Liny i leszcze późnego lata
Magdalena (Szpulka28)
2017-08-19
Kolejny poranek ponury i szary. Woda paruje spowijając mnie mgłą. Otoczenie jakby próbowało skryć przede mną swoje tajemnice. Przygotowuję zanętę o zapachu marcepanu. Aż ślinka cieknie gdy aromat dociera do komórek węchowych.
Zanęcam miejsce, w którym wyrastają ponad powierzchnię liście nenufarów. Siadam i czekam. Pierwszy zarzut wykonuję po dokładnym sprawdzeniu zestawu. Żyłka 0,20 mm z przyponem 0,18 mm i haczykiem numer 8, na którym upakowuję 3 duże ziarna kukurydzy konserwowej coby oparła się atakom drobnej krasnopióry. One jako pierwsze dokonują ataku. Kukurydza wylądowała wcześniej również w zanęcie.
Czekam...
Spławik o wyporności 4g nerwowo podryguje na powierzchni. Coś już się zainteresowało moją przynętą, która delikatnie spoczywa na dnie. Udało się osiągnąć ten efekt dzięki wcześniejszemu wygruntowaniu zestawu za pomocą specjalnego ciężarka. Lekki pojazd i stoi. Po chwili ginie bardzo szybko pod wodą i już wiem, że to nie jest lin, a utwierdzam się w przekonaniu tuż po zacięciu wyjmując z wody krąpika. Jak Ty skubańcu dałeś radę połknąć takie duże ziarno!?
Nie zrażam się, zakładam przynętę i zarzucam ponownie. Czekam...
Piękna wzdręga gnie mi kija do 25 g wyrzutu. Bawimy się chwilę ale ostatecznie wyciągam ją na powierzchnię bez zbędnych ceregieli. Jesteś przepiękna ale lin ładniejszy więc wybacz skończmy te farsy uciekaj bo ja nie dla Ciebie dzisiaj tu zawitałam! Zakładam świeżą porcję złocistych smakowitości i znów swój zestaw lokuję w nęconym polu na głębokości około 2 m. Trzeba być cicho, taka nieduża odległość dzieli nas od siebie nie chcę przepłoszyć żerujących ryb. Widzę kipiel gdzie rozłozyła się zanęta, liniska borują w mule aż miło!
Nadchodzi długo wyczekiwana chwila, gdy spławik zaczyna swój taniec. Taniec z linem. Zielonołuski długo się bawi i wysysa przynętę, jakby sprawdzał moją cierpliwość. O mało nie zacinam zbyt szybko. Odczekuję jeszcze chwilę i w momencie gdy spławik mknie płynnie w grążele zacinam kierując wędzisko w przeciwnym kierunku aby uniemożliwić rybie wpłynięcie w zaczepy. Czerwonooki piękniś nie protestuje i jeszcze chwilę bawi się ze mną śmigając to w lewo to w prawo aby dać mi chwilę na sięgnięcie po podbierak. Nie ma teraz wiele czasu bo słońce coraz wyżej a w zanęcie zamieszanie i coraz więcej bąbli. Szybko wyhaczam rybę w podbieraku nie wyjmując go z wody udaje mi się go tak przytrzymać chwilę i zarzucam szybko wędkę. Właśnie chcę w chwili oczekiwania na branie zrobić sobie zdjęcie z linkiem... Taaaa moje niedoczekanie! Spławik już mknie, trzeba zacinać! Siedzi druga ryba już o wiele bardziej waleczna! Podebranie i mam dwa liny! - Ależ będzie świetna fota! Odpocznijcie chwilę bo nie mam trzeciej ręki żeby ze wszystkimi zrobić sobie fotę!
Kończymy zabawę wspólnym zdjęciem, buziakiem i pożegnaniem jakże szybko odpływających zdobyczy. Cieszę się, każda piękna ryba wracająca do wody daje nadzieję na ponowne spotkanie. Niestety przy całej imprezie narobiłam trochę hałasu, donęcam więc i znowu czekamy. Meldują się jeszcze 3 ładne rybki ale już bez spiny wypuszczamy je po kolei. Taaak, satysfakcja z wędkowania pozwoliła zwolnić. Wracamy...
Nadchodzi kolejny dzień. Zachciało mi się leszcza...
Docieram na miejscówkę i przygotowuję zestaw gruntowy z methodą a za pomocą procy nęcę dalej, gdzie posyłam swoją przynętę w postaci dumbelsa pop-up ukrytego w zanęcie. Zapach malinowy już niejednokrotnie się tu sprawdził - stawiam na pewniaki bo czasu do zachodu już niewiele. Po wrzuceniu do wody przynęta wyłania się z zanęty, która pracuje w koło nęcąc ryby. Nie mija wiele czasu i niczego nie spodziewający się jeszcze leszcz zasysa go pewnie, a podwieszany sygnalizator pędzi pod kij i sztywno pod nim dynda. Lekkie docięcie daje mi ogrom radości. Czuję jak ryba walczy o wolność. - Niestety koleżko nie tak prędko! Najpierw musimy pstryknąć sobie pamiątkowe zdjęcie. Po emocjonującym holu, efektywnym podebraniu i szybkiej sesji leszczysko wraca w świetnej formie do wody a moje zapały chłodzi prysznicem z ogona.
Tego dnia mam jeszcze dwa ciekawe brania niestety jedno psuję, gdy próbuję wprowadzić leszcza w podbierak zbyt szybko ze względu na branie na drugim wędzisku. Powoduje to spinkę wystraszonego obręczą i siatką leszcza, gdyż nie udało mi się dostatecznie dobrze wciąć przez wcześniejszą szamotaninę z rybą na odległościówce. Leszcz biorąc gwałtowny nawrót ucieka. Nic nie szkodzi - spotkamy się jeszcze.
Ten krótki lecz ciekawie spędzony dzień kończy ulewny deszcz. Wracam przemoczona ale zadowolona. To był dobry odpoczynek...