Listopadowe miętusy z Bobru
Mariusz Mazanik (Kalik)
2012-11-16
....Melodia budzika w moim telefonie tego poranka zabrzmiała o 8:00, czternastego dnia listopada bez ceregieli zerwałem się z koja podciągając żaluzję w oknie....nooo nareszcie:))! Za oknem szaro, brzydko, mgła i na oko jakieś 1-2 stopnie, myślę sobie - wreszcie! Dotychczas było zbyt ciepło aby myśleć o miętusach ale dziś wydaje się idealnie, idealnie...no jeszcze jedno, prawie zapomniałem dlaczego dzisiaj mam dzień wolny w pracy, 14 dzień listopada to Międzynarodowy Dzień Chorych na Cukrzycę ja niestety od 19 lat zmagam się z tym draństwem i dzisiaj mam wizytę u diabetologa, takie życie:)
Z gabinetu lekarza wypaliłem prosto do auta, wyniki bardzo dobre więc trzeba to uczcić!! Jadę do sklepiku wędkarskiego, szybki zakup żywczyków potem do domu po sprzęt i plecak, ciepłe ciuchy, herbata w termos i jazda nad Bóbr. Z zielonej Góry na łowisko, które już wielokrotnie nagradzało miętusem mam jakieś 35km, nad wodą jestem 15:20, jest jeszcze troszkę czasu na sprawdzenie co i jak na łowisku, uzbrojenie wędek, sprawdzenie dojścia do wody - na jesiennej wyprawie na miętuski bezpieczeństwo to podstawa! Sprzęt to dwa feedery 3,60m ciężar 90g, żyłka 0,25mm, przypon 0,22 długość 60-70cm, haczyk nr 1 lub 2, ciężarek 35gr - mocny uciąg - sygnalizator tradycyjny - grzechotki.
Warto w domu zrobić kilka przyponów, miętusowe miejsca zwykle nafaszerowane są zawadami i bardzo łatwo zerwać tam zestaw, a wiązanie w świetle latarki przyponów....zgroza! Miejsce połowu jest dość specyficzne umieszczone między mostami kolejowym i drogowym stanowi coś na wzór odrzańskiej klatki - tylko znacznie mniejszej - takiej na skalę Bobru. Z lewej strony kamienista główka - często zalewana przez wodę, która tutaj ma bardzo duże wahania z powodu pobliskiej zapory, z prawej też coś przypominającego główkę, może raczej cypel z kamieni, W środku bardzo głęboko - przy normalnej wodzie jakieś 4m, dzisiaj woda puszczona więc będzie z 5,5m gruntu. Taka głębokość bliżej brzegu, dalej, bliżej środka troszkę się wypłyca ale ze 1,5 - 2m tam jest, Brzeg usypany z kamieni, które zalegaja też na dnie tej klatki, prąd dość mocny - wsteczny!! To stanowi największy problem w tym łowisku gdyż często plącze żyłkę i wpycha zestawy w kamienie - ale.....gdzie kamyki tam...Stawiam zestawy, oba z filetami z karasia, przecinam rybkę na pół, zakładam ogonek na jeden kij i część z głową na drugi zestaw, przynęty mają jakieś 4 - 5cm. Na przeciwległym brzegu samotny wędkarz, pewno też za miętuskiem, fajnie będzie raźniej. Pierwsza godzina bez skubnięć, o 17:15 delikatnie odzywa się grzechotka, odpalam lampkę czołową...spoglądam na szczytówkę feedera, lekko drga następnie powoli, płynnie wygina się w stronę wody i tak kilka razy - normalnie wygląda jak praca wody, uciąg prądu rzeki, ale wiem, że ryby na które przyjechałem zapolować tak właśnie biorą, staram się łowić miętusy od kilkunastu lat, z różnym powodzeniem ale jeszcze nigdy nie brał mi agresywnie. Biorę kij do ręki, żyłka w palce i staram się wyczuć co dzieje się pod wodą...istotnie, czuję lekkie szarpnięcia, daję jeszcze kilka sekund i zacinam. Siedzi, wyraźnie czuję, walka z miętusem nie jest zbyt imponująca walczak z niego słaby ale po wyjęciu na brzeg ogromna radość, pierwszy tej jesieni! Miarka wskazała 31cm - bywały w tym miejscu większe:) Stawiam zestaw z nowym filetem, 17:45 następne branie, lekko odezwał się sygnalizator i podobnie jak u poprzednika charakterystyczne pompowanie szczytówki - tak może brać tylko on, biorę kij do ręki, wyraźnie czuję pociągania, czekam jeczcze kilka sekund i tnę. Ten idzie ciężej ale po kilku sekundach ląduje w podbieraku - 32cm, piękna marmurkowa rybka! Dałem mu ze 30 sekund a zapięty był za wargę. Kolejne minuty nie przynoszę brań, około 18:30 znowu coś lekko drgnęło - niestety tym razem pudło:(. 19:30 operator zapory zamyka lekko wodę, poziom spada o jakieś 50cm, niestety brania ustały, temperatura spada poniżej zera auto pokrywa się całe lodem to efekt mgły, która od jakiegoś czasu zaległa nad rzeką i niskiej temperatury, sprawdzam w samochodzie -3 stopnie. Godzina 20:30 postanawiam zakończyć na dzisiaj łowy, robi się coraz zimniej a z doświadczenia wiem, że im dalej tym gorzej, najlepsze są pierwsze trzy godziny. Na koniec kilka słów refleksji, można się dziwić widząc faceta idącego z wędkami do smochodu w połowie listopada dodatkowo w godzinach, w których powinien już wracać znad wody, jest jednak coś niewyjaśnionego, mistycznego w tych jesiennych, nocnych łowach. Ciężko to wytłumaczyć, może większa jak latem cisza, może większy jak latem spokój, luz nad wodą powoduje że chce się ponownie wybrać i zapolować na rybkę, która wcale nie jest taką łatwą do złowienia - wiadomo trzeba namierzyć pewne miejsce - potem już jakoś idzie. Kto raz był na wyprawie miętusowej, ten z pewnością pojedzie następny raz! Cenię metodę Złów i wypuść, jeśli jednak ktoś uwielbia smak ryb to zapewniam, że miętus jest rarytasem jakich mało!! Walory kulinarne zdecydowanie odpłacą godziny spędzone w zimnie nad wodą, smak wątroby tej ryby potrafi zadowolić najbardziej wybredne podniebienia:) Chciałem się podzielić z bractwem chwilami spędzonym w ten listopadowy wieczór nad Bobrem, serdecznie namawiam na takie łowy, to zupełnie coś innego jak w lecie uczulam jednak o zachowanie ostrożności i raczej lepiej jechać z kolegą - rażniej i bezpieczniej.
Serdecznie pozdrawiam kalik73