Łowienie boleni w trzech krokach
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2019-04-28
W ostatnim czasie wiele uwagi poświęcamy szczupakowi co jest w pełni zrozumiałe –wszak od niedawna mamy oficjalny początek sezonu. Czytając i przyglądając się bacznie wpisom na blogach w ostatnim czasie stwierdziłem ,że czegoś mi tu brakuje… Oprócz cętkowanego krokodyla jest przecież jeszcze jedna ryba ,która zwłaszcza w maju zasługuje na to aby poświęcić jej nieco więcej czasu. Łowienie boleni w trzech krokach
Tą rybą jest rzecz jasna boleń – srebrna ,smukła torpeda zasiedlająca głównie nasze rzeki ale także jeziora i zbiorniki zaporowe. Postanowiłem zatem zmienić nieco tę dysproporcję zainteresowania na korzyść naszego karpiowatego bohatera i napisać parę zdań na temat moich doświadczeń z Wiślanymi boleniami – tymi pierwszymi ,majowymi ale nie tylko. Przyznam ,że gdy wpadłem na ten pomysł niemal od razu dopadły mnie wątpliwości ponieważ nigdy nie uważałem się za „boleniowego specjalistę” i wiem że jest wielu wędkarzy, którzy mają znacznie większe sukcesy w połowie tej ryby niż ja. Moje wyniki ograniczają się do ryb maksymalnie 70-cio centymetrowych ,więc w mojej ocenie najwyżej średnich ale za to łowionych regularnie. Niemal każdy mój wyjazd na bolenie kończy się większym lub mniejszym sukcesem za który uważam przechytrzenie przynajmniej jednej ,dwóch wymiarowych lub większych ryb . Mam nadzieję ,że kilka prostych porad zawartych w poniższym tekście będzie pomocnych ,zwłaszcza dla tych wędkarzy ,którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z polowaniem na Rapę.
Krok pierwszy - przygotowanie
Wielu wędkarzy zastanawia się nad wyborem odpowiedniego sprzętu do połowu rzecznego bolenia z brzegu (bo o takim łowieniu tu mowa) co potwierdza się w licznych zapytaniach i postach poświęconych tej tematyce na forum. Moim zdaniem aby zmontować w miarę uniwersalny zestaw do połowu tej ryby należy sięgnąć po kij przede wszystkim długi , najlepiej minimum 2,7 metra jeśli naszym łowiskiem ma być wielka rzeka. Kij powinien mieć akcję szczytową aby łatwiej zaciąć rybę z większej odległości ale też powinien być na tyle ustępliwy aby amortyzował ataki wściekłego Bolka w ostrym nurcie. Ciężar wyrzutowy ( bo tym parametrem najczęściej producenci opisują swoje produkty ) powinien być uzależniony od rodzaju i masy przynęt jakich będziemy używać i w mojej opinii jego górna granica powinna wynosić w przedziale 20 -30 g ze wskazaniem na ten wyższy jeżeli uciąg wody w naszym łowisku jest mocny. Należy pamiętać że nie polujemy tu na bolenia 90 czy 100 cm zatem zestawy na potwory nie są wskazane. Takie okazy to ryby po pierwsze rzadkie a po drugie mające inne obyczaje i preferencje środowiskowe a także różną dietę. Zostawmy okazy prawdziwym łowcom… Gwarantuję ,że łowione regularnie 70-tki to ryby które mogą być satysfakcjonującym trofeum dla każdego wędkarza. Oczywiście nie wykluczone jest branie wielkiego bolenia i myślę , że nikt włącznie ze mną nie miałby nic przeciwko temu ale to nie okazy są naszym celem. Używając zbyt topornych wędzisk nie doświadczylibyśmy tego co w łowieniu bolenia najpiękniejsze czyli momentu brania i dynamicznych zrywów w nurcie.
Kołowrotek powinien być solidny i posiadać duże przełożenie – tu niestety kompromisów nie ma. Wielkość to rzecz gustu i indywidualnych preferencji natomiast ja stosuje model w rozmiarze 4000. Linka to kolejny dylemat… Są zwolennicy plecionek jak i żyłek. Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Z pewnością zastosowanie cienkiej plecionki nie będzie błędem ale na mnie działa argument większej jej widoczności w wodzie a boleń to bystrooka bestia… Nie stosujmy jednak linek zbyt cienkich bo to nie służy ani naszym przynętom ani rybom. Optymalną średnicą dla żyłki jest 0.22 mm. Pozwala na szybki hol i pewne rzuty nawet ciężką przynętą. Dla mnie boleń to przede wszystkim wobler . Powinniśmy w swych pudełkach mieć ich przynajmniej kilka sztuk które charakteryzują się różną pracą ,głębokością nurkowania , wielkością i ubarwieniem. Nie namawiam przy tym do przesady – 5,6 sztuk sprawdzonych przynęt w zupełności wystarczy nam do tych łowów. O rodzajach i modelach nie będę pisał bo to temat- rzeka natomiast według mnie najważniejsze jest aby wobler imitował w sposób możliwie wierny ukleję – podstawowy pokarm naszego bohatera. Dobre będą smukłe podłużne gumy w kolorach srebrzystych a także wąskie wahadłówki i większe obrotówki typu long.
Krok drugi - namierzanie
Mamy już gotowy zestaw i przynęty pora więc przyjrzeć się polu bitwy czyli miejscom gdzie spodziewamy się odnaleźć naszego bohatera. Z uwagi na fakt ,że poluję na bolenie niemal wyłącznie na opaskach ograniczę się do opisania tylko tego typu łowiska. Polowanie na ostrogach to „inna bajka”. Osobiście nie lubię takich miejsc bo są jakby z definicji przełowione a w mojej opinii boleń spłoszony , świadomy obecności wędkarza jest na tyle ostrożny ,że na branie nie warto liczyć… Będziemy zatem tropić tę rybę i starać się pozostać dla niej niewidzialnym (warunek konieczny!). Nie wchodzi w grę „koleżeńskie łowienie” – na bolenia niemal zawsze wybieram się sam. Specyfika żerowania rapy ułatwia nam jej lokalizację. W maju zdarza się ,że bolenie żerują w sporych stadach lecz niestety zjawisko to ostatnio należy już do rzadkości… Przy wyżowej pogodzie ,w miarę pogodnym niebie i ciepłej ,stabilnej aurze drobnica z reguły przebywa tuz przy brzegu opaski gdzie znajduje schronienie wśród kamieni przed zakusami licznych drapieżników. Bolenie to wykorzystują.
O ile te ryby które atakują na śródrzecznych przykosach często są poza naszym zasięgiem te żerujące aktywnie przy opasce będą jak najbardziej w kręgu naszego zainteresowania. Średniaki czyli sztuki powiedzmy do 70 cm ostro rozrabiają i bez trudu je zauważymy. Nawet w mniej sprzyjających okolicznościach potrafią zaznaczyć swoją obecność jeśli nie spektakularnym pluskiem to przynajmniej wirem przy brzegu lub wyskokiem pojedynczej rybki. Na takie sygnały musimy być wyczuleni a więc wodę należy bacznie obserwować żeby wykorzystać moment kiedy Bolki urządzają sobie wyżerkę. Ryby aktywność przejawiają o różnych porach dnia. Czasem pierwsza „fala” żerowania ma miejsce np. około 10- tej a „obiad” w okolicach 16 –tej. Jeśli już zauważymy zerujące aktywnie ryby przechodzimy do najważniejszej fazy pamiętając o cichym zachowaniu i nie eksponowaniu sylwetki na tle wody. Czołgać się nie trzeba , wystarczy lekko schować się za jakiś krzaczek…
Krok trzeci - atak
W tym decydującym momencie nie należy się spieszyć. Rzuty można wykonywać w różnych kierunkach w zależności od tego jak jesteśmy usytuowani względem ryby. Możemy ściągać przynętę z prądem , pod prąd jak też w poprzek nurtu. Boleniom to nie robi różnicy. Ważne żeby podać wabik nieco obok lub za miejsce gdzie ryba uderza i prowadzić ją dość szybko tuż pod powierzchnią. Proponuję jednostajne tempo bez kombinowania , jerkowania itd. U mnie przynajmniej się to nie sprawdza… Konsekwentnie wykonujemy rzuty w „gorący rejon”. Jeśli nie ma brań rozszerzamy wachlarz rzutów i staramy się prowadzić przynętę nieco wolniej , bliżej podstawy opaski gdzie prawdopodobnie bolenie się przemieszczają przed podjęciem ataku na ofiary. Czasem warto obejść miejsce ataków szerokim łukiem i spróbować prowadzić przynętę z innego kierunku – efekt bywa piorunujący! Ten cykl postępowania należy powtarzać. Jeśli ryby nie chcą współpracować ,cóż… trudno – namierzamy kolejne wciąż pamiętając o cichym i dyskretnym zachowaniu. Dzięki niemu często będziemy mieć brania nawet tuż pod nogami a więc nie będzie konieczności wykonywania rzutów „aż po horyzont”.
Post scriptum…
Nie wybieram się na bolenie w deszcz , podczas silnego wiatru i niżowej pogody. Uważam że nie ma to sensu bo łowię ryby aktywne ,łatwe do namierzenia a w nie sprzyjających warunkach atmosferycznych boleni po prostu nie widać… Polowanie na te piękne ryby ma być przyjemnością więc to ja decyduję kiedy ono się odbędzie zwiększając tym samym swoje szanse na sukces. Oczywiście zdarzało mi się łowić ryby nieaktywne „na wymuszonego” w miejscach w których spodziewałem się ich obecności ale nie zachęcam do tego zwłaszcza początkujących – to znacznie trudniejsze zadanie więc po co się zniechęcać?
Branie bolenia to jeden z najpiękniejszych momentów w życiu spinningisty! Warto przedzierać się przez krzaki , walczyć z komarami i tulić do chaszczy ukrywając się przed bystrym wzrokiem „łososia dla ubogich”… Walka może tez dostarczyć wielu emocji i podnieść nam porządnie poziom adrenaliny!
Jeśli już zaskoczymy i „ogramy” rzecznego cwaniaka na jego własnym podwórku to darujmy mu wolność – odwdzięczy się sprawiając ,że rzeka ożyje i pozostawi nam piękne wspomnienia na długie ,zimowe wieczory.
Połamania kija na majowych (i nie tylko) boleniach!