Medalowe karasie, czyli debiut pełną parą
Z FEEDEREM NAD WODE (z-feederem-nad-wode)
2018-05-06
Początkujący feeder-owca może mieć obawy, że jego wędkowanie nie znaną mu prędzej metodą spocznie na fiasku.
Wiadomo strach naturą ludzką. Jednak jeśli chodzi o technikę drgającej szczytówki ww. strach bardzo szybko może przerodzić się w pewność siebie i doskonałe wyniki – zaraz krótko po debiucie!
Doskonałym przykładem jest Sebastian, który w piątej może szóstej wyprawie z delikatnym picerem zaliczył kilkadziesiąt medali według rankingu Wiadomości Wędkarskich! Na samym początku warto również podkreślić, że nasz ""debiutant"" zaliczył prawie rekord Polski w Karasiu Srebrzystym! Było to nie dalej jak na 10 wyprawie od momentu pierwszego napięcia szczytówki.
A wszystko działo się na wodach Pzw.
Zapytacie z pewnością jak się ma słowo ""debiut"" do tego, że powyżej piszę o kilku wcześniejszych wyprawach.
Śpieszę z odpowiedzią! Przygoda Sebastiana z drgającą szczytówką zaczęła się w bardzo trudnych warunkach kiedy za oknami szalały śniegi i mrozy. Trudno ogarnąć podstawy jakiej kol wiek metody kiedy ciężko wytrzymać nad wodą dłużej niż godzinę. Determinacja debiutanta była ogromna i postanowiliśmy potrenować w warunkach jakie by nie były. Niestety były koszmarne i zamiast myśleć o treningu i wędkarstwie bardziej myślało się o tym jak wytrwać kolejne kwadranse. Opisana wyprawa to pierwszy wypad na ryby bez zimowego kombinezonu, grubych ocieplanych butów oraz rękawiczek. Wiosna to odpowiedni czas na szkolenie feeder owego rzemiosła
stąd słowo ""debiut"" – debiut w normalnych warunkach.
Po krótkim wyjaśnieniu przejdźmy dalej do naszych medalowych zdobyczy.
Wszyscy znają Karasia, ale nie wszystkim wędkarzom udaję się go skutecznie łowić. Na jednej z wypraw wiosenną porą postanowiliśmy nastawić się w stu procentach na Japońce.
Nie liczyliśmy na cuda lecz w naszych głowach po cichu wkradała się myśl, że nasz plan uda się zrealizować a wszystko to przez zdjęcia kolegów po kiju, którzy co chwile wstawiali fotki swoich srebrzystych zdobyczy.
Wiedzieliśmy doskonalę, że to odpowiedni czas i miejsce, ponieważ temperatura wody wskazywała na to, że za chwile karasie oddadzą się miłosnym harcom. Jeśli chodzi o miejscówkę w której mieliśmy zamiar upolować jakąś większą sztukę nie ma co wiele się rozpisywać - woda Pzw słynąca z przyzwoitych karasi, które chętnie meldują się na zestawach miejscowych wędkarzy. Przeglądając udostępniane zdjęcia w mediach społecznościowych naszych kolegów przyznam szczerze, że miałem wątpliwości czy idziemy w dobrym kierunku jeśli chodzi o nasze wędkarstwo. Wszyscy łowili tylko nie my! Jak później okazało się opłaciło się przetrwać gorszy czas i cierpliwie poczekać na swoje 5 minut. Myślę, że swoją pięciominutówkę wykorzystaliśmy w stu procentach!
Na pierwsze ryby nie musieliśmy długo czekać, ponieważ już przez pierwsze pół godziny na macie wylądowały cztery medalowe karasie. Mieliśmy zamiar nagrać film i oczywiście wszystko zostało udokumentowane, choć sama nagrywa holującego kolegi skreślała szanse drugiemu. Wyglądał to trochę tak, że kto pierwszy rzucił ten łowił a kto drugi kamerował. Mimo wszystko udało się to wszystko ogarnąć i nagrać materiał na nasz kanał wędkarski.
Pierwsze ryby wyciągał Seba a ja nagrywałem – ryba po rybie.
Po czterech sztukach Seby miałem okazję w końcu zarzucić swój zestaw. Jednak to był dzień Sebastiana, który wyciągał medal za medalem a ja ciesząc się z sukcesu kolegi cierpliwie czekałem aż przestanie szaleć. Niestety nie przestał!
Dzień zakończył się wielkim sukcesem w postaci około 20 medali brązowych i 2 srebrnych! Mój wynik to okoła 1/3 a reszta to zasługa Sebastiana – feeder-owego debiutanta!
Jeśli chodzi o towar to niestety nie możemy wiele napisać, bo nic skomplikowanego nie użyliśmy. Seba zastosował lepszą zanętę składającą się z Nivy ""jezioro"" ,peletu kukurydzianego Meus oraz kilka kropli Róży od pana Bogdana Bartona. Jeśli chodzi o mój towar to totalna porażka – pokusiło mnię zastosować towar znanej Polskiej firm na ""J"" , który dał mi zero ryb!
Dopiero po kilku karasiach postanowiłem wysępić od Seby jego zanętę i od tej pory zacząłem skutecznie łowić.
Przynęta to tradycyjny biały na haku 12 lub 14 w ilości – ile wejdzie ;-)
Bazowaliśmy na białych robakach, które dawały nam rybę za rybą więc nie potrzebne było kombinowanie. Po wszystkim kiedy emocję opadły nie raz zastanawiałem się co by było gdybyśmy tego dnia zaryzykowali i zakładali na hak kukurydzę. Cóż nie wszystko musi być jasne i oczywiste a pytania w naszych wędkarskich głowach są potrzebne. Dzięki nim ciągle szukamy odpowiedzi.....
Metoda drgającej szczytówki to dla mnie najskuteczniejsza technika połowu biało rybu. Bardzo często metoda ta otwierało mi wodę która była skreślona przez starych wyjadaczy. Jestem pewny, że po tym dniu również Sebastian przyzna mi rację, w kwestii skuteczności feedera.
Jak sam przyznał po wyprawię była to jego najlepsza wyprawa w życiu! Cytując jego słowa ""Dopiero teraz zacząłem łowić kiedy zajarałem się feederem"" napiszę na koniec tylko:
WARTO ZGŁĘBIĆ TAJNIKI DRGAJĄCEJ SZCZYTÓWKI, BO JEST TO METODA NAPRAWDĘ BARDZO SKUTECZNA I ŁASKAWA RÓWNIEŻ DLA ""DEBIUTANTA"".
Czasami za swoimi marzeniami musimy gonić setki, jak nie tysiące kilometrów. W naszym przypadku swoje marzenia spełniliśmy kilka kilometrów od domu – na ""bezrybnych, przekułsowanych i zaniedbanych"" wodach Pzw.
Na koniec ciekawostka:
Po wypuszczeniu ryb do wody i pozostawieniu siatki do wyschnięcia złowiliśmy kilkadziesiąt kolejnych medalowych karasi. Nie myślałem, że nagramy drugi film w czasie kiedy będzie schła nam siatka z jeszcze większymi rybami ;-)
Pierwszy wpis i zdjęcia obrazują czas kiedy szalał Sebastian
a w drugim wpisie opiszę swoje pięć minut w których padły słowa: ""Boże co ja zaciąłem!!!""
Śledźcie nasz kanał wędkarski
na YouTubie "" Z FEEDEREM NAD WODE""
na którym niebawem wideo relacja
z wyżej opisanej wyprawy.
Wędkarstwo jest spoko!
Patryk Gadomski