Moja żona Renata i ja na rybach
Robert Karcz (robson1)
2008-10-11
Witam wszystkich
Chciałbym poruszyć sprawę ( problem), który niejeden z wędkarzy płci brzydkiej przechodził albo przechodzi. Chodzi mi o akceptowane bardziej lub mniej naszego hobby przez nasze żony.
Wiadomo, przedstawicielki płci pieknej mają przeważnie zgoła inne zainteresowania, niż my (oczywiście nie dotyczy to ułamka z nich, które również wedkują). A jak przychodzi weekend, to juz całkiem mają inne pomysły, aby go spędzić. Tyle wstępu.
Moja żona na ten przykład jest zapaloną grzybiarką, a pech chciał, że okres jesienny to wiadomo idealny okres grzybobrania, ( a tu sezon spinningowy w pełni ) i tu zaczynają się kłopoty, zaczyna sie tzw. konflikt interesów. Niestety, u mnie tam gdzie są lasy obfitujące w grzyby nie ma wody i jak to pogodzić...
Jest takie stare przysłowie: Jeśli nie możesz pokonać swojego wroga, przyłącz się do niego lub przeciągnij go na swoją stronę ( wróg w tym przypadku to oczywiscie przesada ).
Ja postanowiłem zastosować drugą część tej maksymy, otóż staram sie zarazić wędkarstwem moją żonę.
Ona na szczęście nic nie podejrzewa ( że to taka ciężka choroba) i się na to nie zaszczepiła.
Wziąłem moją żonę na ryby ! Ale nie jak zawsze jako towarzysza siedzącego na leżaku i czytajacego babskie pisma, tylko dałem jej ( o Jezu...) moją ukochaną wędkę w ręce i pozwoliłem pospiningować. Ku mojemu zaskoczeniu złapała dwa okonie jeden po drugim! Była bardzo zadowolonai o to mi chodziło...
W sumie złapaliśmy razem zaledwie siedem okonków, żaden nie był okazały, ale w tym przypadku nie o to chodziło, ale o te wędkarskie zarazki, którymi to miała zarazić się moja żona, tak aby i ona pokochała ten sport. Co z tego wyniknie zobaczymy...
A jak u Was wygląda ta sprawa ? Proponuję iść za moim przykładem.
Pozdrawiam Robert