Majówkowe szczupaki
Piotr Michalski (Dziku)
2015-03-14
Co prawda mamy dopiero połowę marca, ale ja już teraz przygotowuję się do otwarcia sezonu spinningowego, który dla większości z nas tak naprawdę rozpoczyna się 1 maja, wraz z końcem okresu ochronnego dla szczupaka. Pewnie niejeden z Czytelników będzie się zastanawiał czemu tak wcześnie szykuje się na zębate.
Odpowiedź jest bardzo prosta – marzec to jest okres gdzie sklepy zaczynają zaopatrywać się w towar na nowy sezon, a co za tym idzie łatwo znajdziemy to czego szukamy no i „konkurencja” nie zdąży nam wszystkiego wykupić. Później może być z tym różnie. Dodatkowym atutem zakupów w marcu jest pojawienie się nowości, które zazwyczaj trafiają do sprzedaży po targach branżowych odbywających się najczęściej w lutym.
Od paru ładnych lat moim majówkowym łowiskiem jest pewne jezioro na północ od Suwałk. Akwen nie jest zbyt wielki, ale głęboki, o stromo opadających stokach ławicy przybrzeżnej. Taki układ dna występuje na całym jeziorze, poza jednym brzegiem, gdzie latem występuje szeroki i gęsty pas grążeli a dno łagodnie opada na około 3 metry. I właśnie ta strona jeziora jest areną moich zmagań ze szczupłymi. Majowe kaczodziobe są jeszcze trochę ociężałe po tarle, ale apetyty już im dopisują. Nie ma jeszcze nowego narybku, a potencjalne ofiary są już wyrośnięte. Dlatego też używam przynęt dużych (10cm i więcej) i agresywnie pracujących, jednocześnie charakteryzujących się stosunkowo niewielką masą pozwalającą na wolne poprowadzenie na nawet metrowej wodzie. W późniejszym okresie, gdy już się pojawi narybek, duże przynęty warto zamienić na takie, których rozmiar oscyluje w granicach 5 cm. Do większych powrócimy na przełomie lata i jesieni.
Do moich ulubionych wabików należą woblery w kształcie krąpia – rękodzieło mojego kolegi Maćka oraz Rapale Shallow Shad Rap, jednym słowem woblery, które schodzą maksymalnie na 1,5 metra. Odkryciem poprzednich sezonów zostały Rapale DT-eki 1 i 4, które po zdjęciu przedniej kotwicy okazały się bezkonkurencyjne podczas łowienia w gęstym grążelowisku. Z tym, że lepsze efekty miałem na DT-eki 4 pracujące około 20cm pod liśćmi kapelonów i wywabiające z gąszcza roślin najbardziej nieśmiałe zębacze. Uzupełnieniem woblerowego arsenału były handmade"owe slidery (dzięki Maciej) i 11 centymetrowe Karasie Jaxona, którymi czesałem rzadko porośnięte jeszcze płycizny.
Kolejnymi przynętami, które zabieram na szczupakowe łowy, są wahadłówki. Wybieram błystki duże i zarazem lekkie, pozwalające na bardzo wolne prowadzenie. Najczęściej łowię na Algi w odchudzonej wersji z cienkiej blachy. Mam też to szczęście, że część mojej rodziny wyemigrowała za ocean, dzięki temu mam dostęp do tamtejszych wynalazków i spośród nieprzebranej ilości „killerów” udało mi się trafić prawdziwe perełki – 3 calowe błystki Williams Wabler i Eppinger Red Eye. Te przynęty charakteryzują się bardzo agresywną pracą, nawet przy bardzo powolnym prowadzeniu i niejednokrotnie uratowały mi dzień. W Polsce są dostępne za pośrednictwem serwisu aukcyjnego Ebay – naprawdę warto je kupić. Do blaszanego kompletu dokładam obrotówki Aglie i Longi w rozmiarze 4 i 5.
Zestaw majówkowych przynęt uzupełniam gumami, przedkładając wszelkie kopyta i rippery nad twistery, które jak dla mnie są zbyt „senne” na początku sezonu. W moim pudełku lądują 12,5 centymetrowe Cannibale Savage"a i Fatty Dragona, 11 centymetrowe King Shady Relaxa w kolorach: biały, perłowy, żółty, seledyn. Dokładam jeszcze klasykę, czyli 10 centymetrowe rippery Manns"a w kolorach: żółty, seledyn, marchewka, biały, perła, jednym słowem szczupakowy standard. Do zbrojenia stosuję główki od 5 do 10 gram. W zeszłym sezonie do moich pudełek trafiły jeszcze 13 centymetrowe Soft 4 Play Savege"a uzbrojone w plastikowe „języczki”, dzięki którym łowi się nimi niczym woblerami i Dragonowskie Jerky, jako alternatywa dla sliderów.
Woblery prowadzę powoli, starając się co jakiś czas zmieniać tempo, to przyspieszając jednym obrotem korbki, to czasem przystając na chwilę i zostawiając wobka jakby w zawieszeniu. Wahadłówki staram się prowadzić jednostajnie, jak najwolniej, aby dostojnie kolebały się z boku na bok, sprawiając wrażenie przetrąconej rybki. Dobrze, gdy błystka od czasu do czasu otrze się o dno. Tak samo łowię obrotówkami, ściągając je na granicy zgaszenia i pozwalając od czasu do czasu na kontakt z dnem. Przy dotknięciu dna obrotówka nam w większości przypadków zgaśnie, co wymusi na nas szybsze zakręcenie kołowrotkiem i w tym właśnie momencie bardzo często następuje branie. Drugim sposobem prowadzenia który stosuje, jest tak zwane „jigowanie” obrotówką, polegające na dwóch szybkich obrotach korbki, po czym robię 3-4 sekundową przerwę pozwalając swobodnie opadać błystce. Brania są najczęściej w trakcie opadu, co właśnie przypomina klasyczne łowienie na gumy. Natomiast łowienie na gumy wygląda podobnie do łowienia na wahadłówki, czyli wolne prowadzenie, urozmaicone podnoszeniem i opuszczaniem szczytówki oraz delikatnym podszarpywaniem. Na temat prowadzenia sliderów nie będę pisał, dlatego że w zasadzie każdy sposób może być w danej chwili skuteczny, trzeba po prostu próbować. O sprzęcie też nie będę pisał, bo ten dobieramy do stosowanych przynęt, dodać mogę tylko, że od wielu lat przy łowieniu szczupaków używam wyłącznie plecionki. Oczywiście nie można zapomnieć o przyponie, który zabezpieczy nasze skarby przed zjedzeniem, a kaczodziobe przed niestrawnością. Pamiętajmy też o zdrowym rozsądku i umiarze i jeżeli już mamy ochotę na świeżą rybę, to postarajmy się aby na patelnie nie trafiały okazowe sztuki, które są źródłem najlepszych genów i pozwalają nam co roku cieszyć się nowymi pokoleniami zębatych.