Mój początek
Michał Biernat (mienta)
2010-11-23
Pomyślałem wtedy, że też będę łowił więc nazajutrz rano po wcześniejszym zgadaniu się z kolegami ruszyliśmy do lasu w poszukiwaniu swojej pierwszej w życiu wędki(kije leszczynowe). Gdy każdy miał już po kilka takich ''wędek'' wróciliśmy do domu i zaczęło się kombinowanie i nie udolne montowanie zestawów spławikowych podpatrzonych w jakiejś gazecie. Na początku nasze kije nie różniły się niczym od batów, prosty leszczynowy kij, żyłka, spławik z gęsiego pióra i haczyk ze szpilki wszystko powiązane na supełki i z tym naszym sprzętem ruszyliśmy na pierwsze wędkowanie.
Z samego rana nakopaliśmy robaków i wio nad wodę, tam zarzuciliśmy nasze wędki i czekaliśmy na rybę, która przez kilka godzin nie interesowała się naszymi przynętami. Podłamani i smutni wróciliśmy do domu gdzie każdy zaczął studiować fachową prase później do naszych kijów. Przy pomocy taśmy izolacyjnej dokleiliśmy niby przelotki z drutu i najważniejszą rzecz czyli kołowrotki(obydwa mam do dziś jako pamiątkę), które podarował nam nasz znajomy wędkarz mówiąc, że mamy o nie dbać, a napewno coś na nie wyciągniemy. I tak po jakimś za ciężko zarobione pieniądze zamiast ubrań kupiłem sobie pierwszą prawdziwą wędkę, a był to balzer długości 4,20m i ciężarze wyrzutowym 5-25g normalnie cudeńko oraz kołowrotek okumy, który to kupiłem na bazarze za bodajże dwie dychy.
Oprócz tego kupiłem żyłkę (producenta i średnicy nie pamiętam) i na tej wędce wytargałem swoją pierwszą dużą sztukę, a był to 3kilowy karp po niedługim czasie wędkarstwo poszło w odstawkę na rzecz gry w kosza i piłkę nożną. W między czasie pokończyłem szkoły i w wieku 20lat pojechałem w poszukiwaniu kasy na Wyspy Brytyjskie tam stara miłość ożyła na nowo kiedy to w drodze do pracy zobaczyłem Polaków łowiących na miejskim kanale(o dziwo owe typy miały licencje) i postanowiłem że kupię pozwolenie i zacznę przygodę od nowa. W sklepie wędkarskim kupiłem kija szczupakowego 3m 2/5lb do tego duży młynek okumy wraz z żyłką i przynętami do spinningu. Nieudolne były moje pierwsze kroki ze spinem, ale po czasie nauczyłem się łowić i pierwsze szczupaki sandacze i duże okonie wyciągałem z wody. Jednak spinning mi nie pasował jestem leniwy i lubię łowić stacjonarnie.
Podczas powrotu z pracy na kanale odbywały się zawody angole siedziały i łowiły niesamowicie długimi kijami myślę to jest to to coś dla mnie i na drugi dzień złożyłem wizytę w ww sklepie wędkarskim tam poprosiłem moim łamanym angielskim sprzedawcę o pomoc i zakupiłem swoją pierwszą tyczkę. Miała 11m i był to ron thompson super carp z dwoma topami 2elementowymi do tego kupiłem jeszcze rolki siedzisko(pudło plastikowe) i śmigałem na kanał, który od mojego domu oddalony był o 150m. Tam łowiłem płocie, okonie, klenie i inne ryby w tym także węgorze. Po powrocie do Polski łowiłem głównie na łowiskach komercyjnych, które z czasem przestały mnie bawić i postanowiłem zdać egzamin na kartę wędkarską do grona pzw dołączyłem w 2008 roku i zaczęło wędkowanie na szeroką skale dziś łowię na tyczkę grunt czasami spinning. Po tylu latach nabrałem doświadczenia i zadałem sobie pytanie dlaczego na samym początku wystarczały do złowienia ryby kopane robaki i kuku z puszki, a teraz tak naprawdę nie wiadomo na co łowić i czym nęcić? Kiedyś znajdę odpowiedź na to pytanie...