Moja fascynacja spinningiem
Ryszard Klein (Slyder)
2009-10-20
Pewnego lata wybraliśmy się ze szwagrem i rodzinami nad pewne jezioro. Oczywiście łódź i poszukiwanie szczupaka. Miałem kilka blaszek i woblerów, ale jakoś mi nie szło. Z resztą szwagier też nie mógł nic złowić. W ciągu tygodnia złowił zaledwie jednego szczupaka. Pod koniec pobytu worek został otwarty i zaczął wyciągać jeden za drugim. Komplecik został złowiony w mgnieniu oka. Niestety, ja w dalszym ciągu bez ryby. Po powrocie kije głęboko schowałem w kąt.
Następnego lata ponownie wybraliśmy się w to samo miejsce. Byliśmy bogatsi o doświadczenia z roku poprzedniego. Pierwszego dnia szwagier po dwóch rzutach miał na kiju szczupaka. Pokazał mi wtedy woblera, którego nigdy wcześniej nie widziałem, takiego jerka w barwach okonia. Potem wyciągnął następnego zebatego. Podał mi jakiegoś innego, na tak zwane spróbowanie i o dziwo!!! - ja też w końcu złowiłem szczupaka na spinning. Spodobało mi się to do tego stopnia, że zacząłem „ćwiczyć” swoje woblery. I co? Też wyciągnąłem szczupaka.
Po powrocie do domu zamówiłem sobie kilka takich typu jerk i zacząłem z przyjemnością 'biczować' wodę. Zaletą jest to, że nie trzeba bezczynnie siedzieć i czekać na rybę, tylko aktywnie jej poszukiwać. Szanse nasze rosną, ponieważ jesteśmy w stanie spenetrować większe połacie wody. A uwieńczeniem moich wysiłków i podglądania szwagra, było zwycięstwo w pierwszych, dla mnie, zawodach wędkarskich i to spinningowych właśnie. Szkoda tylko, że aura nie sprzyja zbytnio wędkowaniu, przy widocznym braku „złotej polskiej jesieni”, oraz zmusiła rybki do przedwczesnego chyba zejścia na głębszą wodę, a i temperatura rozleniwiła je kompletnie.