Zaloguj się do konta

Lin-pierwsze okazy

Lin – pierwsze okazy
Zdjęcie główne pochodzi ze strony http://istotyzywe.pl/ryby/lin
Historia, która przedstawię miała miejsce dawno, dawno temu. Zdarzenie, które przedstawię zapadło mi głęboko w pamięci, prawie jak pierwsza złapana ryba w dzieciństwie i jeszcze głębiej.
Otóż pewnego, pięknego, czerwcowego dnia A.D.1985, wczesnym przedpołudniem, miałem sposobność znaleźć się w rejonie j.Glinowieckiego. Dotarłem w rejon wschodniego brzegu, na małą polankę opodal dwóch drewnianych pomostów. Była piękna, słoneczna pogoda. Mając chwilkę wolnego czasu, w ramach przerwy w zajęciach, postanowiłem sobie zrobić mały rekonesans, dotychczas mało dla mnie znanej części łowiska. Szczególne moje zainteresowanie wzbudzał rejon,
w którym jezioro zdecydowanie się zwężało, przechodząc w mały odpływowy kanał. Miejsce to było trudno dostępne ze względu na podmokły, prawie bagienny teren. Dojście do bodajże dwóch kładek, postawiony przy kanale, na skraju gęstego pasa oczeretów, prowadziły wąską, podmokłą ścieżką, praktycznie niedostępną przy podwyższonym poziomie wody.
Zaopatrzywszy się w porządny kij do badania gruntu, wybrałem się w nieznane, pchany nieodpartą wolną wybadania ciekawej miejscówki. Po przejściu nieciekawego, kilkunastometrowego odcinka dotarłem do starej, drewnianej, fachowo wykonanej kładki. W tym miejscu bagienko zastępował już przybrzeżny pas jeziora, porośnięty gęstym pasem moczarki kanadyjskiej, wywłócznika i wielu innych roślin podwodnych.
Z chwilą postawienia na kładce pierwszej nogi, potężna fala spowodowana ruchem wielkiego ciemnego ogona spowodowała, że dosłownie zamarłem w bezruchu. Lekko dostawiłem drugą nogę, aby za chwilę zobaczyć niewyobrażalnie szeroki, złoty bok pokryty drobną łuską. Nie przelewki powiedziałem sobie w myślach, co u licha. Po dwóch delikatnych krokach znalazłem się w miejscu, w którym trzcina była trochę rzadsza, a roślinność podwodna i kąt padania promieni słonecznych pozwalał na swobodną obserwację tego, co działo się pod powierzchnią wody.
Widok kilku złotych osobników długości przedramienia, dosłownie kotłujących się pośród zielska, imponujących swoimi rozmiarami i pięknem podwodnej gry, zapierał mi dech w piersiach. Były to obrazy jak z bajki, powracające praktycznie przy każdym kontakcie ze znacznie mniejszymi osobnikami tego samego gatunku.
Nigdy tak wielkiego lina nie złowiłem, ale wierzę, że jeszcze nie wszystko stracone. Zrobimy to w najbliższych sezonach w naszym klubie…..


Opinie (3)

roman55

Najpiękniejsza rybka i ten niesamowity jej kolorek starego złota i lekkiej zgniłej zieleni***** Pozdrawiam [2013-01-17 18:21]

Wloczykij1

zgadzam sie piekna rybka [2013-03-03 18:30]

użytkownik

5 [2013-05-08 19:13]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej