Majowy poranek nad Wycztokiem
Ryszard Klein (Slyder)
2011-05-02
- Zaspałeś? - zapytał.
- No tak, sorki - odpowiedziałem.
Po sprawnym przygotowaniu sprzętu wyruszyliśmy na łowisko i w drugim rzucie miałem niewymiarka. Ryba wróciła do wody. Przeszliśmy kawałek w okolice pomostów. Ja stałem w wodzie, a szwagier na pomoście. Po kilku rzutach zacinam rybę.
- Ten ma wymiar – mówię do szwagra.
Ostrożnie holuję rybę i podbieram ręką. Delikatnie kładę na pomost obok szwagra, który ma już gotową miarkę. Mierzymy rybkę i – kurczę – 48cm. Lekko zawiedziony wypuszczam delikatnie rybę do wody. Idziemy dalej w okolice mojego jesiennego kawałka szczęśliwej wody, ale i tam nic się nie dzieje. Jedynie w pobliżu jednego z pomostów zostajemy skontrolowani przez SSR. Papiery oczywiście mieliśmy w porządku. Rejestry wypełnione, więc czyści jak łza.
Przechodzimy dość spory kawałek jeziora bez biczowania wody. Wchodzimy zaraz za przesmykiem koło trzcin i zaczynamy dalej machanie wędami. Niedaleko widać było jak szczupak atakując jakąś zdobycz uderzył o lustro wody, ale pomimo rzetelnego ”przeczesania” kawałka wody nie uderza w moją przynętę. Po chwili patrzymy ze szwagrem jak po drugiej stronie jeziora inny wędkarz holuje rybę i przesuwa się w kierunku brzegu.
- Ten jest wymiarowy – mówię do szwagra - obserwując pracę wędziska.
- Z pewnością – odpowiada zdecydowanie.
Bacznie obserwujemy, aby nie pominąć chociaż widoku wymiarowej ryby. Wyjmuje ręką i podnosi, przesuwając się w stronę brzegu. Kolejny wędkarz - notabene który złowionego wcześniej niewymiarka ciska kilka metrów, jak jakiś ochłap - zagaja szczęśliwca o jej wymiar.
- 55 – mówi szwagier.
Po chwili wędkarz oznajmia swojemu sąsiadowi, że miarka pokazała 54cm.
- Ty to masz oko – mówię do szwagra.
Szwagier w końcu decyduje się na założenie wirówki, ponieważ jego dotychczasowe próby z perłową gumką o niebieskim grzbiecie nie dawały rezultatów. Po kilku rzutach zapina malucha. Używając długim szczypiec delikatnie wypina kotwiczkę „zażartej” wirówki i wypuszcza gościa. Po kilku minutach na kiju szwagra znowu drgania i następny zapięty. Również niewymiarowy, ale już trochę większy od poprzednika. Chłodny wiatr zaczyna doskwierać, ale dość mocno ogrzewające słońce łagodzi uczucie chłodu. Po chwili jednak słyszę znajomy głos.
- Szwagier – patrz – ten wymiarowy.
- Na pewno – widzę, że kij inaczej pracuje jak przy tamtych.
Szwagier ostrożnie holuje rybe w kierunku brzegu i ląduje wyślizgiem. Ładnie zapięty oraz pięknie ubarwiony szczupak - jak każdy w tym jeziorze – gotowy do pomiarów i sesji zdjęciowej. Faktycznie była to wymiarowa ryba, 55cm i 1,15kg wagi.
Po kilkunastu minutach jesteśmy w wodzie, próbując coś jeszcze wymachać. Oczywiście założyłem wirówkę, myśląc, że i do mnie szczęście – postaci wymiarowej ryby – się uśmiechnie. Niestety po kilku rzutach zmieniam przynętę z powrotem na perłowe kopyto z niebieskim grzbietem. I na efekty długo nie trzeba było czekać. Po trzech rzutach zapinam rybę opodal miejsca w którym szwagier wyjął swojego miarowego zębacza. I znowu niewymiarek. I tak w ciągu pół godziny wyjąłem jeszcze trzy kaczorki. Wszystkie rybki wróciły w znakomitej kondycji do wody. Spokojnie opuszczając moje dłonie szybko znikały w toni jeziora. Niestety nie dane mi było złowić tego dnia wymiarowego kaczora, ale i tak uważam go za bardzo udany. Tradycyjnie po ostatnim rzucie poklepałem dłonią wodę mojego ulubionego jeziora.