Lin z przerębla
Sylwester Rompa (swiezy)
2010-01-18
Podróż przy pogawędce o wędkowaniu mija bardzo szybko .Na miejscu sporo aut i problem z zaparkowaniem .Udaję nam się znaleźć jakąś dziurę i szybko otwieramy bagażnik .Damian łapie za swoje szpargały ja biorę kosz ,świder i przynętę i nagle w bagażniku robi się dziwna pustka ?Myślę sobie chyba czegoś zapomniałem ?Nagle przychodzi olśnienie nie ma wędek !!! No i co robić ! wracać ?i tak jest już późno ! Kolega na szczęście oddaję jednego kija i tak uzbrojony wyruszam na łowy .
Zanęty nie mamy . Nasza taktyka na dzisiaj ,obławiamy wszystkie zanęcone otwory. W poniedziałek po intensywnym nęceniu przez weekend może będą jakieś wyniki .Pierwszą dziurę wiercę w pobliżu zanęconego otworu .Mormyszka na dno .Głębokość około 5metrów ,stare koryto w pobliżu tamy .Delikatnie zaczynam grać mormychą i jest!! Branko delikatne mimo wszystko zacinam i czuje przyjemny ciężar na końcu zestawu . Ryba nie bardzo chce zaczerpnąć powietrza .Silne odjazdy sugerują niezły okaz .Po jakiejś chwili udaje mi się w końcu szczęśliwie lodować rybę .Piękny lin złoto- zielony jest moja zdobyczą .Miarka wskazuje 30 cm ,niezły ale o tej prze roku ! to mój pierwszy z pod lodu .
Obławiamy dalej kolejne zanęcone otwory łupem naszym są przeważnie leszczyki .Czasem trafi się większy ale przeważają w granicach niespełna 20 cm .Kolega łowi metoda spławikową i to z niezłym powodzeniem .Co chwile holuje jakąś rybkę .Ja motam się z pożyczonym sprzętem ,zmieniam co chwile mormyszke ale brań mam mniej .Jeszcze to sobie odbije jak następnym razem nie zapomnę sprzętu. Trafiamy tez na miejsca po flejtuchach ! Porzucone opakowania po przynęcie ,butelki po wódce i napojach a także niechciane rybki
Wyjazd krótki , niespełna 3 godzinki ale obfitował w rybki i niespodzianki .Chciałbym mieć więcej wolnych poniedziałków !!!