Miało być kino i romantyczna kolacja - był karp 4,700
Radek Ziołek (rocco82)
2012-09-27
Zajechaliśmy i zanim się rozłożyłem jak zawsze na spacerek i pogawedkę z łowiącymi już wędkarzami, co nie poprawiło nam humoru, bo wszyscy na pytanie czy coś wjechało odpowiadali ”Panie od wczoraj nikt nic nie złapał większego”, co się później okazało dla nich coś większego, to już taki kilogramowy. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy miejsca w którym stanęliśmy i zaczęliśmy się rozkładać z Justą…ze tam nie ma szans i nikt tam nie łowi. A miejscówka śliczna ,skarpa dwa ładne drzewka miejsce na auto.
Po kilku minutach wędziska w wodzie i jakaś godzinę cisza, a przez głowę przechodzi myśl, że miejscowi mieli racje…Nagle centralka dzwoni niestety delikatnie, no ale coś się dzieje i podkusił się karaś. Mały ,ale trochę uśmiechu na twarzy się pojawiło, tym bardziej, że zawodnicy obok i po przeciwnej stronie nie ciągną nic:P Ale nadszedł ten moment akurat jak przyszedł czas na kawę…
Swinger skacze jak szalony, trykot wyciąganej żyłki z kołowrotka na wolnym biegu i dźwięk sygnalizotora brzmi niczym symfonia Bethovena. Ruszam omijając auto szerokim łukiem, wędzisko w ręce i opór daje nadzieję że coś weszło i już nie można go stracić. Fakt walka była, bo same trzciny, a jak na dzikiego karpia przystało walił młynki i jak nie w lewo, to w prawo ile miał tylko sił.
Po kilku minutach przy pomocy mojej profesjonalistki w trzymaniu podbieraka mieliśmy już swojego karpia na brzegu… Wybarwienie cudowne, bez brzucha, bo dzikus który zapewne nie lubi zanęt wrzucanych kilogramami, a waga jego 4,700… Tak śliczny i uśmiechnięty, że wrócił cały i zdrowy do wody:) Może następnym razem namówi dziadka (15) ….szeptając mu do ucha…nie pękaj i tak Cie wypuszczą :)