Mamy mistrza spławika 2020. - zdjęcia, foto - 19 zdjęć
Z powodu pandemii coronavirusa „Centrala” PZW odwołała w tym roku zawody służące klasyfikacjom. W życiu nie może być jednak próżni. W ramach dopuszczalnych zachowań i pandemicznych uwarunkowań odbyliśmy zagregowane zawody spławikowe, by rozpocząć sezon spławikowy ( jesienią, tak późno jeszcze nigdy nie było) i wyłonić spławikowego Mistrza Koła 2020 . Wszak będzie zebranie sprawozdawczo wyborcze i trzeba mieć materiał do opowiadania. W praktyce ciekawsze było to, co się działo w wodzie, niż to ilu nas było im dlaczego tak mało. Łowiliśmy dnia 5 września 2020 r. w Podgórkach Tynieckich przy słonecznej pogodzie, umiarkowanym wietrze, w koszulkach z krótkim rękawem i generalnie na białe robaki i pinkee. Słyszałem co łowił Krzysztof, bo on ciągle gadał i wiedziałem jak idzie Edwardowi, bo Krzysztof ciągnął go za język. Miałem wrażenie, że przez całe zawody prowadzą audycje radiową. Ja krytycznie oceniam przedwczesne radości i dlatego trzymam język za zębami do momentu włożenia ryby do siatki. Źle wyglądam jak uciekający sukces wykrzywia mi uśmiech. Edek jest profesorem małej rybki, nie kryje się z tym i dlatego słyszałem, jak coś holuje średnio co minutę. Głośniej słyszałem jak zacinał duże karasie, a potem leszcza i jeszcze głośniej, jak mu się te ryby spęły przed podbierakiem. Wtedy czułem do niego ciepłą sympatię, bo nie tylko mnie ryby schodzą z haka. W trzeciej godzinie łowienia był przestój, co przemilczałem, ale Krzysio i Edek skomentowali. Nagle Krzysztof zagdakał, że wielki sandacz pokazał mu płetwę grzbietową. Krzysio w tym momencie zmieniał przynętę i na wesoło zapowiedział, że zakłada czerwonego robaka i podstawi go sandaczowi. Jak powiedział tak zrobił, ale nie spodziewał się , że złowi. Miał jednak szczęście, sandacz dobrze patrolował i był ciekawski. Krzysztof na wesoło obwieścił, że ma branie i holuje sandacza. Oczywiście potrwało to kilka Ojcze nasz i udało się. Sandacz został wprowadzony do podbieraka i załatwił Krzysztofowi pierwsze miejsce. Edward urywał złote karasie i duże leszcze, ale jednego karasia zdołał umieścić w siatce i okazać do ważenia. Ten karaś załatwił mu drugie miejsce. Ja mogłem być pierwszy lub drugi, a zostałem na pudle jako trzeci. Nie miałem wielkiej ryby, lecz tylko ogromne emocje. Położyłem na dnie pęczek białych robaków. Mój spławik – sfałszowane 0,5 g klasycznie się zatopił, więc przyciąłem i poczułem ten miły kamień. Ryba powoli ruszyła w prawo, równolegle do przybrzeżnej roślinności zanurzonej. Czerwona guma amortyzatora wyciągnęła się na kilka metrów. Bałem się, że ryba wejdzie w roślinność i dlatego wychyliłem się maksymalnie i odciągałem rybę od brzegu. Ta jednak przyspieszyła i tak napięła gumę, że więcej się nie dało. Trochę zwolniła, że zdążyłem jeszcze pomyśleć, że powinna się odwrócić lub urwie zestaw. Ryba przyspieszyła i urwała przypon z hakiem. Czasami tak bywa jak się łowi na tyczkę. Myślę, że to był karp albo karaś o wadze co najmniej 3 kg, bo to była granica wytrzymałości mojego zestawu. Ciekawe były ostatnie minuty, bo zaczęły brać leszcze. W ostatniej minucie zawodów złowiliśmy Edward i ja.
Ostatecznie Mistrzem Koła GKO Kraków na 2020 r. w spławiku został zasłużenie Krzysztof Małek z wynikiem 5640 pkt. Na drugim miejscu uplasował się Edward Gronowski z wynikiem 4570 pkt a trzeci byłem ja podając na wagę 1780 gram.
Zawody były bardzo ciekawe i potrzebne. Ryby były aktywne i umilały nam czas. Najlepiej brały w ostatnich minutach. Może należało zawody przedłużyć o pół godziny? Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie, ale 26.09.2020 r. mamy zaplanowany Puchar im. Dacewicza, zawody zrobimy na tym łowisku i będzie można przeżyć dobrą przygodę. Do zobaczenia spławikowcy i feederowcy.
Autor tekstu: Roman Dryk