Zaloguj się do konta

Moje odrzańskie początki

Koniec pierwszej klasy. Zabieram szybko nowy, ciężki teleskop i po chwili jestem nad pobliską rzeczką. Zakładam przynętę na hak i w napięciu oczekuję aż importowany z pobliskiego pola robal stanie się przysmakiem dla pasiastego malucha. Po kilkunastu minutach branie, ale ryba dużo większa od wcześniejszych i zdecydowanie inna. Biegiem do sąsiada, krótkie oględziny, i jest identyfikacja gatunku – kleń i to 32cm. Jako 8 letnie dziecko zachorowałem wówczas na „ wędkarstwo”. Tym bardziej było to zaskakujące, bo prawie nikt (poza wujkiem Benkiem) w rodzinie na tą przewlekłą przypadłość wcześniej nie chorował. Byłem dziwnym przypadkiem - i po latach stwierdzono, że nieuleczalnym (ku wielkiemu rozgoryczeniu aktualnej partnerki).

Pasja ta pochłonęła mnie całkowicie. Przechodziłem przez szczeble wędkarstwa w naturalny sposób: łowiąc okonki na robaki, klenie na czereśnie, karpie z gruntu, szczupaki na żywca i sandacze na trupka. W międzyczasie odkryłem, co to spinning. Cieszyła mnie każda ryba wyciągnięta na błystkę czy małego paprocha. Udało mi się złowić szczupaka 2 kg na pobliskim łowisku specjalnym. Cóż to były za czasy…

Odkryłem, że różnię się od znajomych mi starszych wędkarzy-sąsiadów, ponieważ ciągle chcę się uczyć, chcę poznawać nowe tereny, nowy sprzęt, odmiany spinningu; a wszystko po to, żeby łowić ryby jeszcze większe. Nie czułem się od nich lepszy – w żadnym wypadku, byłem po prostu inny.
Przeglądając popularne czasopisma wędkarskie czytałem wszystko, co dotyczyło spinningu- bo stał się on dla mnie dyscypliną nr 1. W pobliskiej Piotrówce i Pielgrzymówce łowiłem głównie klenie, szczupaki i okonie. Brzany, bolenie, sumy i sandacze tam nie bytowały. Pozostawały zatem w sferze moich wędkarskich marzeń.

Przełom nastąpił, gdy podjąłem studia w oddalonym o 50 km Raciborzu. Wielokrotne przejazdy mostami nad Ulgą i Odrą wzmożyły we mnie apetyt na zbadanie wielkiej polskiej rzeki. Zaopatrzyłem się w sprzęt na grubego zwierza. Po raz pierwszy w życiu uzbrojony stanąłem na brzegu dzikiej i wielkiej rzeki. „Tak…, tylko gdzie tutaj zarzucić?”- pomyślałem. W nurt, czy na spokojną wodę? W głęboczek czy na płyciznę? Co może zagryźć rippera? Jaka ryba, jaka żyłka? Byłem całkowicie zdezorientowany, nie wiedziałem totalnie nic o takim łowisku. Dlatego poszedłem na łatwiznę i rzucałem w miejsca gdzie prąd wody był najmniejszy, wręcz zerowy – przecież zawsze łowiłem na spokojnej stałej wodzie i z rybami nie było źle. Poza tym logika podpowiadała, że duża ryba raczej nie chce walczyć z silnym nurtem.
Kilkanaście wypraw zaliczyłem bez ryby, baa – nawet bez brania. Zastanawiałem się cały czas jak to możliwe? Co robię źle? Zraziłem się. Wróciłem do prostszego łowienia szczupaków w żwirowniach i kleników w rzeczkach.

Po kilku sezonach, zimą wpadła mi w ręce książka Marka Szamańskiego „ Wędkarstwo rzeczne”. W krótkim czasie przeczytałem ją od początku do końca i to trzy razy! Zafascynował mnie szczegółowy opis rzecznych miejscówek. Zrozumiałem, czym jest „umiejętność czytania wody”. Uświadomiłem sobie jednocześnie, że łowienie w spokojnym nurcie było błędem, że należy szukać miejsc szybkich, zróżnicowanych, dzikich. Był luty, a ja nie umiałem doczekać się sezonu. W końcu nadszedł…

Zaopatrzyłem się w serię niedużych woblerków, żyłkę osiemnastkę i z nowym bagażem wiedzy zameldowałem się nad rzeką. Pierwsza wyprawa bez ryb, poza jednym kleniem. Kolejna wyprawa również bez efektów. Nie przejmowałem się tym wcale. Skupiłem się na poznawaniu rzeki, wyszukiwaniu nowych miejsc i porównywaniu do tych poznanych w książce. Jednocześnie starałem się wyobrazić układ dna na danym odcinku. Założyłem sobie, że w tym roku nie łowię ryb, tylko się uczę i poznaję. Na licznych wyprawach przemierzałem rzekę wzdłuż po kilka razy. Nie zatrzymywałem się w jednym miejscu dłużej niż na 30 rzutów… Cieszyło mnie sprawdzanie co kryje się za następnym zakrętem. Rodzina, sąsiedzi i przyjaciele cały czas podśmiewali się, że setki kilometrów pokonuję bez efektów, a tu pan Heniek na Wiśle w Strumieniu piękne leszcze ciągnie. Te słowa nie robiły na mnie wrażenia. Wiedziałem, że kiedyś sytuacja się odwróci…

Lipiec 2008, nad Odrą w okolicach raciborskiego jazu stawiłem się rano, przed zachodem słońca. Wiązałem woblerka, gdy nagle uderzyło coś potężnie, za chwilę znowu, i jeszcze raz… - ogromne boleniska atakowały zgrupowaną drobnicę. Był to widok absolutnie niezwykły. Wielkie ryby wyskakiwały z wody, żeby z impetem ogonem głuszyć małe ukleje. Nie wiedziałem czy łowić, czy się przyglądać. Jednak instynkt łowcy spowodował, że wobler co rusz lądował w okolice ataków rap. Bezskutecznie próbowałem dobrać się im do skóry (a konkretniej do łusek), żeby chociaż na chwilę poczuć na kiju pulsujący ciężar wielkiej ryby. Dałem za wygraną. Odłożyłem wędkę, usiadłem, i w pełnej fascynacji przyglądałem się temu widowisku. Uświadomiłem sobie wtedy, że te wielkie ryby, o których tyle myślę i na które się nastawiam naprawdę tam są, tylko ja nie potrafię ich przechytrzyć. Wiedziałem, ze zrobię wszystko żeby nauczyć się je skutecznie łowić.

Po kilkunastu wyprawach ze spinningiem postanowiłem zawęzić potencjalne miejsca, gdzie mogą przebywać interesujące mnie ryby. Przede wszystkim chciałem skupić się na tych, gdzie woda mocno kręci i w pobliżu znajduje się długa głęboka rynna. Znalazłem takich miejsc dokładnie pięć. Najatrakcyjniejsze z nich poszło na pierwszy ogień. Zabrałem w to miejsce męża kuzynki - Piotrka, jest on bowiem najbardziej wytrwałym i cierpliwym wędkarzem jakiego znam. Wiedziałem, że w jednym miejscu jest w stanie spędzić wiele godzin

Nad wodą byliśmy po południu. Zawiązaliśmy woblery. Ponieważ był to debiut Piotrka na wielkiej wodzie, wytłumaczyłem mu gdzie powinien zarzucić i jak powinien ściągać woblera, żeby miał najlepsze brania brzan – bo to one miały być jego celem. Ja tymczasem skupiłem się na łowieniu w kilku nieco innych miejscach, polując raczej na bolenie, ewentualnie sandacze. Jakież było moje zdziwienie, gdy po godzinie biczowania wody Piotrek krzyknął, że ma coś dużego na wędce. Tego dnia złowił dwie brzany po 71 cm każda, ja dorzuciłem do tego jeszcze jedną nieco mniejszą. Było to pewnego rodzaju ukoronowanie moich wysiłków poznawania rzeki.

Do końca sezonu zabrakło czasu i dobrej pogody, żeby móc po południu łowić ryby, zatem polowanie na brzany i bolenie odpadało. Czas miałem tylko po godzinie 21, więc skupiłem się na próbach polowań na sumy. Zaliczyłem dwa piękne brania, jednak sprzęt był lichy i ryby chyba nawet nie przestając żerować popłynęły dalej.

Sezon 2009 miał być sezonem łowów a nie poszukiwań. Pierwszego maja spakowałem się i po godzinie jazdy zaparkowałem swoje pomarańczowe seicento (1,1 litra, 50 koni! ) w przyrzecznych chaszczach. Celem miał być boleń. Miejscówka: drugi z pięciu wcześniej wspomnianych best-odcinków. Tego dnia złowiłem swojego pierwszego w życiu bolenia, który notabene wygrał konkurs na wedkuje.pl! ;) Poszedłem za ciosem. Maj przyniósł mi kilkanaście kleni (przyłowów), 12 boleni powyżej jednego kilograma i kilka brań sumów (jeden około metrowy - złowiony). Czerwiec spędziłem w domu. Nawał pracy i deszczowa aura praktycznie uniemożliwiła mi wędkowanie. Każdy z nas wie, jaki był lipiec. Odrą nieustannie spływały masy wody z ciągle powtarzających się ulew.

29 lipca nałogowo wklikując w goglach pogodynkę, sprawdziłem stan rzeki. To jest to – pomyślałem. Nadszedł czas na suma. Już kilka dni wcześniej zaliczyłem krótką wyprawę, ale „kalna” woda zabiła we mnie motywację.
Zadzwoniłem do odpoczywającego w urlopie Piotrka, który po dość burzliwej wymianie zdań z żoną, podjął twardą męską decyzje – jedzie. Zawiązaliśmy woblerki i po dwóch godzinach łowów na Best Zakolu zaliczam przytrzymanie 7 cm kenarta. A że zaczepów tam nie ma – szybka decyzja – zacinam. Nie będę tu opisywał, co działo się przez następną godzinę, bo nie jestem w stanie tych wszystkich emocji w zadawalający sposób przelać na „kartkę”. Tak czy siak – sum mierzył niecałe 130 cm, waga – około 13 kg. Może to i nie kolos, ale dla mnie, to spełnienie pewnego wędkarskiego marzenia.

Mam nadzieję, że ten artykuł wzmocni motywację szczególnie wśród młodych adeptów sztuki wędkarskiej. Niech będzie on przekazem, że wytrwałość i ciągłe pogłębianie wiedzy, prędzej czy później się opłaci. Początki mogą być bardzo trudne, ale jeśli się przetrwa najtrudniejsze momenty, to woda, w której łowimy może obdarzać nas naprawdę pięknymi rybami.

Opinie (30)

kostekmar

Brawo za wytrwałość. Ja też w końcu po mozolnych poszukiwaniach zostałem nagrodzony przez "swoją" rzekę. Tylko uparci dążą do celu. [2009-08-01 08:03]

mapet77

Gratuluję wytrwałości i samozaparcia w dążeniu do celu. Znam ludzi, którzy po tylu niepowodzeniach już dawno rozstaliby się z wędkarstwem. Bardzo dobry artykuł. 5* ode mnie. Pozdrawiam TomaszG [2009-08-01 10:19]

użytkownik

Gratuluję wytrwałości. [2009-08-01 12:17]

użytkownik

Zazdroszczę! Nie ukrywam! Piękny wąsal i to na spinning. Gratulacje!!! [2009-08-01 15:04]

Jak6b

wielki respek za taka wytrwałośc oby tak dalej . 5 pluszsz [2009-08-01 15:15]

KaKa13

Na prawdę fajny artykuł bardzo przyjemnie się to go czyta 5 się należny . Napisz coś więcej o sposobach ugłaskania swojej luby jak lecisz na ryby bo ja tez mam z tym problemy :D Pozdro [2009-08-01 17:09]

użytkownik

Gratuluję Ci umiejętności i wytrwałości w doborze miejsc na wielkiej rzece. Ja dziś z rana poszedłem z Mateuszem na Wisłę. Woda zdawała się bez życia. Tylko kilka kleników. No i pozbyłem się w zaczepach dwóch woblerów. Takiej klapy dawno nie było więc postanowiliśmy zbadać nową miejscówkę. Przeszliśmy przez odnogę Wisły głębokość sporo powyżej pasa. Minęliśmy jedną wyspę a za nią była druga. Obie połączone przerwaną kamienną tamą. I w tym miejscu trudno dostępnym dla człowieka stwierdziliśmy, że ryby w Wiśle jednak są. Bolenie i klenie atakowały drobnicę na przemian co chwila i to pod naszymi stopami. Za przerwaną tamą na pewno w kamieniach będą brzany. Troszkę dalej jest nieduże zakole z wstecznym nurtem, podejrzewam że będą tam sumy. Już się nie mogę doczekać następnego weekendu mam nadzieję, że odnalazłem jedno z takich best miejsc. Po tej wyprawie stwierdziłem, że najważniejsze nie są przynęty i sprzęt bo na nic one jak nie mamy dobrego miejsca a Twój artykuł mnie w tym upewnił. [2009-08-01 17:10]

użytkownik

Dziękuje za gratulacje Panowie. Kuba, całkowicie się z Tobą zgadzam, że do "szczęścia" potrzebna jest rybna miejscówka. Ale sam pewnie wiesz, że bez dobrych przynęt i wiedzy jak je zaprezentować, na nic zdają się nasze próby. Napisz, jak tam Kenart' i Perch'e, próbowałeś je w tej rybnej wodzie? W odpowiedzi koledze KaKa13 - nie mam takich sposobów. Zawsze jest ciężko i to są trudne chwile. Ja Ja trochę rozumiem. Ona wie, że szykuję sobie grunt pod przyszłe wyjazdy na nocki. Chce zdusić to już w zarodku. [2009-08-01 17:42]

MareKs

99,999% procent ma z "tym" problem ;) [2009-08-01 17:56]

użytkownik

Niestety nie. Właśnie kenarta i percha zaprzepaściłem na zaczepach zanim doszedłem do tego miejsca. Ale miejsca zapamiętałem i za tydzień jak woda ze 20 cm spadnie to być może obydwa odzyskam. A jak nie to mam jeszcze w domu zapasowe, więc za tydzień jak tylko pogoda pozwoli to obłowię tamto miejsce. Dzisiaj tej miejscówki nie obławialiśmy z prostego powodu. Nie znaliśmy głębokości wody w tej odnodze i cały wędkarski sprzęt został na brzegu. Nie chcieliśmy stracić wszystkiego w razie jakiejś przygody nieprzewidzianej. I tak aparat fotograficzny zanurzyłem w wodzie ale na szczęście nic mu nie jest:) [2009-08-01 17:57]

margor1976

grat grat grat wielkie, pozazdrościć, nie ma wątpliwości mistrz to mistrz, umnie 5 [2009-08-01 18:03]

użytkownik

Cóż moge powiedzieć Drogi Kolego Spiderling! Artkuł mnie zafascynował. Dawno nie czytałem tak logicznie skonstruowanej opowieści. Masz bracie niezłe pióro.... jestem naprawdę po wrażeniem. Przeczytałem dwa razy! Wiesz, że masz u mnie szacun, szacun i jeszcze raz szacun. Masz rację.... jak jakiś młodzik to przeczyta, to będzie musiał odreagować. Gratuluję podejścia i wytrwałości. Da Bóg, też kiedyś będę mógł o sobie powiedzieć, że coś tam wiem o Odrze i spinie. Pozdrawiam i gratuluję pięknego tekstu i łdnego wąsala! Czekam na następny tekst. [2009-08-01 18:31]

użytkownik

No i daje piec gwiazdek, bo nie mogę dać dziesięciu. [2009-08-01 18:32]

Zdzichu

Również gratuluję okazu, przede wszystkim wyciągania wniosków i wytrwałości w dążeniu do celu. Podobnie jak u Ciebie nie mam w rodzinie tradycji wędkarskich, więc nauki pobierałem podczas wędkowania, z książek i od starszych kolegów. Kiedy zaczynałem "pstrągowanie" też jeden sezon w zasadzie poświęcilem na poznawanie rzek i tajników życia tych rybek. Byłem tylko wędkarzem jeziorowym i trudno było mnie przekonać do wędkowania rzecznego.Ale stało się. Tak jak wspomniałeś podstawą jest "umiejętność czytania wody", wytrwałość, cierpliwość, no i może też choć trochę umiejętności. Artykuł extra, oczywiście na 5. Jeszcze raz gratki za rybkę i życzę kolejnego rekordu. Pozdro ... [2009-08-01 18:50]

czarek 58

Gratulacje Twoje marzenie się spełniło, a moje może jutro [2009-08-01 19:05]

angij

bardzo ładnie napisany artykół,brawa za długą wytrwałość,zawsze łowiłem ryby spokojnego żeru ale od niedawna szykuje sie na drapieżniki dobrze wiedzieć ze to nie taka prosta sprawa i że musze unikać spokojnej wody -życze powodzenia i sukcesów w najbliższym czasie [2009-08-01 19:42]

użytkownik

wielkie gratulacje , naprawdę ładny okaz, życzę takich większych i podobnych sukcesów, oczywiście piątal , brawo [2009-08-01 19:43]

Zbig28

Udowodniłeś, że wytrwałość, konsekwencja i zdobywanie wędkarskiej wiedzy pozytywnie skutkują w uprawianiu naszego hobby. Mimo, że jestem ponad dwa razy od Ciebie starszy i naprawdę wiele godzin spędziłem nad wodą, znalazłem w Twoim tekście wiele wartości i rad, które zapewne przydadzą się podczas kolejnych wpraw z kijkiem nad rzekę. Gratuluję i czekam na kolejne, fascynujące opisy spotkań z rybkami. Pozdrawiam. [2009-08-01 19:56]

stanley584

Historia jak wszystkie. Nikt nie rodzi się mistrzem. Zawsze zaczynamy z niskiego pułapu. Zbiegiem lat człowiek dochodzi do precyzji i o to chodzi. Kolega okazał się konsekwentnym przykładem uczącego się wędkarza. Zdobyta praktyka teraz procentuje. I dalej będzie przyczyniała się do przechytrzenia innych ryb. Życzę powodzenia. [2009-08-01 20:26]

perchmaniak

Brawo, zgadza sie, ze dazenie do teby by byc lepszym procentuje, podejscie taktyczne i poznawanie wody oraz zwyczajow ryb sprawia, ze z czasem zaczyna sie odnosic coraz lepsze efekty... masz piateczke ode mnie...i oby jak najwiecej takich ryb pozdrawiam. [2009-08-01 20:46]

hubi

Kolego super to wszystko opisałeś duża rzeka duże ryby i tak ma być życze jeszcze wiekszych sukcesów pozdrawiam odemnie5. [2009-08-01 20:51]

łysy wąż

Fajny wpis - ja również przechodziłem przez te wszystkie "szczeble" wędkarstwa i pokochałem Rzekę - ale Wisłę. Też zaczynałem od okonków na czerwonego i płotek na ciasto... Gratuluję wytrwałości i oczywiście wąsatego - ze mną jak na razie wygrywają te większe... Pozdr. [2009-08-01 21:33]

użytkownik

Dziękuję wszystkim za komentarze. Jestem zaskoczony przemawiającą przez nie życzliwością i szczerością. Najchętniej odpisał bym na każdy, zamieniając z każdym kilka słów... Jednakże, z powodów oczywistych, pozostanę na podziękowaniu ogólnym, dla Wszystkich. Pozdrawiam serdecznie. [2009-08-02 07:53]

Sumiarz

gratulacje , mi sie to nie udalo , ale wkoncu sie uda , dotychczas tylko 2 malenkie sumiki metoda gruntowa , moze wrzesien pazdziernik okaze sie owocny [2009-08-02 09:41]

użytkownik

Tekst przeczytałem jeszcze raz i jeszcze raz gratuluję. [2009-08-02 10:44]

Bop

naprawdę motywujący artykuł. spokojnie powoli i dojdziem do celu. [2009-08-02 12:31]

FanAtyk

Świetny artykuł - bardzo dobrze napisany i równie dobrze się go czyta. No i tylko pozazdrościć wytrwałości i determinacji (o rybach nawet nie wspominam). Pozdrawiam [2009-08-02 17:58]

joker

Człowiek uczy się całe życie ale nieliczni bardzo szybko przyswajają wiedzę i umiejętnie nią gospodarują - brawa za roztropność. [2009-08-03 23:54]

misiek28

Rzeka Odra to ciężki temat szczególnie w naszych okolicach! Sam wielokrotnie próbowałem,jednakże zawsze się to kończyło powrotem o kiju. Gratuluje wytrwałości i wyników!Pozdrowienia od Michała z KWK Zofiówka. [2009-08-04 17:02]

spokojny

Świetny tekst chciałoby się ocenić wyżej ale tylko 5 gwiazdek do dyspozycjiU mnie Odra ma 100-150 m szerokości ale też idzie znaleźć ciekawe miejscówki choć rzadko jeżdżę nad rzekę to wiem że to nie prosta sprawa choć mam przyjaciela który tylko ze spiningiem tam jeździ.Natchnąłeś mnie do opisania pewnej przygody z ubiegłego roku i już szkic mam w głowie.Dzięki ZbyszkuTak TrzymajPozdrawiam [2009-08-10 13:17]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Szwecja drugi raz

Wróciłem. Nie nałowiłem się. Kilka okoni, żadnych szczupaków. W zasa…