Zaloguj się do konta

Leszczysko

Pojechaliśmy z ojcem na nocne połowy do Słonic, miejscowości położonej niedaleko Choszczna. Z pociągu szliśmy około pół godziny, aż dotarliśmy do jeziora, malowniczo położonego w niecce terenu. Wokół rozciągały się pola, a jezioro szpaler starych, wysokich buków. Co kilkadziesiąt metrów postawione były kładki wędkarskie, ale my zatrzymaliśmy się na brzegu małego strumyka wpadającego do jeziora. Ojciec wydedukował, że w takim miejscu na pewno kręci się drobnica, a na nią czają się węgorze.

Wieczorem spróbowaliśmy coś złowić, ale brały tylko krąpiki i uklejki. Tato był nawet zadowolony, kilka uklejek wpuścił do sadzyka, miały służyć jako przynęta na węgorze. Namiotu ze sobą nie zabraliśmy, był lipiec i noce były dosyć ciepłe, mieliśmy tylko krzesełka wędkarskie. Zarzuciliśmy po dwie gruntówki, na przemian, jedna z rosówką, a druga z uklejką. Noc moim zdaniem była za jasna, niebo szkliło się gwiazdami, a po północy księżyc oświetlił jezioro całkowicie. Było po zawodach, ani jednego brania, nieprzespana noc i żadnych emocji.
Wieczorem widziałem jak miejscowy wędkarz wysypał całe wiadro zanęty z kładki przylegającej do naszego stanowiska. Nad ranem postanowiłem przezbroić gruntówki, założyłem spławiki spławiki i poszedłem z puszką robaków na zanęconą miejscówkę. Rodzic przestrzegał mnie przed łowieniem z tej kładki, bo jak przyjdzie właściciel i cię wygoni, to ja się z nim bił nie będę. Powiedziałem, że jak tak się zdarzy to się zwinę i wrócę z powrotem.

Z dużymi oczekiwaniami zarzuciłem jedną wędkę dalej, a drugą przy trzcinach, a na haczyki pozakładałem największe gnojaki. Spławik na jednej wędce, tej dalej zarzuconej, zaczął powoli się wykładać. Zaciąłem mocno, z myślą o grubych wargach dużego leszcza, lecz o dziwo z wody wyskoczył, jak z katapulty krąpik wielkości dłoni. Za chwilę drugi, trzeci. Zwiększałem grunt, aż do dna, ale nic to nie dało, dalej brały dłoniaki. Spojrzałem w stronę drugiej wędki, ale nie zobaczyłem spławika, szybko zareagowałem i za chwilę w siatce miałem kilowego lina. Ojciec usłyszał chlapanie, więc pochwaliłem się, że złowiłem niezłą rybę. On nie miał na koncie żadnej ryby nadającej się na patelnię, chyba trochę mi zazdrościł i dlatego więcej się nie odezwał.

Minęła godzina, nic się nie działo, więc postanowiłem zrobić rodzicowi numer. Założyłem na haczyk wcześniej złowionego lina i wpuściłem go na wędzisku do wody. Znowu zacząłem go holować , specjalnie robiłem to głośno, żeby usłyszał. No i co, masz coś, tak mam następnego kilowca. Po trzydziestu minutach powtórzyłem cały spektakl od nowa, w myślach widziałem ojca skręcającego się z zazdrości, że gówniarz łowi, a on doświadczony wędkarz nic. Jednak za czwartym razem głupota mnie zgubiła. Zbyt szybko i głośno wyciągałem kolejny raz tego samego lina, że ten się zerwał i ucieszył niespodziewaną wolnością. Pomyślałem sobie, że Pan Bóg mnie ukarał za moją bezmyślność i męczenie ryby.

Zrobiło mi się głupio, wziąłem się więc za poważne łowienie. Właściciel kładki nie przychodził, a zbliżała się już dziewiąta, myślę dobra nasza może leszcze wreszcie tu przywędrują. Długo nie trwało, gdy jedna z wędek zaczęła uciekać mi do wody. Ja brania oczywiście nie zauważyłem, bo oglądałem polującego perkoza.. Chwyciłem za wędzisko, a ryba zaczęła robić to, co chciała. Raz popłynęła w lewo, raz w prawo, wygięła kij do granic wytrzymałości. Ale po kilku minutach osłabła. Powoli zacząłem ją holować. Była już blisko mnie i wypłynęła na powierzchnię. Zobaczyłem ogromnego leszcza, nogi ugięły mi się ze strachu ,że zaraz mi się zerwie. Ale zachowywał się jak deska, dał się delikatnie podebrać rękami, ale za to na kładce zaczął harce. O mało nie wpadł mi do wody. W ostatniej chwili, dłońmi wyrzuciłem go na brzeg i z ulgą mogłem na niego popatrzeć.

Po chwili przybiegł do mnie zdyszany tata, zazdrość już mu chyba przeszła, z chęcią udzielenia mi pomocy. Zdecydował, że czas już zakończyć łowienie, skoro mamy już cztery liny i tak wspaniałego lechola. Tylko bardzo był zdziwiony, że moje liny przegryzły siatkę i uciekły na wolność. Do dzisiaj nie dowiedział się o moim nieudanym dowcipie, ale leszcza mi pogratulował. Ważył on cztery i pół kilogramów i jak do tej pory jest moim rekordowym. Potem przyszedł właściciel kładki i trochę się zdziwił, że już kończymy rybaczenie, bo leszcze podchodzą w ten rejon jeziora dopiero po dziesiątej. Niestety, dużych to tu nie ma, ale takie do dwóch kilogramów się zdarzają. Nie wyprowadziliśmy go z błędu, a ja nie chwaliłem się moją ogromną rybą.

Opinie (10)

mard1

tylko pogratulować takiego leszcza.Niema co sobie żartuw robić z innego wedkarza,jednego dnia znajomy wędkarz umuwił sie z kumplem na ryby na karpie dzień wcześniej kupił sobie ładnego karpia,siedzieli ale niebrał kumpel poszed gdzie indziej a on tego karpia na chaczyk i do wody krzyknoł jest jak kumpel jego dobieg to karpik sie odpioł i KLAPA pozdro [2009-03-24 11:26]

hubi

Artykuł dobry odemnie5 leszczycho też niezłe,psikusów kiedyś wyprawiało sie sporo pamietam jak w latach 80 zakłady organizowały wycieczki na ryby ile tam padało wygłupów to sie nie da opisać,przewaznie wycieczki były organizowane na wisłe do Korczyna wiadomo jak wycieczka a ryba nie brała to co to alkochol a jak wóda to psikusy potem cieszkie powroty do domu,ale bez ryby to wstyd ktoś wpadł na pomysł ze można w pewnym miejscu kupić rybe i tak było, tylko był problem tam były same karpie jak sie przywiozło 3szt do domu to było cos ztym ze po pewnym czasie poszła fama ze na tej rzece biorą same karpie i kiedyś sie to wydało z jakim skutkiem nie musze konczyć pozdrawiam. [2009-03-24 20:32]

użytkownik

biedny lineczek tyle razy targany po wodzie ale człowiek młody to różne pomysły do głowy przychodzą czasami nie najlepsze. [2009-03-24 23:57]

jarluk

Gratuluję okazałego leszcza. Poczucia humoru również :)). Przybijam piątkę i życzę sukcesów nad wodą [2009-03-25 15:42]

lin75

masz szczęście kolego,ja już poluje od dłuszego czasu na grubego leszcza i nic...moze już takich niema...zostaly pojedyńcze sztuki??????pozdro..... [2009-03-25 19:38]

jessica2006

GRATULUJE LESZCZA TO NAPRAWDE JUZ OKAZ JEST CZEGGO POZAZDROSCIC JA ZŁAPAŁEM NAJWIEKSZEGO LESZCZA NA 2.70 TO MOJ NAJWIEKSZY DO TEJ PORY GRATULUJE JESZCZW RAZ ODEMNIE DLA CIEBIE 5 .... POZDRAWIAM [2009-03-25 19:58]

dawidaol

gratuluje wspaniałego leszcza .... zresztą lin też taki mały nie był ;) ;) :) ja się czaję na grubego leszcza ale jakos nie mam szczęścia ..... moim zdaniem łatwiej złowić sporego lina niż leszcza .... dam 5 ;) [2009-06-12 08:49]

Leny

Gratuluję tak pięknej ryby. Jednak lina tez szkoda. Też nastawiam się na dużego leszcza tym bardziej że przed wczoraj przegrałem walkę z ok 5 kg okazem. To też byłby mój rekordowy leszcz. Ale cóż na tym polega ten sport. Pozdrawiam i zycze dalszych sukcesów-ale eybjuż więcej nie męcz i ojca tez. [2009-07-20 21:57]

michciogwo

Bardzo fajny artykuł oby więcej takich ;P Pozdrawiam, taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaakiej ryby i połamania kija życzę dla wszystkich kolegów i koleżanek którzy wędkują ;P [2010-03-20 20:44]

dziki999r

witam .artykuł dobry czytałem go z chęcią .oczywiście daje 5 ,na ale po co męczyć biednego lina 3 czy 4 razy go chyba ciągnełeś ;p leszcz pewnie jak na  wage 4,5 kilo to byłogromny,ale czy warto było   go barć do domu i go zjdać duzy leszcz moim zdaniem smakuje gorzej i ma więcej oście ,no i czy nie lepij było by go wypusciec spowrotem do wody ,miałbyś 2 razy większą satysfakcje .no ale to juz twój problem .pozdrawiam i GRATULUJE bardzo pieknej ryby BrAwO !!!                                                    dziki999r [2010-05-23 14:12]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…