Łowienie na ostatnim lodzie

/ 6 komentarzy / 9 zdjęć


Taki jeden, niepowtarzalny dzień - łowienie na ostatnim lodzie. Kalendarzowa zima w pełni. Jezioro jeszcze skute lodem. Jedynie w mocno nasłonecznionych częściach brzegu, zimowa aura przeplata się z pierwszymi oznakami wiosny. Mocno nagrzane elementy pomostów, każda gałąź strącona z drzewa jesienno zimowymi porywami wiatru, każda pojedyncza łodyga suchej trzciny, każde nasionko olszyny rzucone siłami natury na lodową taflę, oddaje nagromadzone ciepło. Lód powoli, niechętnie ale ustępuje. Najpierw w kryształowo czystej strukturze, pojawiają się pojedyncze pęcherzyki powietrza. Miejscami na powierzchnię lodowej tafli wypływa woda. Każdy podmuch wiatru topi stopniowo lodową skorupę, każdy promyk słońca bezlitośnie narusza jej strukturę. W końcu, w silnie nasłonecznionych miejscach lód matowieje. Lód ów, zachowując nawet dotychczasową grubość, przyjmuje gąbczastą strukturę i staje się bardzo kruchy. Jeżeli nie występują opady deszczu i wiaterek mu nie przeszkadza, dalej powoli kruszeje. Słabnie, stając się coraz bardziej kruchy. Z dotychczasowej solidnej i nośnej struktury, pozostaje dosłownie lodowa kaszka, wrażliwa na każde najmniejsze muśnięcie fali, na każdy silniejszy promień słońca, niczym puch.


Właśnie prawie taką sytuację zastaliśmy w sobotnie popołudnie. Słońce mocno operowało na leśnej polanie, skłaniając ptaki do raźniejszych jak dotychczas treli. W tej radosnej atmosferze, kończąc naprawianie usterki na dachu kempingu, z niecierpliwością spoglądałem na nasłoneczniony brzeg jeziora. Tam właśnie znajdował się obiekt mojego szczególnego zainteresowania, mały wędkarski pomościk, który już tydzień wcześniej razem z moim Kompanem Ryszardem, zamierzałem odwiedzić w dniu dzisiejszym. Swoim wzrokiem, dosłownie centymetr po centymetrze odsuwałem lodową kaszkę od pasa trzcin. Pół metra jeszcze za mało, jeszcze trochę, chociaż na tyle, aby umieścić bezpiecznie delikatny spławiczek zamontowany do pięciometrowego bata.
W końcu około trzynastej zapada decyzja. Ruszamy na łowisko. W wiaderku odrobina zanęty płociowej Trapera ,wymieszanej z ziemią z kretowiska i nieodparta chęć wędkowania. Po dotarciu na miejsce zatrzymujemy się przy jednej z pierwszych kładek pomostu. Lód odstąpił od trzcin na metr, miejscami do półtorej metra, więc będzie można wędkować. 


Stojąc przed dojściem do pomostu, następuje lekkie podniesienie wzroku i spojrzenie na taflę jeziora i dosłownie zapiera nam dech w piersiach. Topniejąca tafla lodowa, na skutek oddziaływania deszczu i wiatru, oświetlona pod ostrym kątem promieniami słońca, przypomina dosłownie srebrną paterę, nie do końca jeszcze wypolerowaną przez złotnika. Jedynie dwa konary porzucone
nieładzie na lodzie, odrobinę zakłócają harmonię tego niesamowitego obrazu.
Opodal na pomoście zauważamy wędkarza, który przycupnął na białym wiaderku z krótkim bacikiem. Przed nim, w lodowej tafli, na szerokości niewiele większej od małego pomostu, widnieje przestrzeń wolna od lodu. Popatrz, facet ciągnie płocie, mówię do Ryszarda i obaj z niedowierzaniem przez chwilę przyglądamy się wyczynom, jak się po chwili okazało znajomego z naszego koła. Po krótkim przywitaniu się i wymianie kilku grzecznościowych zdań, wracamy do swojej miejscówki.
Na kładkę wchodzimy dosłownie na palcach. Deski wąskiego pomostu są grube, wygrzane w słońcu, więc bez namysłu chowając się chyłkiem za trzcinami, zasiadam wzdłuż pomostu z nogami wysuniętymi do przodu. W takiej pozycji montuję zestaw i zanim założyłem przynętę, słyszę z mojej prawej strony chlupot spowodowany holem ładnej rybki. To oczywiście Ryszard nie pytając się nawet o zgodę, ciągnie już pierwszą dorodną płoć.


Szybko więc sprawdzam wyważenie zestawu, gruntuję na wybranym kierunku i posyłam małe kulki zanęty pod sam kaszkowaty lód. Automatycznie czuję jak krew pulsuje mi mocniej w żyłach. Wyjmuję z pudełeczka pierwszego w tym sezonie białego robaka. Zakładam go jak najdelikatniej potrafię na czerwoną szesnastkę Mustada i po sekundzie zestaw ląduję w wodzie. Wiaterek mam lekko z prawej, wybieram więc luz żyłki i nabrawszy głębiej powietrza w płuca, prawie bez ruchu pozwalam zestawowi spokojnie zejść na swoją głębokość, a następnie wpatruję się w cienką antenkę spławika.
Antenka spławika pokryta specjalną farbą fluorescencyjną, pomimo niewiele ponad milimetrowej grubości, jest idealnie widoczna w promieniach słońca. Wystaje dosłownie około 1cm nad powierzchnię wody. Powierzchniowy wiatr wiejący od czoła z kierunku drugiej, wybrzusza lekko żyłkę, wynosząc ją przed spławik. Rychem delikatnym szczytówki likwiduję wybrzuszenie, kładę żyłkę na wodę i w tym momencie następuje płynne przytopienie spławika. 


W ubiegłym roku zlikwidowałem w swoich batach wszelkie amortyzatory gumowe, zastępując je nowymi miękkimi szczytówkami. Ciekawy więc byłem reakcji zestawu. Otóż wystarczyło delikatne podniesienie szczytówki i pięciometrowe wędzisko przyjęło piękną parabolę. Ryba okazała się na tyle silna, że nie można jej było utrzymać w wąskim metrowym pasie wolnym od lodu. Wyprowadzenie zestawu poza powyższy pas sygnalizował chrupiący odgłos żyłki, która rozcinała kaszką lodową. Podniesienie ryby ku powierzchni wody i jej jedno silniejsze machnięcie ogonem powodowało, że kaszka znikała, przemieszczając się kępkami do lewej w kierunku trzcinowiska.
Zanim wyszedłem z pierwszego amoku okazało się, że siedziałem praktycznie na płasko na deskach pomostu, bez poruszania nogami dobrą godzinę. Płocie raz większe, raz mniejsze nie miały zamiaru opuścić naszego łowiska. W takiej sytuacji jak to zazwyczaj bywa, nastąpił czas na eksperymenty. Jeden robaczek, dwa robaczki, zestaw na gruncie, zestaw nad gruntem, płoć mniejsza, płoć większa.
W pewnym momencie dochodzi 16.00 i przyszedł czas na zakończenie naszego wędkowania. Spoglądamy krótko po sobie i uśmiechamy się, bez jakiegokolwiek słowa. Obaj dobrze wiemy, że trafiliśmy na ten jedyny niepowtarzalny moment, na ten jeden wspaniały dzień. Takie zimowo- wiosenne wędkowanie trwa często dosłownie wędkarską chwilę.


 


4.8
Oceń
(24 głosów)

 

Łowienie na ostatnim lodzie - opinie i komentarze

janglazik1947janglazik1947
0
To dopiero frajda !!! Łowiliśmy kiedyś z kolegą w podobny sposób. Tylko, że my wkładaliśmy nasze zestawy z brzegu w wywiercone kiedyś otwory w lodzie. Nie było szans wejść na lód, ale ten sposób, był wręcz idealny . Połowiliśmy wtedy piękne płocie. (2014-02-26 12:09)
Szpulka28Szpulka28
0
Lodzie odmarzaj bo chcę na ryby! :D gratuluję świetnej zabawy i zostawiam 5* (2014-02-27 01:22)
matexxmatexx
0
Ciekawy artykuł ***** (2014-02-27 06:35)
pompipspompips
0
Pięknie się czyta któż nie zna tego uczucia gdy po raz pierwszy w sezonie zaczyna się spławikowe łowy. Jeszcze klimatyczne łowienie delikatnym zestawem na bacika i dopisujące ryby. To musiało być naprawdę przyjemne wędkowanie. Sam czekam z utęsknieniem na ten pierwszy raz tylko że na razie praca nie pozwala. Pozdrawiam ***** (2014-02-27 09:02)
marciin 2424marciin 2424
0
Pozostaje mi tylko pogratulować instynktu wędkarskiego. Pozdrawiam Kolegę po fachu:)***** (2014-03-28 08:16)
marek-debickimarek-debicki
0
Staramy się Kolego Marcinie zbierać informacje i zarazem śledzić to wszystko, co jest związane z naszą i okolicznymi wodami. Moim zdaniem każdy spacer nad wodą, nawet bez wędki jest ważny i ważniejszy. Zależy mi osobiście na tym, aby przekazać Kolegom pewne informacje, czy też wskazówki związane z obserwacją przyrody i jednocześnie żerowaniem ryb. Przecież niejednokrotnie garstka zanęty położona we właściwym miejscu jest w stanie ściągną w łowisko większa rybę, aniżeli "worek ziemniaków", oczywiście w określonej porze roku! (2014-04-04 00:06)

skomentuj ten artykuł