Zaloguj się do konta

Leszcz z rzeki - rzeczne krąpie.

Sposób na rzeczne krąpiki i leszczyki
Ostatnie dni sierpnia, to zdecydowanie chłodniejsze noce z temperaturą około 10°C, poranne mgły oraz odczuwalna w powietrzu, zwłaszcza o poranku wilgoć i towarzysząca jej rosa. Woda w rzece powoli się klaruje, chociaż nadal widoczne są ślady zakwitów. Las nad rzeką, szczególnie o poranku jest pełen życia. Z pośród gęstwiny dębowych koron dochodzi natarczywe skrzeczenie parki sójek. Innym razem przeciągły świst zakończony jakby terkotem, zwiastuje pojawienie się kani. Stałymi bywalcami są kruki szybujące nad koronami liściastych drzew i nawołujące się w powietrzu. Śledząc zachowanie szczytówki feedera, co chwilę migają nam uganiające się za owadami, niestrudzeni lotnicy jaskółki. Taki widok ma przed oczyma wędkarz, który w sobotni poranek staje nad brzegiem Warty. Leszcz z rzeki i rzeczne krąpie - te ryby mam nadzieje złowić. 
Po zaparkowaniu auta wypakowuję wędkarski majdan i schodzę na uprzednio wybraną miejscówkę. Po niespełna a pół godzinie dociera też i Wiesław. Rozdzielamy zanętę zakupioną poprzedniego dnia w sklepie i uzgadniamy krótko taktykę wędkowania.
Postanawiam ustawić jedną gruntówkę na sumika, wykorzystując do tego karpiowy, dwuczęściowy kij Jaxon Monolith XT Carp, wyposażony w silny kołowrotek Jaxon Hegemon HFR 500. Mam na nim nawiniętą czarną plecionkę tej samej firmy Monolith Premium o wytrzymałości 24 kg. Do obciążenia zestawu używam karpiowych ciężarków, natomiast przypon stanowi zakupiona zielona linka z solidnym hakiem oczkowym. Jednym słowem można ciągnąć rekiny. Na pierwszy ogień na hak wędrują rosówki. Po rozwinięciu całości sprzętu, w dalszej kolejności, będę chciał przetestować pastę wyrobioną z mixu firmy NG Polska.
Drugą gruntówkę stanowi feeder Da Vinci firmy Mikado, 3,90m i cw. 140g. Podpinam do niego moim zdaniem rewelacyjny, bezszelestny, płynnie pracujący pod każdym obciążeniem i niezawodny kołowrotek Okuma Toledo z żyłką główną 0,23mm i przyponem 0,20mm o wytrzymałości 5kg.
Postanowiłem zmontować zestaw bez rurki antysplątaniowej i dodatkowych krętlików itp. akcesorii. Po prostu tak, jak kiedyś się uczyłem na swoim pierwszym tego typu wędzisku, Winkler Picker firmy Bayron. Po ustaleniu długość przyponowej części i odcinka żyłki do której będzie zamocowany koszyczek 50g, wykonuję pętlę zamykając ją węzłem kończącym żyłkę (pętla nie zaciągająca się). Rozcinam tą pętlę mocując bezpośrednio do krótszego odcinka koszyczek np. węzłem błystkowym. Do dłuższego odcinka stosując węzeł przyponowy montuję przypon. Takie zastosowanie zestawu wg mojej opinii, umożliwia precyzyjniejsze wybieranie luzu i tym samym napinanie miękkiej szczytówki feedera.
Po zmontowaniu zestawów zanim rozpocząłem nęcenie, przystąpiłem do sprawdzania głębokości łowiska i zachowanie się zestawy podczas opadu. Wykonywałem rzuty na wybrane odległości w rejon warkocza, poczynając od zlokalizowanej ławicy, aż poza warkocz w kierunku głównego nurtu rzeki. Myślę, że udało mi się właściwie określić położenie rynny i tym samym najgłębsze miejsca, które mogłyby być dogodne do wędkowania. Uwzględniając prędkość wody na różnych głębokościach w wybranym łowisku, głębokość łowiska i wszelkie możliwe wiry, postarałem się umieścić uprzednio przygotowaną zanętę w postaci solidnych kul.
Leszcz z rzeki i zanęta na niego stanowiła mieszanka przygotowana z kilograma rzecznej zanęty leszczowej, dwóch kilogramów gliny rzecznej z dodatkiem zaprawionych suchą zanętą białych barwionych robaków, pociętych dżdżownic nr 3 i 4 z dodatkiem płatków owsianych i ½ puszki kukurydzy.
W końcu oba zestawy zostały ułożone i można był przystąpić do wędkowania. Pierwsze dwie godzinki przeleciały bardzo szybko i na dodatek bez konkretnych brań. Odnotowywałem na Fedderze krótkie, jakby nerwowe puknięcie, które pozwalały jedynie na dotknięcie dolnika wędki. Zacięcia niestety też były puste pommo różnych kombinacji z przynętami. Nie pomagały dwa czerwone, pęczek białych, ani robaki z dodatkiem kukurydzy. Wszystkie się odmieniło po godzinie 9.00. Zaczęło to wyglądać jakbym zasiadł na zgoła innym łowisku. Pierwszy zameldował się piękny krąpik z mocno podbarwionymi u nasady płetewkami. Po chwili następowały kolejne brania i meldowały się rzeczne krąpie różnej wielkości. Leszcz z rzeki zniknął dlatego zacząłem się zastanawiać co się stało. Do zanęty dosypałem kolejną porcję białych i poszatkowanych czerwonych robaków i posłałem do wody dwie kule zanętowe. Nie zdążyłem jeszcze umyć rąk, kiedy to feederem solidnie zatrzęsło. Zacinam i pusto. Ryba zostawia jednak ślad w postaci mocno wysmoktanych trzech robaczków. Zakładam świeży pęczek białych, sprowadzam zestaw do dna i już podczas napinania szczytówki czuję na dolniku silne szarpnięcia. Zacinam i czuję silniejszy opór, Ryba pięknie walczy w warkoczu. Wchodzi następnie z oporem we wsteczny prąd u podstawy główki i po chwili ląduje w podbieraku pierwszy leszczyk. Taka zabawa trwa do godziny 11.30. Brania lekko ustały, więc pomimo wędkowania z koszyczkiem postanawiam ponowić nęcenia kulami. Przez kolejne piętnaście minut nic ciekawego się nie dzieje. Patrząc na szczytówkę Feedera zerkam w głąb na drugi brzeg podziwiając stare dęby, penetruję wzrokiem kamienistą opaskę pod którą od czasu do czasu dają o sobie znać bolenie. Szczytówkę mam ustawioną na kierunku ciemnej dziury w ścianie lasu na przeciwległym brzegu, więc pomimo ukazującego się co chwilę zza chmur słonka widzę ją bardzo dobrze.
Jest za pięć dwunasta. Patrząc na drugi brzeg, kątem oka notuję krótkie zatrzepanie szczytówki, a następnie dwa solidne przygięcia. Zacinam i wędzisko wygina się w piękny pałąk. Ryba pozostaje przy dnie, po chwili odbija do warkocza, przytrzymuję ją. Następnie ryba rusza w kierunku główki i wchodzi w rynnę na łączeniu warkocza i wstecznego prądu. Mając na uwadze różnego rodzaju zaczepy, w tym kamienie występujące w tym miejscu, staram się podnieść zestaw, aby nie doprowadzić do zerwania ryby. Udaje się podnieść rybę pod powierzchnię i po chwili położyć na boku. Teraz mogę powiedzieć, że jest ładny leszczyk. Ładna rybka, prawie 1,5 kilograma ląduje w podbieraku, a po zrobieniu fotki wraca do rzeki.
W samo południe, w klatce po prawej, zaczął uaktywniać się boleń, uganiając się za drobnicą okupującą spokojniejszą, wygrzaną przez słońce wodę. Nie chcą rezygnować z leszczy zawołałem Kolegę, który jakiś czas wcześnie zrezygnował z gruntówek i zaczął spinningować na swojej główce. Chwilę później Wiesław usadowił się u nasady główki za moimi plecami zajmując stanowisku w ukryciu, pośród wysokich traw. Boleń uderzał w różnych miejscach okalających ławicę, a wraz za nim podążały woblerki Kolegi. Moje spokojne wędkowanie przerwało w pewnym momencie wołanie „mam go, daj podbierak”. Ładnie mówię sobie, biegnąc z podbierakiem, będzie pierwszy boleń i to chyba ładna sztuka, widząc wygięty pięknie spinning. Ryba po krótkiej walce daje się podprowadzić do wysokiego brzegu i po kolejnym podniesieniu nad wodą ukazuje się niestety tylko szczupaczek. Trochę szkoda, ale spinningowanie zostało i tak zaliczone.
Wracam do swojego feedera i przez kolejne dwie godzinki łowię jeszcze dwa leszczyki po kilkadziesiąt gram i kilka krąpików, kończąc całkiem udany wypad.

Opinie (4)

lord232

ciekawy wpis pozdrawiam [2014-08-25 15:40]

krisbeer

,,Po zaparkowaniu auta wypakowuję wędkarski majdan i schodzę na uprzednio wybraną miejscówkę'' - zazdroszczę. Na mojej Wiśle to już ręce opadają. Odcinek rzeki na który jeżdżę nie jest zbyt bogaty w miejscówki i coraz trudniej trafić jakąś wolną po przyjeździe. Kiedyś było tak tylko w weekendy a teraz niestety już nie ma na to reguły. Gratuluję połowu i tekstu. pozdrawiam [2014-08-26 08:21]

pompips

Podjechać pod samą rzekę luksus na odrze ściganie za przejazd przez wały, nawet po utwardzonej płytami drodze niewielką osobówką. Dobrze że rybki dopisały. Pozdrawiam. [2014-08-26 16:34]

maryska

Bardzo ciekawy wpis i miejscówka super. Pozdrawiam [2014-10-10 20:14]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej