Mama.

/ 3 komentarzy

Mama.
            Zdecydowana większość wędkarzy zaraziła się wędkarstwem od ojców, wujków, braci itd. Ja też. Jednak postanowiłem dziś napisać o mojej mamie. Jestem jej to winien bo przez 50 lat mojego wędkowanie była (i jest, mimo 85 lat) moim najlepszym towarzyszem wędkarskim. Oczywiście łowieniem „zaraził” nas oboje mój Ojciec. Zresztą jemu jak wiedzą uważni czytelnicy poświęcony jest ten blog. Jednak moja Mama jest znacznie wytrwalsza i łowić potrafi do upadłego. Pamiętam jak pewnego dnia , wstajemy rano. Patrzymy na termometr a tam minus 18. Ojciec mówi. Ja nie jadę, to bez sensu. Patrzy na mnie. Też mi jest zimno, raczej nie chcę jechać. Na to Mama mówi. E tam do południa mróz spadnie. Jedziemy bez Ojca. Mróz nie spada. Cały dzień minus 15. Brań na lekarstwo. Mordy ogorzałe od mrozu. Jest pięknie. Gdzie znajdziecie takiego towarzysza. Mama dociągnęła wtedy wielkiego okonia do przerębla i jej się zerwał, bo nie zawołała mnie bo chciała go wytargać sama jak przystało na samodzielnego łowcę. Takich historii jest jeszcze setki. Innym razem.  Dostaliśmy od Ojca na prezent czechosłowackie spinningi i kołowrotki marki Tokoz. Zakładamy żyłkę, dowiązujemy wahadłówki bodajże marki Gnom i ruszamy na pierwsze spinningowanie w życiu. Mam może z 8 lat. Nie umiemy rzucać oboje. Tak chcę coś złowić, ale nie umiem. Co chwilę zaczepiam o glony, gałęzie itd. Tak chcę pokazać Tacie , że umiem. Mija godzina nic nie wychodzi . Jednak jeszcze nie umiem. Mama też sobie słabo radzi. Jednak za którymś rzutem zapina szczupaka z 50 cm ( wtedy wymiar 40). Jak ja Jej zazdroszczę. Idziemy do namiotu. I tam oszukujemy Tatę, że to niby ja go złowiłem. Po kilku dniach puszczamy farbę i mówimy prawdę. Taka jest moja Mama. Wędkarka twarda, ale pobłażliwa i nie napalona jak inni łowcy. Do dziś kuca nad jeziorem i potrafi tak przesiedzieć cały letni dzień. Przychodzą wędkarze i starają się ją instruować. Nie wiem dlaczego nam facetom wydaje się, że wszystko robimy lepiej. Czasem jest śmiesznie. Bo przychodzi taki chłopina. Coś radzi, a sam nic nie łowi. A moja Mama cierpliwie w ciszy i spokoju czeka. I wśród poławianych okoni, płotek pojawia się leszcz, lin , a mina gapiów rzednie. Często patrzą z niedowierzaniem jak ta starsza Pani dobrze sobie radzi. Zawsze z 6 metrowym batem, robakami bądź słoiczkiem kukurydzy wytrwale czeka na swoją rybę. Bez kołowrotka, podbieraka radzi sobie wspaniale. Daje rybie szansę. Czasem przegrywa, ale zawsze jest zadowolona i czeka na kolejną wyprawę.
Dziękuję Jej , że nigdy nie jest niecierpliwa, nigdy nie krytykuje wyboru łowiska. Po prostu jedzie i cieszy się patrzeniem na wodę i wszystko dookoła niej.  Ile razy jadąc na pstrągi zostawiam ją na jakimś nieznanym akwenie. Lubi być nad wodą sama. Jak jeszcze żył Ojciec to raczej nad wodą szli w osobne miejsca. Tak jest też dziś. Postoi przy mnie i już gdzieś wędruje, gdzie jej się wydaje że będzie brało lepiej. I trzeba przyznać , że często nos wędkarski jej nie zawodzi. Rzuca tam gdzie inni nie rzucają i wyciąga wędkarzom prawie
z pod nóg grube ryby.
Jak spotkacie starszą Panią nad koszalińskimi łowiskami to jest właśnie ona. Ostatnio z racji wieku jeździ już ze mną, ale latem jeszcze czasem wybiera się sama busem do Rosnowa albo na inne łowiska.
Dziękuję Ci Mamo za wszystkie piękne chwile nad wodą. Dziękuję Ci za opiekę, za sprzęt na który zawsze pieniądze musiały się znaleźć. Dziękuję Ci za biwaki nad Oblicą, Przeradzią, Kątnicą, Średnim, Trokowym, Parkingowym i wielu innymi. Przepraszam za niecierpliwość i brak wytrzymałości. Dziękuję za wszystkie chwile wędkarskie i nie tylko. Życzę wszystkim wędkarzom takich wspaniałych Matek wędkarek, Które dadzą na sprzęt za młodu, które wstaną o trzeciej na ryby, które pojadą na lód i na pstrągi.
 Jednego razu na zawodach trociowych była jedyną osobą , która złowiła rybę na Wieprzy. Był to niewymiarowy pstrąg złowiony z pod mostu w pierwszym rzucie. Oj wędkarzom ciśnienie się podniosło. Albo na jeziorze Drwęckim, kiedy z kładki złowiła więcej ryb niż nie jeden uczestnik zawodów. Też wielu było w szoku. Były też chwile dramatyczne, jak załamanie się lodu na Cieszęcinie. Ledwo ją uratowałem. Dałem jej swój kożuch, który przy minus dziesięć zamarzł na kość. Jak doszła do samochodu i się troszkę ogrzała to powiedziała żebym sobie połowił jeszcze. Wyobrażacie sobie. Taka jest moja Mama. Mamo łów jeszcze wiele lat. W marcu nazbieramy „kłódek” i pojedziemy na polodowe płocie. I znowu zaczniemy kolejny sezon……. !
 

 


4.3
Oceń
(16 głosów)

 

Mama. - opinie i komentarze

51Marek51Marek
+1
Gratuluję i zazdroszczę Mamy. Ja byłem jedynym wędkarzem w rodzinie. Teraz starszy syn i młodszy "niedzielny". A co do kołowrotków, miałem 2 tokozy. Miałem też większy czeski, tap. Był wręcz doskonały. Sposób układania żyłki "na krzyż, pochylona szpula i zero splątań. I niemiecka(NRD) forelle na drobnicę.  (2018-02-09 11:29)
erykomerykom
+1
Taka mama to marzenie! Zdrowia dla mamy i wiele radosnych chwil spędzonych nad wodą :)) (2018-02-09 16:25)
patagoniapatagonia
0
Dzięki za pozytywne wpisy. Ciekawe czy na te Tokozy dzis by się połowiło? Pozdrawiam. (2018-02-11 14:51)

skomentuj ten artykuł