Metrówka przez komputer.
Tomasz Jedynak (Jedyny7)
2009-12-28
Nie inaczej było 9tego października. W poniedziałek wyjechaliśmy z Warszawy dość późno ok 22.00. Około 21 robiliśmy jeszcze zakupy w centrum Wileńska. W sklepie zoologiczno-wędkarskim szukałem ripperów. Wtorkowe wyjazdy zazwyczaj należały do udanych, kontakty ze szczupakami byłby bardzo częste, nieraz udawało się wyciągnąć kilkanaście zębatych (niestety zdecydowana większość niewymiarów), dlatego przy mojej metodzie łowienia na ripper prawie co tydzień musiałem uzupełniać zapasy gumowych przynęt i wyrzucać stare pocięte. We wspomnianym sklepie z żalem popatrzyłem na zawartość klasycznej szklanej półeczki pod ladą - niewiele mało znanej firmy w mało lubianych przeze mnie kształtach i kolorach gumek. Zapytałem czy to wszystko co mają.
Sprzedawca potwierdził, ale za chwilę coś sobie przypomniał i pokazał mi na regale gdzieś dalej paczki Mannsów Predatorów (moje ulubione) żótych z czarnym grzbietem. Nie łowiłem wcześniej na taki kolor ale nie miałem wyboru. Sprawę dodatkowo przedłużyła gorąca prośba kolegów o wydłużenie trasy w celu zabrania komputera z najnowszą piłkarską gierką. Trochę się temu sprzeciwiałem, bo wiedziałem że skończy się graniem do późna (a w zasadzie do wczesna bo do rana) przy złocistych napojach, ale byłem w mniejszości więc uległem.
Nocowaliśmy w domku letniskowym Łukasza. Po dotarciu na miejsce, kolacji i przeglądzie przynęt rozpoczął się turniej komputerowy. Graliśmy do rana przy złocistych napojach...
Łukasz nie spał w ogóle, my może ze 2 godziny, ale w tym zimnie (kilka stopni na minusie) to i tak nie było łatwe. Poranek masakryczny. Na dworzu zimno i mokro. My w stanie zombie... Nie zdarzyło się chyba jeszcze nigdy jednak żeby takie 'drobiazgi' przeszkodziły w ruszeniu na ryby.
Domek znajduje się nad jednym ze starorzeczy Narwi. Mieliśmy plan, co w tym roku stało się regułą, przepłynąć jezioro, przenieść łódkę nad wałem i łowić na rzece. Walory przyrodnicze i efekty wędkarskie są tam znacznie lepsze niż na naszym coraz bardziej zamulonym jeziorku.
Niestety z całym sprzętem, silnikiem i akumulatorem taka przenoska przez wał wymaga trochę więcej czasu, oraz sporego nakładu sił, których tego ranka przez akcję z komputerem nie mieliśmy...
Łowię od tego roku teleskopem shimano catana bx 10-30g (bardzo dobra i praktyczna wędka jeśli uważa się na piasek), żyłka 0,30 (bo łowię przeważnie we wszelkiego rodzaju w zaczepach), przypon fluocarbonowy (jak dla mnie odkrycie sezonu- prawie cały sezon na jednym przyponie bez jego odkształcenia).
Początek łowienia był ciężki. Pierwsza godzina bez brania. Przez moment miałem ochotę wracać i przespać się jeszcze chwilę. Pierwszy szczupaczek wymiarowy zameldował się u Łukasza. Wziął na metrowej wodzie, przy pasie trzcin przy którym on zawsze trafia szczupaki, a ja nigdy.
Następny był mój. Ładny atak Meppsa w bliskiej odległości od łódki. Zakotłowało się się przy powierzchni i siedzi trochę większy od Łukasza. Podziałało to jak mocna kawa. Zmęczenie i trudy noc były już mniej odczuwalne.
Kolejne dwie godziny przeczesywania najlepszych miejscówek bez brań. Dotarliśmy już do końca jeziora do wspomnianego wcześniej wału no i zawrotka. Powoli suniemy na silniczku wzdłuż przeciwnego brzegu względem obławianego wcześniej, kiedy stwierdziłem : 'Rzucę jeszcze pod to zwalone drzewo' (chyba użyłem innego słowa niż 'rzucę', raczej tego na P.. z francuskim imieniem na początu, ale to nie ważne bo nie zrobiło to na towarzyszach wrażenia, Łukasz nie wyłączył nawet silnika). Trafiłem idealnie przy drzewku z metr od brzegu, dwa obrotu korbką i uderzenie.... Ryba wyskoczyła prawie od razu z wody i już wiedziałem, że mam do czynienia z potworem jak na to jezioro.
Początkowo ryba płynęła w naszą stronę, dlatego przez chwilę miałem to stresujące uczucie braku oporu na żyłce, ale zaraz było wiadomo, że jednak ryba jest zapięta... Jednak po chwili podejrzewałem też, że jest zapięta nietypowo... Walka jednak była jak z każdą dużą rybą. Odjazdy, przepływy pod łódką, wyskoki. Podbierak wydawał się śmiesznie mały przy tej rybie. Po kilku minutach ryba wylądowała na pokładzie. Zresztą co będę opowiadał, po przeczytaniu tekstu włączycie sobie poprzez zamieszczony link filmik, na którym widać częściowy przebieg walki.
Później już nikt nie odczuwał żadnego zmęczenia.
Adrenalina zrobiła swoje. Każdy wędkarz to wie i oby przyszłe pokolenia również, że żaden wirtualny mecz ani inna gra nie da tyle emocji i radości co taka przygoda. Wreszcie jezioro które tyle razy dawało nam w kość, które ostatnio zdawało się ledwie zipieć od presji wędkarskiej i rozrastającej się roślinności, które ostatnio 'zdradzaliśmy' na rzecz Narwi pokazało swoje możliwości. Ripperek kupiony w sklepie zoologicznym wbił się w bok ryby. Później były zdjęcia, mierzenie, ważenie i dyskusja nad wypuszczeniem ryby. Miała 103,5 cm ok 9,25 kg. Gruby brzuch wskazywał na ikrę. Sugestie Łukasza dotyczące powieszenia głowy jako trofeum mało do mnie przemawiały. Wypuściłem rybę mimo kilkunastu epitetów dotyczących mojego stanu umysłowego od Łukasza i większości osób do których już zdążył zadzwonić z wiadomością o 'naszym' rekordzie jeziora.
W tym momencie pojawiają się refleksje. Czy rana cięta na boku ryby zagraża jej życiu lub zdrowiu, biorąc pod uwagę grubość jej tkanki mięśniowej i tłuszczowej? Czy złowienie tej ryby to czysty przypadek? Czy ryba po prostu stacjonowała w tym miejscu i została zaczepiona przez skaczący po dnie ripper? Czy może był to nietrafiony atak albo w czasie szamotaniny ripper się przemieścił? W grudniowym numerze Wędkarskiego Świata opisana jest przygoda Polaków w Kanadzie gdzie złowili rekordowego jesiotra (3,5m ok 400kg). Cytując przewodnika: 'ryba była zahaczona poza obrębem głowy(nie napisali gdzie). W przypadku jesiotrów to dość często się zdarza, zwłaszcza gdy ryba wypluwa przynętę w chwili minimalnie spóźnionego zacięcia. W niczym nie umniejsza to jednak sukcesu zespołu.' W tej samej gazecie aby zostać zakwalifikowanym do rekordów ryba nie może zostać zahaczona poza obrębem głowy. Czasem słyszy się o sumach złowionych za ogon itp. Ciekaw jestem jakie doświadczenie mają koledzy z portalu.
Oczywiście mógłbym pomijać szczegół złowienia ryby za bok przy opowiadaniu o niej, mógłbym zgłosić ją do gazety wraz ze zdjęciem i dostać jakiś tam medal, ale liczę że uda mi się kiedyś złowić rybę na zasadach fair play gdzie nie będzie wątpliwości nad miarą sukcesu...
Ps. Tego dnia złowiłem jeszcze sporego okonia na małą gumkę.
Pps. W tym roku złowiłem za garb wymiarowego szczupaka chyba na tą samą gumkę co tego okonia.
Ppps. Tydzień później dostałem mms ze zdjęciem prawie-metrówki złowionej na tym jeziorze przez Łukasza, głowę będę mógł oglądać na ścianie w jego domku.
https://www.youtube.com/watch?v=KMohQTDcOP4