Mój rekord - szczupak
Wiesław Penczyński (wiechu1603)
2010-03-11
Razem z ojcem i znajomym jesteśmy nad jeziorem „Leśnym” jak jeszcze jest szaro. Szybkie zajęcie stanowisk, rozłożenie sprzętu i pierwsze żywce już pływają. Niestety od rana nie było widać aby gdzieś zagonił szczupak, a i brań jak na lekarstwo. Jak już coś wzięło to albo mały „pistolet” albo okoń. Po jakiś dwóch godzinach „żywcówki” zmieniam na spinning i małym spacerkiem od pomostu do pomostu obrzucam to ciekawsze miejsca. I rezultaty nic lepsze niż wcześniej. Wróciłem na swój pomost, odłożyłem spinning i znowu zarzuciłem żywce. Siedząc wygodnie na krzesełku podziwiałem piękno przyrody popijając chłodnego browarka, zerkając czasami na spławiki. Jeden z nich zbliżył się do grążeli ( kapelonów ), przez chwilę przeszła mi myśl aby zwinąć i rzucić w inne miejsce ale dałem jeszcze „żywcowi” tam popływać. I to okazało się najbardziej trafną decyzją w tym dniu.
W pewnym momencie spławik lekko się przytopił i stał cały czas w jednym miejscu, pomyślałem że pewnie żywiec zaplątał się w kapelonach i odkładając browarka na bok złapałem wędkę i chcąc delikatnie wyplątać zestaw podciągłem lekko. Jakie było moje zdziwienie gdy nagle mało co kija mi nie wyrwało z ręki. Zupełnie nieprzygotowany na walkę z tak potężnym przeciwnikiem na razie próbowałem odpierać mocne odjazdy ryby i nie dać jej wjechać w kapelony. Stary spinning trzeszczał gnąc się do samej rękojeści, kołowrotek także wył pod naporem ryby, jedynie czego mogłem być pewny to żyłki którą nawinąłem tydzień wcześniej ( 0,26, nawet nie wiem jaka wytrzymałość ).
Próbując powoli podciągać rybę dokręciłem z wyczuciem hamulec kołowrotka, ale niestety bestia nic z tego sobie nie robiła, dokręciłem mocniej, i mocniej i w końcu już był dokręcony do końca, ale ryba wciąż dawała radę robić dojazdy. Po jakiś 10 minutach moja zdobycz była już na tyle zmęczona że dała się podprowadzić bliżej. Mając ją w odległości może 4 – 5 metrów ukazało mi się wielkie cielsko szczupaka, podciągłem go jeszcze trochę i słysząc pytanie ojca który siedział na drugim pomoście czy mam podbierak twardo odpowiedziałem że mam nie biorąc pod uwagę wielkości ryby. Udało mi się wprowadzić do podbieraka tyle szczupaka na ile było to możliwe, reszta to znaczy większa połowa wystawała. Sprawnym ruchem i pod wpływem adrenaliny szybko zawinąłem rybę w podbierak i ucieczka na brzeg. Dopiero teraz mogłem podziwiać piękno i wielkość mojego przeciwnika. Szczupak mierzył 93 cm i warzył 5,450 kg.
Jak na razie jest to moje największe osiągnięcie w łowieniu szczupaka i dostarczyło mi niezwykłych emocji. Mam nadzieje się z nim spotkać w tym lub innym sezonie, może skusi się tym razem na spinning, to by była walka na delikatnym sprzęcie.
Pozdrawiam wszystkich i dziękuje za przeczytanie Mojej przygody.
Wiechu.