Kotwica - bliskie spotkanie
Michał Ostrowski (yrtso)
2009-03-23
Miałem wtedy 18 lat, pojechałem na wakacje z wspomnianymi już w poprzednim opowiadaniu kolegami po kiju. 2 tygodnie nad Zbiornikiem Soczewka. Mieliśmy przepiękne plany chodzenia codziennie na ryby, połowu dużych okazów itd., itp. Niestety lub stety delikatnie mówiąc większość czasu spędziliśmy na „popijaniu” pewnego rodzaju „wesołych” napojów, szukaniu wrażeń i innych różnych rzeczy tylko nie na wędkarstwie.
Pewnego dnia postanowiliśmy jednak wyruszyć na ryby w dodatku na noc i jeszcze do tego rowerem wodnym. Napaliliśmy się niesamowicie, kupa sprzętu na rowerek i heja w zatokę. Już przed wieczorem zaczęliśmy żałować tego wypadu. Po pierwsze cholernie niewygodnie na tym sprzęcie zdecydowanie nieprzystosowanym do połowu ryb, po drugie mało miejsca do przemieszczania się po pokładzie, po trzecie ciężko zrobić siusiu na takiej łajbie nie mówiąc o czymś więcej. Co do nocnego łowienia….jakieś drobne leszczyki i płoteczki. Żyliśmy nadzieją, że o poranku zacznie się coś więcej dziać i rzeczywiście zaczęło…
Adam chyba z nudów wyciągnął spinning przywiązał ALGĘ 3 i z nadzieja na połów zębatego zaczął młócić wodę. Siedziałem do niego tyłem cały czas wpatrując się w nieruchomy spławik. I to był mój błąd… W pewnym momencie poczułem silne uderzenie w głowę. Co jest k…a! Który mądry rzucił mnie kamieniem!? Tylko skąd kamień na środku zatoki gdzie do brzegu ok. 30 m. Łapię się odruchowo za głowę i czuję, że w głowie jednym grotem kotwicy siedzi mi wyżej wspomniana ALGA 3. Adam zarzucając wędkę zamachnął się chciał rzucić i… z całej siły wpakował mi błystkę w głowę. Patrzę się na kolesi a oni niewiedzą czy się śmiać czy płakać. Zaczęli jednak się śmiać, wręcz parskać śmiechem. Chciałem sobie wyjąć lecz niestety zatrzymała się na kości, w tym przypadku została mi tylko urazówka w szpitalu. Spłynęliśmy do domu, odcięli mi kombinerkami kotwicę wsiedliśmy w malucha Rafała i z tym jednym grotem w głowie znalazłem się na oddziale chirurgii urazowej w szpitalu w Płocku.
Wchodzimy we trzech – brudni, pachnący zanętą pomieszaną z rybim śluzem, stajemy w kolejce do chirurga. Ludzie się patrzą na nas jak na stworków z kosmosu, nie ukrywam że rzucaliśmy się w oczy wyglądem, zapachem i zachowaniem (byliśmy trochę głośni). Wreszcie wchodzę do pokoju lekarskiego i zaczynam mówić: (autentyk)
- dzień dobry, mam kotwicę w głowie i chciałbym się jej pozbyć
- …….cisza……. – dwóch lekarzy patrzy na mnie jak na kretyna
- mam kotwicę w głowie…. – w tym momencie z pokoju obok wygląda sześć postaci w białych kitlach i słyszę bardzo długie ….coooooo…? a potem jeden wielki śmiech a w niego wplecione „proszę mi wybaczyć ha ha ha”, „przepraszam ha ha ha”, „czegoś takiego to w życiu nie widziałem ha ha ha”.
Zacząłem się zastanawiać skąd tyle tych lekarzy akurat w tym momencie, jak się okazało mieli zmianę dyżuru i dlatego tak ich dużo. Położyłem się na kozetce no i zaczęli debatować – wszyscy!!! siedmiu lekarzy i cztery pielęgniarki. Mówią że trzeba znieczulić bo nie da się przebić na wylot tylko rozciąć skórę i wyjąć. Pytają się czy dawno miałem zastrzyk przeciwko tężcowi – „dwa lata te…..” niedokończyłem poczułem igłę w ramieniu (nienawidzę igieł). Chciałem się spytać o formę znieczulenia też nie zdążyłem bo odjęło mi mowę jak zobaczyłem igłę grubą jak pół zapałki. Poczułem zimno w głowę i się zaczęło. Najpierw tępe szarpanie, potem delikatne wyciąganie no i wyszło, tyle że jak krew siknęła to przez minutę nie mogli zatamować brudząc się przy tym niemiłosiernie. Wreszcie zakładają mi opatrunek. I tu się zaczęły jaja. Zamiast założyć mi siatkę przytrzymującą opatrunek na głowie to przywiązali mi go dookoła głowy - od czubka poprzez uszy i skończyli pod brodą zawiązując przecudnej urody kokardkę. Podziękowałem i wyszedłem na korytarz gdzie czekali moi kompani – jak mnie zobaczyli śmiali się ok. 40 minut, gdyż rzeczywiście wyglądałem jak pies po obcięciu uszu, tylko kołnierza przeciw drapaniu brakowało.
Do dziś na każdej wyprawie wędkarskiej siedząc koło Adama za każdym razem kiedy zarzuca wędkę staram się kontrolować to co on robi. Oczywiście robimy sobie z tego jaja i rzucamy teksty takie jak np.: „ciekawe gdybyśmy byli szarpakowcami i wbiłbyś mi kotwicę zrobioną ze szprychy rowerowej to co byś mi wyrwał…” itp.
Uważajcie na swoich kolegów z którymi wybieracie się na ryby bo nie znacie dnia ani godziny kiedy w najmniej spodziewanym momencie będziecie mieli wystawkę ze sztucznymi przynętami na głowie ha ha :-) ;-)
Pozdrawiam Michał Ostrowski „yrtso”