Metoda do łowiska
Było to w 1989 roku. W nagrodę z zakładowego Koła HDK (złota odznaka) dostałem w drugiej połowie czerwca, 2-tygodniowe wczasy rodzinne w Gródku n/Dunajcem. W tym samym terminie przydział dostał kolega z zakładu, zapalony wędkarz Zbigniew Kwieciński z rodziną. Był to wytrwały solidny wędkarz preferujący jako przynętę czerwone dżdżownice, których pokaźny zapas wiózł z Kielc. W drodze opowiadał jakie na tą przynętę to sztuki wyciągnął i jak ona jest skuteczna w Gródku przy basenach. Ja jednak nastawiałem się na wędkowanie na makaron w kształcie kolanek, które podobno były w ubiegłym sezonie były najskuteczniejsze. Dostaliśmy kwatery od północnej strony cypla, blisko naszego łowiska. Po obiedzie wyruszyłem na rekonesans. Basen był na swoim miejscu a jedynym wędkarzem którego spotkałem był Henryk Wiącek, który zajmował miejsce w prawym narożniku. Uradowany pobiegłem do pokoju i zacząłem przygotowania od gotowania makaronu w którym pomagała mi żona bo ja sobie z tym do tej pory nie radzę. Wieczorem z ugotowanymi kolankami zjawiłem się na łowisku zająłem miejsce w lewym zewnętrznym narożniku i starannie go znęciłem. Nazajutrz rano o 4 pobudka, gotowanie makaronu i przyrządzanie ciasta z manny i na łowisko. Muszę przyznać że lepiej znęcone łowisko miał Henryk (przyjechał parę dni przede mną) i dużo więcej leszczy łapał, ale i ja po kilka dziennie leszczy zaliczałem. Zbyszek jak obiecywał tak zrobił, nastawił się na okonie, których jednak w tym roku było mniej. Nasze rodziny zintegrowały się i smażenie ryb ,degustowanie ich odbywało się wspólnie. Ja leszcze i płocie sam obierałem u Zbyszka obieranie ryb ( same okonie) wypadło na żonę Teresę. Po pierwszym dniu zbuntowała się i trzeba wam było widzieć jak zmuszony, on je obierał i jak przy tym wyglądał. Boki było zrywać jak przychodził cały w łuskach z rybami do smażenia.
Bywały takie dni ( nieskromnie dodam) że gdyby nie moje leszcze to głównej atrakcji naszych wczasów by nie było. Pod koniec turnusu (1 dzień od odjazdu) po śniadaniu na moje łowisko przychodzi Zbyszek i prosi o zrobienie mu wędki do wędkowania na spławik z basenu. Dałem mu mój wysłużony spławik (jedyny zapasowy) z wysoką antenką z jedną bańką na czubku, dokładnie dociążyłem (oczywiście ze śruciną przy haczyku) i zaczął przy mnie wędkować. Trudno opisać mi radość jego gdy zobaczył branie leszczowe (chyba najładniejsze i najbardziej rozpoznawalne) i jak o tym długo i namiętnie wieczorem opowiadał. Po prostu udało mi się w nim zaszczepić ten sposób wędkowania na tym głębokim (ok.8 m) leszczowym głównie przecież łowisku. W Gródku wtedy ostatni raz w taki sposób wędkowałem, później basen został odholowany i rozebrany a ja zacząłem tam wędkować inną metodą, gruntówka z podwieszaną bombką.
Autor tekstu: Zdzisław Izydor