Małość nasza została nam okazana
Bartosz Grzesiak (wendrowycz)
2009-07-17
Umówiliśmy się na niedzielę, warunkiem koniecznym jest ładna pogoda. Czyli nie pada, jest sucho nie ma nawet rosy. Ostatnie przykre doświadczenia pogodowe, skutecznie zniechęciły nas do wilgoci w każdej postaci. Ponieważ jedziemy na łowisko na którym biorą wyłącznie karpie lub pstrągi, nie robimy zbyt wielu przygotowań. Po prostu zabieramy trochę sprzętu i jedziemy. Grunt to nie planować za bardzo.
Niedziela 5:30 rano, pogoda dopisuje. Łowisko czynne jest o 7:00 można więc zacząć się przygotowywać. Koło 6:30 dzwoni kolega z pytaniem jak tam u mnie pogoda. Więc mu mówię, że pogoda jest ok, na co on zabił mnie, że u niego pada.
Postanowiliśmy poczekać do 8:00 na poprawę pogody. Na szczęście wypogodziło się i mogliśmy zmierzyć się z naturą na naszych warunkach. No, przynajmniej na trochę naszych warunkach.
Po dotarciu na łowisko z niecierpliwością rozłożyliśmy i zarzuciliśmy sprzęt. Czekamy. Słoneczko świeci. Ryby na środku stawu skaczą aż miło popatrzeć. jednym słowem, piękny dzień na ryby. Czekamy. Spokój i cisza rozluźnia nas tak bardzo, że zaczynamy zasypiać, czas na kawę. Ponieważ kawę parzę obrzydliwą, pijąc ją krzywiliśmy się okropnie. Napar z palonych ziaren zrobił swoje. Czekamy.
Tak sobie czekając już dwie godziny, zacząłem się zastanawiać co znowu robię nie tak. Od dłuższego czasu bardziej przyglądam się innym wędkarzom, którzy tak jak my, dzielnie i wytrwale czekają. Ryby drwią z nas wyskakując, od czasu do czasu, ponad taflę wody. My czekamy. Mija trzecia godzina, powoli dopijam ostatni kubek kawy i będę się zwijać. Od niechcenia spoglądam na spławik. Z wrażenia zakrztusiłem się kawą, spławik odpływa powoli. Rzucam kubek, z nadmiaru emocji bardzo mocno zacinam. JEST!! No maleńka teraz już mi nie uciekniesz. Już czuję, że to maleństwo. No trudno, na bezrybiu i karp ryba. Wyciągam zdobycz na ląd. Fajnie złowiłem karpia, kolega leży obok na trawie i pokłada się ze śmiechu. Mój karp ma nie więcej jak 10 cm. No cóż, było nie było zawsze mogę powiedzieć: 'Złapałem małego karpia'. Pokonany i pełen pokory zwracam maleństwo naturze. Zmieniam przynętę i ponownie zarzucam. Czekam wytrwale dalej. Nie minął kwadrans a dla odmiany to ja tarzałem się ze śmiechu. Kolega również złowił karpia. Pośmialiśmy się, dopiliśmy kawę i zakończyliśmy połowy.
Tak oto natura ponownie zakpiła z naszej buty i pokazała swoją nieprzewidywalność. Pełni pokory i szacunku dziękujemy za udane połowy. Koniec końców, przez cztery godziny jako jedyni złowiliśmy rybę. W dodatku po karpiu na głowę. Nie mogę się doczekać następnej wyprawy, po cichu liczę na większe sukcesy w tej dziedzinie.
Połamania kija życzę wszystkim.