Łowiska zachodniopomorskie cz.28. Wędkarskie zdziwienia.

/ 2 komentarzy

Zdziwienia  wędkarskie  .
 
          Kto  z  nas  nie  miał  takich  zdarzeń  w  swoim  wędkarskim  życiu  ?  Chciałem
opisać  kilka  z  nich  ku  radości  i  nauce  na  przyszłość  .  Czasem  mogą  te  zdarzenia
pomóc  nam  w  łamaniu  stereotypów  i  przyzwyczajeń  .
 
                    Co  bierze  ?  Błystka  !!!!
 
                Rzeka  Łeba  ,  w  okolicy  Bożego  Pola  .  Łowimy  z  kolegą  w  ogromnym
deszczu  .  Niestety  nic  nie  bierze  .  Ani  pstrąg  ,  ani  lipień  .  Kompletnie  nic  .
W  pewnym  momencie  czuję  zaczep  ,  ale  zaczep  zostaje  uwolniony  .  Jednak
czuję  coś  ciężkiego  .  W  poświacie  szarówki  widzę  pstrąga  ok.  40  cm  .  Jednak  jest
jakiś  dziwny  .  Tak , on  jest  martwy  ,  już  dość  stary  .  Chcę  go  odhaczyć  i  tu  nie
wierzę  własnym  oczom  .  Moja  błystka  jest  zahaczona  kotwiczką  o  uszko  innej
błystki  na  której  wisi  mój  pstrąg  truposz  .  Tak  złowiłem  nową  blaszkę  i  starego
pstrąga  .  Potem  domyśliłem  się  jak  do  tego  doszło  .  Najpewniej  łowca  ciągnąc
pstrąga  zahaczył  grotem  wystającej  z  pyska  kotwicy  o  przeszkodę  podwodną  .  Nie
mogąc  odhaczyć  błystki  ,  żyłka  została  zerwana  .  Niestety  pstrąg  nie  zdołał  się
uwolnić  z  zaczepu  i  tak  zdechł  .  Po  paru  dniach  ,  traf  chciał  że  moja  błystka
zahaczyła  o  uszko  tamtej  błystki  i  wyciągnąłem  i  błystkę  i  pstrąga  . 
               Dodam  tylko , że  błystka   ta  była  samoróbką  i  złowiłem  na  nią  kilka 
ładnych  pstrągów  .  Niestety  urwałem  ją  na  dużym  pstrągu  w  rzece  Studnicy  .
Może  ktoś  ją  jeszcze  kiedyś  złowi  ?  Była  to  dobra  kaszubska  robota  ,  szkoda
że  takich  nie  produkują  .
 
                Pstrąg  w  jeziorze  .
 
             Zarybialiśmy  jezioro  pstrągiem (byłem 15 lat dzierżawcą jeziora)  .  Wzięliśmy  100  kg  pstrągów  i  jedziemy  .
Niestety  po  ok.  20  km  drogi  siada  nam  dotlenianie  .  Niestety  zorientowaliśmy  się
za  późno  .  Pstrągi  dowieźliśmy  śnięte  .  W  rozpaczy  wpuszczam  5  które  wydają  mi
się  jeszcze  żywe  .  Resztę  zabieram  do  domu  .  Były  to  najdroższe  pstrągi 
konsumpcyjne  w  moim  życiu  .  Potem  zapomniałem  o  sprawie  .  Latem  spotkałem
nad  jeziorem  kolegę .  A  on  mówi  mi  .  Słuchaj  jakąś  dziwną  rybę  złowiłem  .
Zaglądam  do  siatki , a  tu  mój  pstrąg  .  Doskonała  kondycja  ,  piękny  wygląd  .
Przeżył  ,  choć  nie  miał  prawa  .  Złowił  go  dawny  pracownik  PGR  który 
nigdy  nie  miałby  okazji  złowić  pstrąga  ,  przeżył  tylko  dla  niego  .  Może
i  pozostałe  4  pstrągi  też  żyją  i  wynagrodzą  kiedyś  komuś  jego  ciężkie  życie .  
 
                Żółty  twister  .
 
         Jasiu  to był  fuksiarz  .  To  wie  każdy  kto  był  z  nim  na  rybach  .  Jeśli  ciągnie
szczupaka  bez  stalki  to  wiadomo  ,  że  haczyk  tkwi  w  wardze  ryby  .  Jak  łowi
płotki  na  białe  robaki  to  wiadomo  ,  że  może  też  na  żyłkę  0.10  złowić  lina
1.5       kg  .  Jeśli  przerzuci  woblera  przez  gałęzie  to  wiadomo  że  i  tak  uwiesi  mu  się
okoń  lub  szczupak  .  Kiedyś  spiningował  żółtym  twisterem  w  jeziorze  Przyradź .
Był  majowy  ciepły  dzień  .  Liczył  na  okonie  może  szczupaczka  .  Tymczasem
po  rzucie  obok  trzcin  zaciął  dużą  rybę  .  Najpierw  myślał  ,  że  to  wielki  okoń  .
Okazało  się  przy  łodzi  że  to  piękny  lin  .  Po  wsadzeniu  do  podbieraka  twister
wyskoczył  linowi  z  pyska  .  Jasiu  ma  fuksy  do  końca  .  I  takich  fuksów  życzę
wszystkim  wędkarzom  .
            
 Okonie są  wszędzie  !
 
       Paręnaście lat temu.  Idę  wzdłuż  Radwi  od  paru  godzin  .  Niestety  mój  koszyk  jest  pusty i  nic  nie  wskazuje  na  to , że  wyląduje  w  nim  choćby  marny  pstrąg  .  Jestem
umordowany  deszczem  ,  pokrzywami  i  komarami  .  Postanawiam  iść  do  domu  .
Przechodzę  w  płytszym  miejscu  na  drugą  stronę  rzeki  .  Patrzę  maleńkie  
starorzecze  .  Może  120  m  długie  ,  5-6  m  szerokie  .  Myślę  sobie  ,  przecież
nad  Bugiem  czy  Wisłą  ludzie  łowią  w  starorzeczach  .  Rzut  oka  ,  Boże  gdzie
tu  zarzucić  ?  Podchodzę  bliżej  ,  nie  ma  miejsc  .  Wszędzie  szuwary  ,  moczarka
i  zwalone  drzewa  .  Zauważam  kanalik  między  moczarką  może  z  2  m  .  Posyłam
tam  mojego  pstrągowego  woblerka  .  Idzie  tuż  pod  powierzchnią  .  Nagle  coś
targa  moim  kijem  .  Szybko  unoszę  kij  do  góry  .  Na  końcu  żyłki  trzepoce  się
niezły  okoń  ,  taki  ze  25  cm  .  Zmieniam  woblera  na  małego  twisterka  .  Wpuszczam
go  między  wolne  miejsca  i  po  40  minutach  mam  w  koszyku  18  okoni  od  20  do
28  cm  .  Drugie  tyle  wpada  po  złych  zacięciach  z  powrotem  do  wody  .
        Miałem  nałowić  pstrągów  ,  a  nałowiłem  okoni  .   Okonie  są  wszędzie  .   
       
              Troć  prawie  martwa  .
 
            Piotrek  dzwoni  do  mnie  rzadko  .  Dlatego  zawsze    bardzo  się  cieszę  .
Jest  zwariowanym  wędkarzem  na  punkcie  połowu  troci  .  Ma  zadanie  ułatwione,
do  Słupi  ma  parę  kilometrów  .  Nad  wodą  jest  w  każdej  wolnej  chwili  .  Jednak
tą  przygodę  przeżył  nad  królową  polskich  rzek  -  Parsętą  .  Wybrał  się  na  zawody
„Salmo  Parsęty”  dzień  wcześniej  aby  potrenować  .  Idąc  nad  rzeka  koło  Wrzosowa
dotarł  do  ogromnych  krzaków  .  Nagle  zauważył  przez  polaroidy  spływającą   troć  .
Szybka  decyzja  ,  rzut  .  Niestety  chybiony  .  Drugi  to  samo  .  Jednak  troć
zaczyna  płynąć  do  brzegu  .  Rzucony  wobler  zahacza  ją  za  skrzela  .  Troć  ląduje
na  brzegu  .  Ma  ok.  1.6  kg  i  rozdarty  bok  .  Teraz  Piotr  wie  już  wszystko  ,  to
pamiątka  po  kłusownikach  .  Gdyby  wiedział  ,  nie  męczył  by  jej  !  A  może  lepiej
że  skrócił  jej  cierpienia  .  Ile  takich  pokaleczonych  ryb  pływa  w  naszych  rzekach  ?
Epilog  -  na  zawodach  nic  nie  złowił  ,  może  wszystko  wyłowili  kłusownicy  ?
 
                   Szczupak  jak  koń  !!
 
          Lata  siedemdziesiąte  .  Jezioro  na  Pomorzu  .  Nazywaliśmy  je  szczupakowym  .
Potorfowe  zastoisko  wody  .  Szczupaków  w  bród  .  Potrafiliśmy  złowić  w  6  osób
w  5  godzin  na  małe  karasie  30  szczupaków  od  1.5  kg  do  3.0  kg  .(  stare  limity  ) .
Łowiliśmy  je  na  żyłkę  0.45 , bez  stalki , na  wędki  bez  kołowrotka  metodą  na  macanego.  Jednego  dnia  mój  ojciec  ciągnął  szczupaka  2.20  kg  gdy  nagle  coś
zatrzymało  mu  rękę  .  Tak  to  był  szczupak  ok.  5-7  kg  .  Niestety  po  krótkiej
walce  uwolnił  się  z  zestawu  .  Ojciec  wyciągnął  tego  pierwszego  ,  nie  małego
przecież  szczupaka  .  Od  połowy  ciała  miał  zdartą  skórę  ,  aż  do  mięsa  .  Jakoś
nas  nie  cieszył  ,  żałowaliśmy  tego  wielkiego  .  Po  tym  wydarzeniu  w  naszej
wędkarskiej  rodzinie  przyjęło  się  powiedzenie  ,  kopnięcie  konia  na  sytuację 
w  której  wędkarz  nic  nie  może  już  zrobić  .  Niech  i  wam  zdarza  się  takie
kopnięcie  dość  często  . 
    
    
 
 
                             Brania  na  statek  i  motorówkę  .
 
          Ostróda  .  Biorę  udział  w  Pucharze  „Wędkarza  Polskiego”  .  Dzień  drugi  .
Łowię  ze  wspaniałym  człowiekiem  .Rysiem  Trapiszczonkiem  .  Stoimy  jego
ślizgaczem  zaraz  przy  moście  kolejowym  .  Rano  nawet  bierze  .  Potem  robi  się
coraz  słabiej  .  Nagle  nadpływa  statek  Żeglugi  Elbląskiej  .  Wielki  ,  sunie  wolno  .
Po  jego  przepłynięciu  okonie  biją  przez  10  min  jak  oszalałe  .  Żal  że  statki  płyną
tak  rzadko  .  Co  tu  zrobić  ?  Płynie  ratunek  .  To  motorówka  .  Po  jej  przepłynięciu
znowu  są  brania  .  Gdyby  tak  jeszcze  parę  razy  coś  przepłynęło  może  bym  wygrał
ten  puchar  ,  a  tak  zająłem  9  miejsce  .  Teraz  jak  widzę  ludzi  psioczących  na
motorowodniaków  ,  myślę  jak  mało  wiedzą  oni  o  zwyczajach  ryb  .
 
                       Co  można  złowić  z  pod  lodu  ?
 
               Wiadomo  płotkę  ,  okonka  ,  czasem  leszcza  ,  sieję  ,  jazgara  lub  miętusa  .
Jest  marzec  stoimy  na  lodzie  .  Jest  nas  czwórka  .  Jeziorko  małe  ,  przytulne  .
My  faceci  łowimy  na  mormyszki  a  jedyna  kobieta  w  naszym  gronie  łowi  na
spławik  .  Po  paru  godzinach  łowienia  słyszę  krzyk  .  To  krzyczy  Gienia  .  Patrzę
lód  mocny  .  Dlaczego  się  drze  ?  Podbiegam  i  nie  wierzę  własnym  oczom  .
Na  lodzie  leży  lin  .  Normalny  oliwkowy  lin  ,  złowiony  na  spławik  z  pod  lodu  .
Przynętą  był  biały  robak  .  Gratulacje  ,  zdziwienie  ,  jakieś  słowa  o  fuksie  .  Po
10        minutach  drugi  lin  ,  a  po  następnych  10  jeszcze  jeden .  To  już  przechodzi
wszelkie  granice  .  Szykuję  wędkę  spławikową  ,  mi  też  biorą  liny  .  Łowię  ich  5  .
Nagle  znowu  słyszę  krzyk  .  Teraz  woła  Janek  . Podbiegam  patrzę  a  w  małym
przerębelku  tkwi  pysk  sporego  lina  z  zaczepioną  o  wargę  mormyszką  .  Żyłka
cienka  ,  jak  powiększyć  otwór  by  nie  przeciąć  żyłki  .  Mamy  tylko  świder  .  Nagle
myśl  ,  biegnę  do  plecaka  .  Biorę  z  niego  duży  śrubokręt  do  śrub  od  świdra  .
Dobiegam  do  drżącego  Janka  .  Wkładam  śrubokręt  do  pyska  lina  i  wyciągam  go
na  siłę  przez  przerębel  (to nie jedyna ryba złowiona na śrubokręt w moim życiu).  To  pierwszy  lin  Jasia  w  życiu  do  tego  złowiony  na  lodzie
na  malutką  mormyszkę  .  Na  drugi  dzień  łowimy  na  tym  samym  jeziorze  jeszcze 
14        linów  .  Potem  przychodzi  odwilż  ,  lód  odchodzi  w  przeszłość  ,a  piękne
wspomnienia  pozostają  .  Ciągle  nurtowała  mnie  myśl  ,  dlaczego  te  liny  brały
z  lodu  jak  najęte  .  Wyjaśnienie  przyszło  za  kilka  dni  .  Znajomy  ichtiolog
opowiedział  nam  jak  to  do  naszego  jeziorka  przed  samym  przyjściem  lodów
wpuścił  hodowlane  liny  .  A  te  przyzwyczajone  do  podawania  pokarmu  ,  zbudziły
się  i  zaczęły  szukać  pożywienia  .  Zanęta  skutecznie  nie  pozwoliła  im  szybko  zasnąć  .
Marzec  był  wtedy  ciepły  +  15  C , a  liny  brały  .  Teraz  jak  mnie  pytają  uczniowie
Co  można  złowić  z  lodu  ? Odpowiadam  .  Wszystko  .
 
                 Sielawa  i  wędkarstwo  .
 
       Istnieje  głęboko zakorzeniony  pogląd  ,  że  sielawa  nie  bierze  na  wędkę  .  Jednak
Od  każdej  zasady  są  wyjątki  .  Byłem  raz  na  lodzie  na  wielkim  polodowcowym
jeziorze  .  Łowiłem  okonie  na  błystkę  podlodową  na  głębokości  14  m  .  Miałem  już
z  30  dorodnych  okoni  ,  gdy  nagle  zaciąłem  nową  zdobycz  .  Walczyła  słabo  ,  ale
za  czym  wyjąłem  ją  z  tej  głębiny  i  tak  myślałem  że  to  coś  niezłego  .  Jakież  było
moje  zdziwienie  ,  kiedy  zobaczyłem  sielawę  ,  która  miała  w  swoim  małym  pyszczku
moją  błysteczkę .  Może  znudził  jej  się  już  plankton  ?
 
                                                                                
 

 


3.7
Oceń
(11 głosów)

 

Łowiska zachodniopomorskie cz.28. Wędkarskie zdziwienia. - opinie i komentarze

troctroc
+4
Ta sielawa to czasami nie z Drawskiego? Pod koniec lat 70 przerabiałem ten temat... (2018-01-13 16:55)
patagoniapatagonia
+1
Nie to było na Bobięcińskim. I kiedyś widziałem jak facet złowił trzy sielawy na jeziorze Kątnica koło Sępólna Wielkiego. (2018-01-13 20:38)

skomentuj ten artykuł