Miedzna Drewniana - jest co łowić
Karol Świątek (karoc26)
2011-03-31
Około 13.30 byliśmy już na miejscu. Odziwo nad wodą nikogo nie było. Wypakowywanie gratów z samochodu i wybieranie stanowisk. Ja, Radek i Janek postanowiliśmy, że pójdziemy na brzeg na przeciwko drogi, natomiast Adam został przy drodze. Dzisiaj nie wzięliśmy dużo sprzętu, bo to nie miał być trening tylko rekreacyjne łowienie i posiedzenie nad wodą. Do tego to pierwszy raz łowiliśmy na tej wodzie i tylko od znajomych dowiedzieliśmy się mniej więcej co tam bierze.
Po zarzuceniu zestawów okazało się, że grunt jest malutki - około 1m. Radek nawet miał trochę mniejszy. Poszło kilka kul do wody i zaczynamy łowienie. Dwie pinki na haczyku od matchówki i 1 gnojak na gruntówce. Na początku było dużo brań na spławik. Kilka udało się zaciąć. Reszty niestety nie, po prostu musiały skubać jakieś małe. Brały głównie płocie i leszcze. Przynajmniej były większe niż u nas na zbiorniku w Opocznie.
Po upływie jakiś 40 minut, nagle ping pong przy wędce Janka podskoczył do samej wędki. Bardzo mocne zacięcie z jego strony (tutaj nie można powiedzieć, że perfekcyjne) i siedzi coś dużego. Tym razem trzeba było użyć podbieraka, bo jak się okazało, był to karaś, który miał około 30cm. Wziął właśnie na jednego gnojaczka. Następnie ja miałem branie na gruncie, również na tą samą przynętę, lecz za wcześnie zaciąłem i nic nie było :(
Cały czas brały płotki i leszcze, kiedy to znowu Jankowi coś dużego wzięło przynętę. Tym razem była to dorodna płoć. Bowiem miała 26cm. To już jest coś! Następnie ja złowiłem z gruntu karaska, miał jakieś 23cm, a potem 2 dorodne płocie. Jedna z nich miała 27cm, a druga 25cm. W międzyczasie Adam złowił ładnego okonia. Byliśmy zszokowani, że na takim małym i płytkim zbiorniku biorą takie ryby.
Koło godziny 17 przestały brać. Nawet puknięcia nie było. I taki czas bez brań trwał do 18. Potem patrzę, a mój spławik zaczyna się ruszać, w końcu gwałtownym ruchem poszedł pod wodę, więc zacinam. Żyłka wychodzi z kołowrotka i coś walczy. Doholowałem do brzegu i patrzę, że to linek. Nie za wielki za to walczył ostro. Miał 24cm, więc od razu wypuściłem go do wody. Nawet nie udało mi się zrobić mu zdjęcia.
O 19 zaczęliśmy się składać, bo już nie brały, robiło się ciemno i zimno. Ważenie ryb, kilka fotek i wypuszczenie ich do wody. Tylko Janek wziął sobie kilka rybek na kolacje, a my wszystkie wypuściliśmy. Niech rosną :) Ogólnie każdy miał ponad 1 kg i można to uznać za sukces na nowym łowisku i to do tego rekreacyjnie. Teraz na pewno będziemy częściej tam jeździć. Tymi słowami kończę mój wpis.
Pozdrawiam :)