Zaloguj się do konta

Młody w akcji czyli jak wyprowadzić z równowagi dorosłych

Tydzień się kończy a my nie mamy jeszcze żadnych rybnych planów. W ostatni weekend wyruszyliśmy w niedzielę nad ranem ale musieliśmy zarządzić odwrót z nad Wisły z prozaicznej przyczyny, nie było gdzie kija wsadzić. Na szczęście niedaleko mamy jezioro Podzamcze więc troszkę nad wodą jednak posiedzieliśmy. Po głowach chodzi nam wypad na nockę, na Wisełkę oczywiście. Ze względu na to że w niedzielę mam podwójne urodziny moich szanownych córek i muszę pomóc w przygotowaniach wyjazd jest delikatnie zagrożony. Zasiadłem do rozmów z moją prywatną (osobistą) małżonką, która o dziwo stwierdziła że jeżeli w sobotę zrobię zakupy i przygotuję mięcho na niedzielnego grilla to nie jestem jej do szczęścia potrzebny. Możemy jechać, start trochę późno, bo dopiero o 16 ale może tym razem nie zabraknie dla nas wody. 

Nasz naczelny meteorolog, sąsiad znaczy się, prognozuje przelotne opady na wieczór, ale kto by się tam bał jakiegoś deszczu. Nad wodą spodziewamy się niezłej konkurencji ponieważ sprzedaż świetlików w naszym zaprzyjaźnionym sklepie wędkarskim bije wszelkie rekordy. Auto zapakowane, o 15:30 podjeżdżam do sąsiada a tam…………. wcięło młodego. Szybki telefon, a młody zrelaksowany pyta co się czepiamy, przecież wyjazd o 4 rano. Tak swoją drogą bardzo śmiały plan, na noc z soboty na niedzielę, młody planował wyjazd o 4 rano w niedzielę. Musimy mu jednak wybaczyć, koniec roku, absolwent gimnazjum, chodzi zakręcony jak by na rondo wjechał. Udaje się jednak ściągnąć małolata i ruszamy z lekkim tylko poślizgiem. Wyjazd w pełnym słońcu, nad wodę dotarliśmy już jednak w deszczu. Ludzi sporo, nie ma chętnych jedynie na główki do których my zaczynamy się przymierzać. Sąsiad podaje najnowszą prognozę: padać będzie z przerwami do północy, postanawiamy jednak łapać z brzegu tak by mieć samochód pod ręką na wypadek większych opadów. 

Zajęliśmy miejscówkę, jak na zawołanie przestało padać. Wyciągnęliśmy sprzęt, zaczęliśmy rozkładać wędki, nie zdążyliśmy ich jednak zarzucić, lunęło. Szybko do auta i czekamy, zauważyliśmy też że sąsiad zostawił leżak na deszczu, to se chłop posiedział. Zdaniem naszego meteorologa mamy około godziny do następnego przejaśnienia. Czekamy więc grzecznie sącząc browarek, a nasz sterany życiem młody zasnął (szkoła wykańcza). Po około godzinie )zgodnie z przewidywaniami) przejaśniło się, można było więc wykonać pierwsze rzuty. Sąsiad z młodym swoje zestawy zarzucili przy samochodzie ja parę metrów dalej na następnej wolnej miejscówce. Długo nie trzeba było czekać na pierwsze brania czyli uklejki z gruntu, i znów deszcz. Szybka ewakuacja i znów siedzimy w samochodzie, sąsiad sprawdza aktualne prognozy i obwieszcza że za chwilę powinno być po deszczu i rzeczywiście długo nie trzeba było czekać. 

Wreszcie można było rozsiąść się na fotelach (z wyjątkiem sąsiada on przecież zrobił pranie swojego siedziska) i rozkoszować się okolicznościami przyrody. A propos okoliczności przyrody, to z całej flory i fauny występującej nad Wisłą najbardziej widoczne były komary. Malutkie, zajadłe i do tego trzymały się w grupach, dały nam skubańce popalić. Czas upływał, brań jak na lekarstwo, nadszedł czas na kolację. Rozpaliliśmy grilla a tu znów deszcz, na szczęście nie była to ulewa i mieliśmy parasol. Na wędkach cisza a że deszcz nie ustawał resztę nocy postanowiliśmy przeczekać w samochodzie. Budziki ustawione na 3, zalegamy. Od rana walczymy z sąsiadem z zestawami, pogoda nawet ładna, ciepło, tylko te cholerne małe latające, złośliwe stwory. Normalnie chciały nas zeżreć żywcem, a młody śpi. Sąsiad od czasu do czasu branie a po wyciągnięciu pytanie, ….. Krzychuuuu ……chcesz uklejkę? Nie wypada mi pisać gdzie proponowałem żeby sobie wsadził te uklejki. A młody śpi, od czasu do czasu sprawdzamy czy żyje, ale oddycha, ok.’, ależ ta szkoła wykańcza ludzi. Wreszcie około 9 zarządzamy śniadanie, sąsiad mówi że młody jak poczuje jedzenie to zaraz wstanie, tak swoja drogą to łatwiej go ubierać niż żywić, już kilka razy wyżerał nam zanętę, szczególnie jak naszykowaliśmy makaron. Jeszcze dobrze nie zaczęliśmy jeść a tu otwierają się drzwi od samochodu, wychodzi młody, przeciąga się i wali w nasza stronę. 

Jemy sobie grzecznie a ta bestia staje z boku i trąca mnie w ramię. Grzecznie pytam ,,czego’’, a ten skubaniec, no ………… kanapkę bym zjadł. A trzeba wam wiedzieć że o ile żarełko z grilla przygotowujemy wspólnie, o tyle robienie kanapek to moja specjalność. Sąsiad próbował raz i od razu mało palca sobie nie obciął, ale to jest temat na oddzielne opowiadanie. Towarzystwo się już tak rozbestwiło że chyba kiedyś jak zastrajkuję to umrą z głodu. Ale dobra, zlitowałem się nad smarkaczem, niech je i rośnie. A ta bestia przebrzydła jak już się najadła, to wzięła się za łapanie. Normalnie szok, branie za braniem, na początek nieśmiało, rybki wielkości dłoni, później coraz większe. My z sąsiadem patrzymy jak na wariata, z czterech gruntówek chodzi tylko jego, i żeby było śmieszniej to brania zaczęły się jak młody wyspał się i najadł. To my siedzimy do późna, dopiero deszcz nas wygania, wstajemy nad ranem, staramy się, a ta zakała, wysypia się najada i jak już z nudów jest gotów na wędkowanie to te wredne ryby pchają się tylko na jego wędkę. Ale ma to na co sobie zasłużył, piękne branie, hol, już widzimy pięknego leszcza, pewnie lekko ponad 50 cm, sąsiad wyciąga podbierak, a tu du..a, rozwiązał się przypon, ryba poooooszła. Młody wściekły, musi robić zestaw, ja się wkurzyłem i stwierdziłem że nie będę siedział sam na odludziu, przeniosłem wędkę i zarzuciłem w miejscu które zwolnił młody. 

Teraz albo nigdy….., ale brania nie widać. Młody uporał się z zestawem, zarzucił na lewo ode mnie i czekamy. Sąsiad nasz nadworny meteorolog, rzuca sakramentalne, ,,panowie łapiemy tylko do 10 później ma zacząć padać i tak do 13. Jakby na potwierdzenie jego słów od północy niebo zrobiło się granatowe, chyba rzeczywiście zaraz będzie po łapaniu. Ale co to dla młodego, po chwili kolejne branie i leszczyk 45 cm. My z sąsiadem już sami nie wiemy co o tym myśleć. To my sobie tu flaki wypruwamy, nie dosypiamy, walczymy z zestawami, staramy się a on Ten nasz młody, syn pierworodny sąsiada, wyspał się, najadł i teraz chodzi uśmiechnięty od ucha do ucha i powtarza ,,bo ryby to trzeba umieć łapać’’. Normalnie nie mam siły do smarkacza, ile razy jeszcze ta bestia nas upokorzy? Oczywiście prognoza sąsiada sprawdziła się, już w burzę kończyliśmy pakowanie (dobrze działa ta jego aplikacja w telefonie). A rybka z grilla (na urodzinach moich córek) smakowała tak że klękajcie narody.
PS.
Nasz prywatny prognostyk przewidział że na grillu który miał się rozpocząć o 14 będzie już piękna pogoda, i tak do wieczora. Padać rzeczywiście zaczęło dopiero około 20.
pozdrawiam
połamania

Opinie (8)

Curiosity

***** Jeszcze w życiu się tak nie uśmiałem, super się czyta :) Czekam na więcej takich opowiadań :D Btw. ta bestia to sąsiada czy Twoja? :D [2014-07-01 10:27]

krisbeer

To potomstwo sąsiada, zakała jedna [2014-07-01 10:29]

dominik1998iou

Panie Krzysiu czego się pan tak dziwi, przecież ryby to trzeba umieć łapać :) [2014-07-01 10:37]

89krzysztof

Co to za aplikacja tak dobrze pogodę przewiduje ? :) [2014-07-01 10:58]

marek-debicki

Kolejna bardzo fajna relacja z wędkarskiej wyprawy, tylko gratulować. Pozdrawiam i *****pozostawiam. [2014-07-01 11:14]

beluczio

Aplikacja to taka standardowa z iPhona. Ale ostatnio naprawdę się nie myli. [2014-07-01 13:02]

heniekbak

***** DOBRA APKA:) WEEKENDY TO CHYBA CALA WISELKA OBSTAWIONA NA GESTO KAZDY CZEKA AZ LESZCZ ZACZNIE BRAC. [2014-07-02 20:37]

Artur z Ketrzyna

Tak w tym roku pogoda ma humory, i nie tylko pogoda... [2014-07-02 22:38]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…