stosowanie tego typu znaczków u bardzo małych ryb. Procedura implantacji polega na wprowadzeniu ryb w stan anestezy, a następnie aplikacji odpowiednich barwników tworzących trwały elastyczny znaczek. Znakowanie przeprowadzono w Zakładzie Akwakultury i Zakładzie Hodowli Ryb Jesiotrowatych Instytutu Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie. W celu określenia optymalnej wielkości ryb użytych do zarybień w znaczki elastomerowe zostały zaopatrzone trzy grupy narybku szczupaka i sandacza wychowanego w systemach recyrkulacyjnych: (grupa 1) masa ciała 1-2 g, (grupa 2) 5-10 g, (grupa 3) 15-30 g. Każda grupa wielkości została poznakowana barwnikiem innego koloru i wypuszczona do stawów ziemnych.
Znaczki magnetyczne (CWT) są stalowymi drutami o przekroju 0,25 mm. Posiadają one trwałe właściwości magnesu. Stalowe druty mają specjalny kod, charakterystyczny dla każdej serii znaczków. Znaczki magnetyczne używane są z powodzeniem do znakowania bardzo wielu grup zwierząt, m.in. ryb, płazów, krewetek, homarów. Pomimo powszechnego stosowania w wielu krajach, w Polsce znaczki magnetyczne nie były dotychczas testowane. Głównymi zaletami CWT są: niewielki wpływ na znakowane organizmy, możliwość implantowania u zwierząt o bardzo małych rozmiarach ciała, długi czasu działania oraz relatywnie niska cena. Niewielki rozmiar znaczków magnetycznych (standardowy rozmiar: 1,1 × 0,25 mm) pozwala na ich implantację u larw i stadiów juwenalnych, bez negatywnego wpływu na wzrost i przeżywalność ryb. Przed implantacją ryby usypia się, a następnie za pomocą specjalnego aplikatora wprowadza znaczek. Miejsce implantacji znaczka magnetycznego jest specyficzne dla każdego gatunku. Najczęściej wprowadza się go do części nosowej. Po zakończeniu zabiegu implantacji przeprowadza się kontrolę efektów znakowania za pomocą specjalnego urządzenia identyfikującego. Do odczytu znaczków magnetycznych konieczne jest odłowienie ryb. Za pomocą odpowiednich detektorów możliwe jest określenie obecności znaczka magnetycznego, jednakże do identyfikacji kodu, konieczne jest wydobycie znaczka z ryby i odczytanie za pomocą mikroskopu. Zaletą znaczków magnetycznych, w porównaniu do znaczków elastomerowych, są: długi czas utrzymywania się u ryb, możliwość implantacji dużej liczby ryb w krótkim czasie oraz stosowania różnych serii zaopatrzonych w inny kod, pozwalający zidentyfikować wiele grup ryb”. http://projekt-pilotazowy.infish.com.pl/znakowanie-materialu-do-zarybien
Tyle tych trudnych naukowych procedur i nowości. Bardzo ciekawe są wnioski z realizacji projektu. Mianowicie:
- okazało się , że zarybienie powiodło się doskonale i metoda ta może być używana w całej Polsce
- jednak przed zarybieniem trzeba dokonać dokładnych badań środowiskowych ponieważ okazało się , że w niektórych akwenach np. szczupakiem można zarybiać dowolnej wielkości, ale już w innych tylko większymi osobnikami (trzeba uważać by było dla nich wystarczająco dużo pokarmu dostosowanego do ich wzrostu
- jeśli chodzi o sandacze to asortyment zarybieniowy nie miał żadnego znaczenia
- bardzo ciekawie wypadły testy biotelemetryczne ( okazało się że są doskonałą i w miarę tanią metodą służącą do określania aktywności ryb w poszczególnych porach roku, głębokości przebywania i konkretnym miejscu pobytu w jeziorze, posłużyć też mogą ukazaniu zimowisk ryb , tras wędrówek itd.) Wyobraźmy sobie jakie to niesie dla nas korzyści , ale i zagrożenia. Taka ryba z nadajniczkiem jest cały czas widoczna na ekranie komputera lub nawet telefonu. Czy zechce wziąć to już inna sprawa. Jednak skończą się romantyczne podchody za rybami w nieznanych łowiskach!!!
- można obserwować przeżywalność tarlaków i porównywać życie ryb z tarła naturalnego z tymi z tarła sztucznego
Widać więc wiele wymiernych korzyści. Na koniec rozwiązanie zagadki z tytułu tego opracowania. W wyniku badań wyszło czarno na białym że najwięcej szczupaków wyłowili kłusownicy i wędkarze. Większość padła do 10 maja czyli po 10 dniach sezonu. Niestety większość nadajników wykazała wyłowienie już w ostatnich dniach kwietnia. Wszystkie nadajniczki odnaleziono w promieniu kilkuset metrów od akwenów. Niektóre nawet zakopane pod ziemią. Widać z tego że presja jest ogromna. Pewno część z tych kłusowników posiada kartę wędkarską!!!! Niestety taka jest rzeczywistość. Co do sandaczy to większość ryb się uchowała, a te co złowiono pozyskano głównie narzędziami rybackimi. Stan ten pokazuje , że szczupak to ryba bardziej bezbronna od sandacza i łatwiejsza do przechytrzenia przez wędkarzy i innych „łowców”. Ciekawe jest to , że na połów w tych jeziorach sprzedawano tylko kilka lub kilkanaście licencji rocznie , a i tak wędkarze odłowili 75% osobników z nadajnikami. Widać więc, że uzbrojony wędkarz sieje ogromna spustoszenie. Ale dzięki telemetrii już niedługa może się to zmienić…..??!!
Autor tekstu: Lechosław Warzyński
barrakuda81 | |
---|---|
Ciekawe.Są na świecie ludzie którzy utrzymują że sami zostali poddani podobnym zabiegom ze strony obcych cywilizacji...:-) Być może nie mamy monopolu na tą koncepcję:-) Jako metoda badawcza rzeczywiście daje ogromne pole mozliwości. Systematyczne gromadzenie danych przez wiele sezonów mogłoby dac nam odpowiedzi na pytania zasadnicze z punktu widzenia wędkarza. Niestety bardziej przerażają mnie zagrożenia z takich metod się wywodzące.Jesteśmy zbyt kreatywni, zbyt zdeterminowani i nteligentni jako gatunek - ryby poprostu nie maja szans.... W połączeniu z tzw. zachłanością jednostek ( całkiem sporej ilości) mamy receptę na potencjalna katastrofę w przyszłości.Tyle że ona już się dzieje, tu na naszych oczach.Te statystyki przerażają...Zawsze powtarzam - nie wpuszczajcie mi do wód stojących tych głupich szczupaczków.Bez telemetrii i innych metod zauważyłem że żaden wiosny nie dożywa chociaż jesienią biorą jak szalone w przyłowie.*****. (2018-12-19 18:27) | |
ryukon1975 | |
"Wszystkie nadajniczki odnaleziono w promieniu kilkuset metrów od akwenów." Nie! Głęboko wierzę w pomysłowość i inteligencję swoich rodaków. Przecież wystarczyło te nadajniki wrzucić do wody i by wyszło że nadal tam pływają lub co najwyżej zdechły. :) (2018-12-19 18:45) | |
patagonia | |
Zobacz na zdjęciu . Te nadajniczmki są tak małe, że oni o nich nie wiedzieli. (2018-12-19 19:37) | |
kaban | |
Piszę to poraz nie wiem który : dopóki kary za kłusownictwo w jakiejkolwiek postaci w naszym kraju będą znikome dopóty takie zdarzenia będą miały miejsce nieustannie. Kara jakakolwiek jak dla mnie powinna zaczynać sie od pięciu tysiów w górę a nie ewentualna wartość skłusowanej ryby która powinna byc wartością dodaną do całości. (2018-12-20 16:51) | |
ryukon1975 | |
Powiem tak, jak małe by te nadajniki nie były to się dziś nie ukryją. Do pierwszego ukaranego dzięki ich użyciu nie a następnego dnia drogą internetu, telefonu i innych środków wszyscy będą o nich wiedzieć. Może jeszcze wpadnie kilku zabłąkanych ale prawdziwi kłusownicy nie. Muszę się zgodzić z tym co jest napisane wyżej. Dopóki kara za kłusownictwo to tyle ile wynosi dziś dniówka w robocie to nic nie da się z tym zrobić. (2018-12-21 06:33) | |
patagonia | |
Wiecie co, jeśli chodzi o kary to musimy to podzielić na co najmniej dwie grupy sprawców. Jedna to bidaki z byłych PGR. Im ile byście nie dali to i tak nie zapłacą bo nie mają. To tak jak złapie policja gościa bez prawa jazdy to co ma mu zabrać. Można za to dać pakę, ale zaraz obrońcy "wolności" zaczną krzyczeć, że dla poważnych przestepców miejsca w więźnieniach nie ma , a tu za rybkę siedzi. W takim mało wyedukowanym w tym temacie społeczeńswtwie to tak jak odsiadka za słynny przysłowiowy batonik ( a i z tym batonikiem to nie było tak jak piszą media?). Druga grupa to kłusownicy bogaci "przemysłowi" im kara 5 tys. się nawet opłaca bo zarabiają znacznie więcej. Zostaje tylko edukacja , a to jest program na lata. (2018-12-21 11:16) | |
patagonia | |
W Kanadzie złapali znajomego co ogniska w lesie nie zagasił (co ciekawe wolno je tam palić) i dostał 1000 dolarów kanadyjskich kary ok. 2800 zł na polskie. Dziś już zagasza. (2018-12-21 11:19) | |
barrakuda81 | |
Wysoka kara a jej nieuchronnośc to także dwie różne rzeczy.Najlepiej gdyby współistniały ale jak widzę jak "często" odwiedza niektóre łowiska PSR to wydaje mi się że nie nic prostszego niż ich uniknąc...Wiadomo że przyczyną pośrednio jak zwykle są pieniądze czyli ich brak, zbyt mało strażników , za duże obszary. Następna sprawa to sądy związane zbyt liberalnym kodeksem w tej kwestii. Jest wina to musi być kara inaczej dobrze nie będzie. (2018-12-21 18:59) | |
weekendowewedkowanie | |
Artykuł potwierdza moje podejrzenia, że u mnie brakuje szczupaków z powodu wędkarzy, a nie rybaków. Myślę, że gdyby przeprowadzić podobne badania na sumach w rzece okazałoby się, że 75% zarybień sumem jest wyłapywanych w pierwszym roku przez wędkarzy. W mojej okolicy (Wyszków) panuje przekonanie, że karta wędkarska musi się zwrócić, a wypuszczanie złowionych ryb to głupota. Trzeba cały czas prowadzić kampanie informacyjną i pracować nad zmianą świadomości nowych pokoleń wędkarzy. Może w przyszłości coś się zmieni. (2018-12-27 19:27) | |
Pawelski13 | |
Edukacja jak najbardziej, jednakże na ten czas i jeszcze na ładnych -naście lat do przodu to wysokie kary zmieniłyby rzeczywistość. Jeżeli nawet taki kłusol"przemysłowiec"dostałby, raz takie np. 5 czy 10 tys. to zastanowiłby się, czy dalej warto ryzykować. 5 tys. to nie 200 PLN i nie jest już to tak łatwo"odrobić". Przy okazji całkowita utrata kłusowniczego mienia (łącznie np. z łodzią, pontonem a może i nawet samochodem) a przy recydywie kara razy 2 lub więcej zrobiłyby robotę. Pieniądze z kar częściowo powinny być przeznaczone jako nagrody dla strażników (w tej chwili ich zarobki są niskie a ryzyko ich pracy niemałe) co skutecznie motywowałoby do pracy, kolejna część niech wpłynie do kasy UM, co wojewodom, dawałoby możliwość zwiększania liczby etatów dla strażników. U nas ryby śródlądowe były, są i będą jedzone i moim zdaniem sama edukacja nie wystarczy — jak w każdej szkole znajdą się cwaniaki wyznający zasadę — jak tu zarobić, aby się nie narobić. (2018-12-27 21:42) | |
patagonia | |
Najważniejsze jest jednak dopilnowanie łowisk. Może jednak każde koło powinno mieć swój rewir na jeziorze czy rzece. Dobrym przykładem jest łowisko na Łupawie. Ryba jest , kłusowników brak. Kosztowało to masę czasu i zaangazowania ( a i wpiernicz też trzeba było parę razy spuścić bo sądów się nie bali). Inna sprawa, czy zaprzestali procederu ? Czy się gdzieś przenieśli i ktoś inny ma kłopot? (2018-12-28 08:57) | |
Pawelski13 | |
W kołach działa SSR - jednak w większości są to ochotnicy którzy nie mają na to za wiele czasu, jeżeli nawet znajdą to też woleliby powędkować niż patrolować - bo kiedy inaczej iść na ryby?! Pozostali członkowie w większości to uczestnicy którzy z działalnością w PZW mają tyle wspólnego że zaplacą składkę i tyle ich widziano! Moim zdaniem aby skutecznie wody były pilnowane powinno to być robione przez wykwalifikowanych i dobrze opłacanych strażników w odpowiedniej do danej powierzchni obszarów wodnych liczbie - tak aby mogli patrolować większość obszarów a nie małą namiastkę bo jest ich np. 4-5 na 3000 ha wód! (2018-12-28 21:37) | |
patagonia | |
Ty masz pomysł. Zatrudniać niewędkarzy. Niech to bedzie ich praca. Niegłupie. (2018-12-29 10:24) | |
Pawelski13 | |
W tym akurat przypadku miałem na myśli strażników PSR - którzy jak pewnie wiesz nie są strażnikami PZW a pracownikami zatrudnianymi przez wojewodów (powyższe liczby tyczą się okregu piotrkowskiego w województwie łódzkim). Poszczególne okręgi (tutaj już PZW) zatrudniają strażników okręgowych - jednakże oni nie mają takich uprawnień jak PSR i również jest ich niewielu (okręg piotrkowski). Straż rybacka nie może opierać się na strażnikach SSR a niestety w wielu przypadkach tak właśnie jest :( (2018-12-29 22:49) | |
Peterek | |
Dobry "Dron" z kamerą wizyjną/termowizyjną i czasem lotu 1h i zasięgiem ok. 5km , to wydatek obecnie na poziomie ok 10-15 tyś PLN. Bez kamery termowizyjnej (tylko kamera "dzienna" HD), to 5-6 tyś PLN z tym samym zasięgiem. Co ciekawsze, w przypadku projektów dla ochr. środowiska, Unia finansuje nawet do 85% twardych wydatków. ......A materiał z drona (film), w wypadku kłusownictwa, został dopuszczony jako dowód w sądzie... Trzeba chcieć...... (2019-07-23 15:37) | |
berthold | |
Moje zdanie takie że kłusownictwo samo zaniknie a dlaczego ano dlatego że z pustego ani Salamon nie naleje , zbiorniki jakie znam są praktycznie bezrybne i na pewno nie jest to wina wędkarzy i śmiem twierdzić że też nie rybaków to coś innego a co tego nie wiem ale fakt faktem ryb coraz mniej , być może nagła poprawa stanu wód ma na to wpływ , pamiętam jaka była Odra na odcinku Śląskim syf gnój i smród a ryb było masa teraz Odra czysta wędkarzy praktycznie cały rok na niej nie ma a wiem bo mieszkam 1km od niej raz na kilka tygodni ktoś zasiądzie to jedynie jakieś mikroklenie skubią i to wszystko . (2019-07-29 07:30) | |