Mój początek wędkarstwa
Ryszard Pluciński (troc)
2018-01-06
Jest wiele innych sportów, mniej lub bardziej ekstremalnych, mniej lub bardziej widowiskowych. Wszystkie łączy jedno- są wciągające dla swoich zwolenników. Wędkarstwo, podobnie jak i łowiectwo należą do grupy tych uprawianych przez człowieka najdłużej- pozwalały ludzkości przetrwać. Sposoby zdobywania pożywienia ewoluowały wraz z rozwojem cywilizacji- prymitywne ościenie, haczyki z kości, grodzenie gałęziami cieków wodnych, matnie, pierwsze prymitywne sieci wyplatane ręcznie czy też początki hodowli ryb w celu zapewnienia pożywienia. Z biegiem czasu konieczność pozyskania pożywienia przerodziła się w łowienie dla przyjemności- pierwsze żyłki z jelit czy też włosia końskiego, kije wycinane w lesie, spławiki z piór. No dobra- do brzegu. Wędkować zacząłem w roku 1969- w sumie tylko dzięki temu że zapalonym wędkarzem był mój śp. Ojciec, maniak na punkcie ryb i przyrody, chodząca encyklopedia wędkarstwa, członek Zarządu Okręgu, prezes koła, odznaczony chyba wszystkimi odznakami oraz medalami PZW. Pamiętam jak dzisiaj pierwszą wędkę- kij bambusowy około 5m, żyłka Stilon Gorzów 0,30, haczyk wiązany bez przyponu, spławik z łabędziego pióra a jako obciążenie służył kawałek ołowiu z oplotu kabla telekomunikacyjnego. Były to czasy gdy jez. Hajka, Niedalino i podobne w dawnym woj. Koszalińskim obfitowały w ryby a za 15 zł. można było wykupić pozwolenie krajowe na wszystkie wody PGRyb. Z początkiem lat 70 furorę robiły niemieckie Germinki- kije oraz podbieraki, do dnia dzisiejszego leżą w moim garażu, w pełni sprawne zresztą. Czasy głębokiej komuny- lata 70 oraz 80, coś tam ze sprzętu wędkarskiego w sklepach wędkarskich było osiągalne ale większość pochodziła z prywatnego importu. W handlu dominował sprzęt w większości z ZSRR- toporne wędziska z włókna szklanego nie wiadomo dlaczego ciężkie jak nieszczęście czy też kołowrotki Delfin. Szczytem marzeń były wówczas wspomniane wcześniej Garminki, kołowrotki Rex, czeski Tokoz czy też peweksowskie Abu Garcia. nieskromnie przyznam że byłem w posiadaniu tego sprzętu...A metody połowu? Lubię wszystkie (prawie). Zaczynałem od spławikowej (wszystkie odmiany) poprzez gruntową, sumową, karpiową, spinningową. Muchowa oraz wędkarstwo morskie jeszcze czekają w kolejce- ale co najważniejsze- żadna z powyższych nie stanowi dla mnie jakiegoś większego problemu. Nie wspominam o efektach- faktycznie wtedy były ryby- bez udziwnień, najprostsze zanęty domowego wyrobu, na hak rosówka, gotowany ziemniak lub kukurydza i naprzód... Brzmi jak bajka, prawda?