Mglista przygoda na ryby
Szymon aaa (wekdarz)
2013-01-16
Była niedziela.Trzeci tydzień października 2012 roku.Razem z moim tatą planowałem ,,wypad" na spinning na Wartę. Jak planowaliśmy,tak zrobiliśmy,lecz są sprawy ważne i ważniejsze. Godzina 6 rano pobudka,na 7 do kościoła i po kościele wyruszyliśmy.We znaki dawała się nam mgła. Widoczność nie przekraczała 20 metrów. Nad rzekę mam 25 km.Musieliśmy jechać dość powoli,więc droga zajęła nam jakieś 40 minut. Koło godziny 9 byliśmy na miejscu. Wyciągnęliśmy spinningi i ruszyliśmy. Na jednych z pierwszych miejscówek spotkaliśmy wędkarza który,z tego co mówił,był już od 6 rano lecz bez efektów. W tym dniu nie nastawialiśmy się na konkretną rybę. Miał być to iście rekreacyjny wyjazd.
Po paru godzinach łowienia zdecydowałem,że zmienię gumy bo ani sandacz,ani nawet okoń czy szczupak nie chcą współpracować.Pomyślałem,że może blaszka je skusi.Była to zwykła blaszka jaxona kupiona chyba za 6 zł.W pierwszych kilkunastu rzutach starałem się prowadzić ją skokami jak gumy,lecz i ta metoda nie była skuteczna.Po zmianie główki zauważyłem,że na granicy przelewu grasuje duży boleń.Szkoda,nigdy nie nastawiałem się na rapy,więc nie miałem żadnej przynęty by ją skusić.Po kolejnych zmianach miejscówek i złowionym przez mojego tatę jednym, 20 centymetrowym okonku zdecydowaliśmy że wrócimy.Gdy szliśmy już do auta wszedłem jeszcze na parę miejscówek.Po kilki rzutach czuję mocne uderzenie.
Tnę odruchowo i krzyczę tacie że ,,coś w końcu siedzi"!Nie wiedziałem co to może być.Wędka gięła się bardzo mocno,a ryba ani myśli stanąć.Odjazd był błyskawiczny!Zaczęła uciekać z nurtem w dół rzeki.Hamulec grał miłą dla ucha melodię.Tata stojąc koło mnie zażartował,że pewnie wyrwałem jakiś pień z dna i po prostu spływa z nurtem.Lecz ja wiedziałem,że mam na kiju bardzo dużą rybę.W końcu zdecydowałem,że przykręcę trochę hamulec.Udało się.Ryba jest już zmęczona i powoli płynie w moją stronę.Chociaż płynie to za dużo powiedziane.Ciągłem ,,coś".To coś po parunastu sekundach mogło wylądować w podbieraku,lecz gdy tylko prawie mogliśmy zobaczyć ową rybę,uderzyła ogonem o wodę a hamulec znów zaczął grać,ale nie długo.Tym razem odjazd był krótki.Ryba wylądowała w podbieraku.Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.Boleń!I to dość duży.
Tata pogratulował mi,a bolenia zmierzyliśmy.Okazało się,że ma 65cm. Ryba pływa dalej.Ja usadysfakcjonowany mogłem wracać do domu. Wrócę po nią w 2013 roku już z przynętami na rapy.Jest to baaaardzo waleczna ryba.:) Mam nadzieję że was nie zanudziłem.:)