Meppsowa próba cz.II

/ 4 komentarzy / 9 zdjęć


Meppsowa próba cz.II
Krótka przerwa dobrze mi zrobiła, chęć do dalszej walki szybko powróciła po zaliczeniu gorącego kubka i kolejnej kawy. Nawet niezbyt ciekawe oznaki na niebie w pastaci kolejnej fali ciemnych chmur, nie robiły już na mnie większego wrażenia. Tym razem biorę do ręki tylko mojego szczupakowego Mikado Sensual 270 Medium Spin i ruszam na północny brzeg jeziora, z nieodpartą chęcią poprawienia niezbyt ciekawego parannego wyniku. Północny brzeg ma ciekiewie ukształtowane dno. Zaraz za dość gęstym pasem roślinności wodnej wunurzonej, głównie pałki i trzciny rozpoczyna się mocno porośnięty rogatkiem spad dochodzący nawet do 3-4, miejscami i więcej metrów. Gdzie niegdzie pod wodą pozostały mocne i niebezpieczne kikuty trzcin, która w tym roku niestety ścięta taflą lodu nie odbiła we wszystkich miejscach. Próbował będę obławiać właśnie te stoki, które dla drobnicy stanowią piękną naturalną kryjówkę i jednocześnie przyciągają drapieżniki. Od czasu do czasu postaram się głębiej poszukać okoni. Jak na złość chmury znikły i wychodzi słonko, które zaczyna solidnie nagrzewać mój przeciwiatrowy i przeciwdeszczowy kombinezon, ale nie mam zamiaru rezygnować. Na pierwszą próbę wybieram ponownie srebrne skrzydełko. Prowadzenie przy trzcinach, trochę dalej od brzegu, z wody, płycej, głębiej, w połowie wody, wolniej, szybciej i tzw. kicha. Powtórka z porannej nierównej walki. Sięgam po egzemplarz prawie historyczny, pozyskany w drodze wymiany od Kolegi Piotra, chyba dwa lata temu. Jest to mepps 4, złote skrzydełko z czerwonymi kropkami, zaśniedziałym korpusem i licznymi śladami intensywnej eksploatacji. Jednak i ta sztuczka, jak i kolejne ze skrzydełkami białym, pomarańczowym, tęczowym i innymi kolorami nie daje efektu, nawet puknięcia. W tym ferworze walki nawet nie zauważyłem jak drogę ewakuacji z pomostu odciął mi zaskroniec, który wykorzystywał intensywne słoneczko i wygrzewał się na kładce w pobliżu kępy roślinności wodnej. Aparat do ręki, dwie fotki, delikatnie szczytówką dałem mu znać aby zwolnił kładkę i zmieniam stanowisko. W końcu do akcji wystawiam ostatnią deskę ratunku. Czarne skrzydełko, czerwone kropki, przed kotwiczką czerwony koralik, Black Fury nr4. Staję trochę w głębi pomostu nie chcąc być widocznym pomimo maskującego ubioru i najpierw dokładnie badam wzrokiem strefę przybrzeżną. Świecące słonko i w miarę czysta woda z zielonkawym odcieniem, przechodząca w ciemniejszy pas wskazują dokładnie położenie stoku. Pierwszy rzut i prowadzenie blaszki tuż przy dnie i nic. Drugi rzut w to samo miejsce, prowadzę w płowie wody i po chwili strzał. Po pierwszym uderzeniu czuję, że ryba nie jest zbyt duża ale czarna seria w końcu przełamana. Szczupaczek około 35cm idealnie zapięty za górną szczękę na jedno ramię kotwiczki, umożliwia szybką fotkę, delikatne odczepienie i wraca do wody. Podniesiony na duchu po chwili zmieniam miejsce. Z kolejnego stanowiska z prawej strony w pobliżu brzegu, lokalizuję rosnące dość wysoko pod powierzchnię pędy rogatka przedzielone jakby korytarzami, w których można poprowadzić przynętę. Jak poprzednio prowadzę przynętę spokojnie w połowie wody i w momencie jak tylko ją zauważyłem, gdzieś na metrowej głębokości, widzę jak zza jednego z pędów startuje szczupak. Zdążyłem zapanować nad emocjami i utrzymać tempo prowadzenia wirówki, dgy nastąpiło uderzenie skwitowane kontrolowanym miękkim zacięciem. Ale frajda, cóż za widok! Dobrze, że już wcześniej jakby przewidując sytuację przygotowałem aparat, więc udało mi się zrobić szybkie zdjęcie holu. Szczupaczek pod 40cm uderzył centralnie od tyłu zapinając się na trzy groty kotwiczki. Dobrze, że ma się tzw. rozwieracz, który w takich sytuacjach umożliwił kontrolowane rozwarcie pyska i spokojne wypięcie kotwiczki, bez jakiegokolwiek uszczerbku dla zdrowia ryby. Cała jednak sytuacja musiała mocno zaskoczyć szczupaka, gdyż po odhaczeniu dobrą chwilę najpierw odpoczywał na lewym boku, lekko poruszony przyjął pozycję normalną i po chwili pionowo poszedł do dna. Przywarł do niego i tak dochodził do siebie do momentu mojego zejścia z pomostu. Jak to w życiu i opowiadaniach bywa, trafił się jeszcze jeden tzw.pistolecik około 30cm, a ten następny który był koło wymiaru bezwzględnie wykorzystał chwilę mojej nieuwagi. Doprowadzony prawie pod powierzchnię wody zaczął przemieszczać się w kierunku powalonych gałęzi olszyny nieopodal trzcin. Moją próbę odciągnięcia go od tego niecnego zamiaru, poprzez próbę holu w odwrotnym kierunku, skwitował pięknym wyskokiem nad wodę i młynkiem. Oczywiście skończyło się to uwolnieniem z przynęty na skutek powstałego chwilowego luzu żyłki. W związku z tym, że na zegarku pojawiła się godzina 17.00 zobligowany koniecznością odbioru żony z pracy zakończyłem swój meppsowy sześciogodzinny test.

 


4.4
Oceń
(23 głosów)

 

Meppsowa próba cz.II - opinie i komentarze

kapiowatykapiowaty
0

Super artykuł! Fajnie się czyta:) 


Pozdro.

(2011-09-08 15:54)
wiekla42wiekla42
0
Fajny, ciekawy i pouczający artykuł. ***** Pozdrawiam. (2011-09-08 23:50)
TomekooTomekoo
0
fajnie poczytać takie relacje z nad wody:)***** (2011-09-09 23:28)
u?ytkownik70140u?ytkownik70140
0
5 (2013-05-11 10:16)

skomentuj ten artykuł