Miejscówki wędkarskie
Zbigniew Sobierajski (Zibi60)
2012-12-01
Miałem odnieść się tam do niego, ale tekst wydał mi się za długi więc wkleiłem jako osobny artykuł.
Miałem podobne nauczki, oczywiście zachowując proporcje, bo na moich miejscówkach metrówek nie było. Pierwsze pytanie jakie zadawał rozmówca, podczas opowiadania o złowieniu okazu prawie zawsze brzmiało - gdzie złowiłeś ?. Kiedy odpowiedź jest prawdziwa - a przeważnie była, ponieważ nie umiem kłamać - to zapomnij, żeby tam zakotwiczyć na następnym wędkowaniu. Po kilku takich sytuacjach, trzeba było zmienić tekst odpowiedzi dalej nie kłamiąc, więc brzmiała ona - na Poraju.
Aż przykro było patrzeć na miny niektórych, ponawiających pytanie. O pisaniu takich szczegółów na necie, to już w ogóle nie wspomnę, zresztą każdy to stosuje i jako stary wędkarz się nie dziwię, a przede wszystkim ja, pytań - gdzie złowiłeś ? - nie zadaję. Co najwyżej pytam o głębokość wody w łowisku, rodzaj czy kolor przynęty i jak wyglądał hol, a to są sprawy techniczne którymi możemy i powinniśmy się wszyscy dzielić.
Przyznam, że mam kilka, tylko swoich najazdów, odkrytych z pomocą echosondy o których wiedzą bardzo nieliczni koledzy. Mimo iż nie są pewniakami do złowienia ryb, jednak utrzymuje je dla psychicznego spokoju, na zawody. Dziś w dobie wszechobecnej elektroniki, nie ma potrzeby pływać latami, aby zbadać batymetrię zbiornika. Siada początkujący ze mną na łódź i po całodziennym wędkowaniu ma wbitych kilkadziesiąt miejscówek na GPS-a.
Pamiętam moje początki, pływałem z ówczesnymi wyjadaczami i zapamiętywałem najazdy na podstawie charakterystycznych punktów na brzegu. Doszedłem prawie do setki takich miejscówek… i kupiłem GPS.
Nigdy nie odmówiłem koledze wędkującemu ze mną naprowadzenia i opisania różnych miejscówek, najazdów, za wyjątkiem tych kilku trzymanych dla higieny psychicznej. Dziś bawi mnie odkrywanie nowych, bo przecież woda żyje, wędkarze łowiący mocarnymi plecionkami swoje dokładają i obraz dna ulega zmianom. Stare dołki się zamulają, krzaki zanikają, wody powodziowe mogą odkryć lub utworzyć coś nowego. Trzeba tylko wiedzieć jaki rodzaj dna, podłoża lubi każdy gatunek ryby i dobrze zinterpretować obraz z echosondy.
Na płaskim, zamulonym dnie nie możemy liczyć na dobre łowienie, mogą tam przebywać pojedyncze okazy drapieżnika. Urozmaicone dno, pozostałości po wyciętych czy zalanych dawno drzewach, duże kamienie i twarde podłoże, może nam przynieść niezłe efekty. Jeśli jeszcze w pobliżu są jakieś kilkumetrowe spady, to już jest prawie pewne miejsce na drapieżnika. Zostaje nam zlokalizowanie w którym miejscu gromadzi się drobnica, wybór miejsca do położenia kotwicy i … reszta zależy od współpracy ryba-wędkarz.