Lekki feeder
TOMEK SIKORSKI (sircula)
2010-09-10
Nie ma co, owijać w bawełnę. Zupełnie z czystym sumieniem pod powiedzeniem, że „sprzęt nie łowi”, podpisać się mogą chyba tylko wędkarze, którzy na ryby jeżdżą od święta. Dla nich najważniejszy jest sam widok spławika kiwającego się rytmicznie na fali, a wyniki schodzą na drugi plan. Jednak, gdy ktoś kilkadziesiąt razy w roku wybiera się nad swoje ulubione dołki i chce łowić skutecznie, to po pierwsze sprzęt musi być niezawodny, a po drugie taki, który będzie sprawiał, że wędkowanie nie będzie dla nas katorgą, a czystą przyjemnością. Nie piszę w tym momencie o najdroższych i najbardziej nowoczesnych zdobyczach „wędkarskiej techniki”. O nie! Za całkiem rozsądne pieniądze da się skompletować sprzęt, którym łowić będziemy z przyjemnością i gwarancją, że nas nie zawiedzie. Czy będziemy łowić skutecznie? To już rzeczywiście zależy nie od sprzętu, ale od nas samych. Dobrze dobrany zestaw to także gwarancja sukcesu, kiedy rybka nie połyka wszystkiego jak leci i aby złowić cokolwiek musimy wykazać odrobinę finezji podczas wędkowania. I o tym właśnie poniżej napiszę....
Mój zestaw na rzekę ...
Rzeka, jaka jest każdy widzi. Nie każdy natomiast wie, że można na niej skutecznie łowić dysponując wędziskiem, którego szczytówka nie odpowiada grubości przeciętnego kija od szczotki z przymocowanym kołowrotkiem, który wytrzymałby pojedynek z marlinem. Tylko, po co się tak zbroić, kiedy naszym celem nie są wielkie sumy, a płocie, krąpie czy leszcze. Takie właśnie zestawy widuje czasami przede wszystkim nad Wisłą wśród wędkarzy, którzy wcale nie nastawiają się rekordowe okazy wąsaczy tylko łowią, a raczej często niestety tylko próbują łowić białoryb. Są takie miejsca nad największą z naszych rzek, że sam uciąg nie przygina ciężkich gruntówek, a zastosowanie koszyczka 60 gram zahacza o nadmierną zapobiegliwość. Nad takie miejsca wybieram się w polowaniu na leszcze z moim kolegą - lekkim feederem ROBINSON XENON GTR o ciężarze wyrzutu do 90 gram i długości 3, 90 metra. Montuję wtedy miękką szczytówkę, aby czasami właśnie delikatne brania były również widoczne. Nie zawsze przecież leszcze, nawet te całkiem ładne przyginają wędziska do samego lustra wody. Czasem tylko delikatne drgania, świadczą o tym, że złote łopaty podskubują naszą przynętę. Taka wędka z powodzeniem wystarczy żeby skutecznie zarzucić zestaw w rynnę, czyli tam gdzie żeruje białoryb i później bez przesadnej zwłoki wyciągnąć na brzeg dwu czy trzy kilogramowego leszcza. Aha i co ważne, gdy rzeka płynie „mocniej” i naprawdę musimy założyć cięższy podkarmiacz to nie ma strachu, przy odrobinie wprawy lekkim feederem zarzucimy zestaw z koszyczkiem nawet i 120 gram. Należy to jednak robić z wyczuciem. Zarzucamy wtedy wolnym, płynnym ruchem, a nie krótkim i rwanym rzutem ze szczytówki. Niedoświadczonym wędkarzom nie polecam sprawdzania wytrzymałości swojego wędziska. Po pewnym czasie, gdy nabierzemy już ogłady, na pewno bez trudu umieścimy nawet ciężki koszyczek dokładnie tam gdzie chcemy. Węglowa konstrukcja blanku wędziska, choć jest delikatna i mało odporna na uderzenia, to ma podstawową zaletę -jest lekka. Ktoś zapyta, a po co lekka, kiedy feeder przez cały czas stoi na podpórkach? Wbrew pozorom przy aktywnym wędkowaniu ma to spore znaczenie. Zestaw gruntowy na rzece nie powinien leżeć w wodzie dłużej niż kilka, góra kilkanaście minut. Łowiąc w ten sposób w ciągu jednej zasiadki wykonamy bardzo dużo rzutów, a zdarzy się, że również tyle samo szczęśliwie zakończonych holi. Wierzcie mi nawet łowiąc lekkim sprzętem często ręce potrafią zaboleć od ciągłej pracy.
Kołowrotek z wolnym biegiem i jego zalety w połowie na rzece...
Do wędziska montuję kołowrotek średniej wielkości ABU CARDINAL FR 301, mieszczący ponad 150 metrów dobrej, jakości żyłki 0, 22 mm. W czasach, kiedy tej grubości żyłka jest w stanie wytrzymać odjazd kilkukilogramowej ryby nie ma potrzeby łowić na linkę, której przeznaczeniem jest raczej wywieszanie prania. Żyłka grubości 0, 22 jest moim zdaniem optymalna, gdyż z kolei cieńsza szybko się przetrze od przeciążeń, jakie towarzyszą metodom gruntowym. Cienką żyłkę wedle potrzeby i aktywności ryb stosujemy na przypony. U mnie na leszcze jest to przeważnie 0,14. Dobrze pracująca i nawijająca równo żyłkę maszynka to ważny element naszego wyposażenia. Ważne jest oczywiście dobre wyregulowanie hamulca, ale o tym przecież nie muszę czytelnikom przypominać. Kołowrotek, którego używam posiada mechanizm wolnego biegu, który czasem może przydać się także podczas połowów na rzece. Chociażby w momencie, kiedy zamiast na leszcza nastawimy się na nocnego sandacza lub węgorza. Wtedy włączony wolny bieg sprawi, że podczas gwałtownego brania i naszej chwilowej nocnej nieuwagi, ryba nie ucieknie z nurtem razem z naszym ulubionym wędziskiem. Nawet w przypadku niespodziewanego brania sporych rozmiarów suma. Ryby może i wtedy nie uda nam się wyholować, ale przynajmniej nie stracimy sprzętu, o czym często podczas opowieści słyszymy od kolegów „po kiju”. Ktoś powie, że zawsze można otworzyć kabłąk kołowrotka, ale wiadomo, że wtedy żyłka puszczona samopas znajdzie najkrótszą drogę do pierwszego lepszego zaczepu, lub po prostu z dużym prawdopodobieństwem splącze nasze żyłki, gdy łowimy na dwa wędziska. W nocy wierzcie mi rozplątywanie czegokolwiek nie należy do przyjemności.
Nie raz nad wodą przekonywałem się, że taki odciążony zestaw pozwoli nam łowić ryby nawet wtedy, gdy koledzy obok nie mają nawet brania, lub tego brania po prostu nie widzą na szczytówkach grubości palca. Tak dobrany sprzęt sprawdzi się także przy połowie jednej z najsilniejszych naszych ryb. Czyli brzany. Wybierając się nad San jesienią ubiegłego roku wziąłem ze sobą identyczny zestaw, który opisywałem powyżej. San na swoim górskim odcinku, choć płynie wartko, nie jest głęboki, a jego nurt nie porywa koszyczków nawet 60 gramowych. Grunt to znaleźć odpowiednie miejsce, odpowiednio podać zanętę i czekać na branie wąsatej królowej. Emocje są naprawdę niebywałe, a 2 kilogramowe brzany jesteśmy w stanie wyholować na tyle szybko, że ryba w dobrej kondycji, nie zmęczona długim holem trafi do wody.
Uniwersalizm stosowany, czyli ten sam zestaw na wodzie stojącej...
Mój zestaw, ma też tą zaletę, że łatwo go dostosować do jeziorowego łowienia na drgającą szczytówkę lub z użyciem elektronicznego sygnalizatora brań. Tak naprawdę zmieniamy tylko przypon i koszyczek i już możemy śmiało łowić karpiki i liny na wodzie stojącej. Nie musimy tym samym wozić sklepu wędkarskiego w samochodzie. Często stawiam wędzisko z sygnalizatorem brań jako drugie przy okazji łowienia na bata. Wtedy wpatrywanie się jednocześnie w spławik i szczytówkę nie ma sensu. Montuję sygnalizator i łowię rybki metodą spławikową, a gruntówką zajmuję się tylko wtedy, kiedy naprawdę zagra.
Epilog.
Namawiam do łowienia na zastawy dopasowane do ryb będących celem wypadu, a nie do największych pływających w danym akwenie. Naprawdę wypad z feederem nie musi oznaczać wielogodzinnego siedzenia i przysypiania przy wędce z powodu braku brania. W kilka godzin można złowić w Wiśle nawet kilkanaście kilogramów leszczy i dorodnych płoci, czy kilka brzan w rynnie Sanu. Przeważnie będziemy łowili ryby w okolicach kilograma, ale uwierzcie mi, gdy weźmie trzykilogramowa złota łopata też nasz lekki feeder poradzi sobie bez problemu. Pamiętajcie, że łowiąc skutecznie nie warto wszystkiego, co złowimy zabierać ze sobą. Weźcie ze sobą aparat, zróbcie fotki, a rybki wypuście do wody, lub zabierzcie tyle ile naprawdę Wam potrzeba w danej chwili. Nie ma strachu - następnym razem też połowicie.:)
Połamania!
sircula (Tomek Sikorski)
'Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl'