Leśne sumiki.
Grzegorz Leśniak (zegar)
2009-05-07
ze swoją panią. Już od rana było ustalone że z całą rodzinką jedziemy autami odwiedzić znajomych do miejscowości Zbyszek. To jest około jedenastu kilometrów od Szczercowa.
Myślę sobie ,dobra moja tam w Szczercowie urzęduje kolega Waldek z portalu
więc może będzie okazja zerwać się na cztery godzinki i pobuszować na Widawce. Zapakowaliśmy sprzęt –nie tylko wędkarski- i czekamy na pozostałych. Dojechali na
trzynastą , no to teraz myślę sobie jak za półtorej godziny zajedziemy to pewnie nie zdążę
odwiedzić kolegi , bo wieczorkiem powrót a czasu mało. No ,ale na miejscu okazało się że
w lesie jest dosyć duży staw i są tam jakieś rybki. Byłem tam piętnastej trzydzieści z postanowieniem łowienia do osiemnastej. Nikogo na miejscu nie było więc wybrałem sobie miejsce na kładce, uzbroiłem spinning i pomachałem na różne gumki, blachy, ale nic
się nie skusiło. Przygotowałem federka i spławikówkę pięcio- metrową. Federek na ciężko.
Z tej racji że zapomniałem robaczków łowiłem tylko na kukurydzę. Dobrze że zanętę miałem.
Po wrzuceniu trzech dużych kul, montuję bolonkę i zarzucam. Następuje natychmiastowe
branie i odjazd zestawu, przycinam i co się okazuje?. Mam na haczyku sumika karłowatego.
Co rzut to branie, okazało się że smakuje im kukurydza, choć to mięsożerne bydlę.
Przyjechał miejscowy, po rozmowie z nim okazało się że są tam też liny, okonki no
i ta mafia karłowata.
Niestety na federka nic nie wzięło , a tych sumików do osiemnastej miałem raptem
pięć sztuk i to wszystko na spławiczek. Może następnym razem będą lepsze wyniki. Pogoda przecież była piękna, no tylko czasu mało i pora nie typowa. Może gdybym wyrwał się do kolegi Waldka było by więcej brań. Tylko że wtedy z dojazdem miałbym może z półtorej godziny łowienia. A to mało przecież!.Pozdrawiam