Zaloguj się do konta

Moje pierwsze kroki w wędkowaniu

NAUKA WĘDKOWANIA

Na samym początku dziękuję wszystkim tym, którzy po przeczytaniu mojego opowiadania potrafili ustosunkować się pozytywnie i na dodatek oddali na mnie głosy!. Serdecznie pragnę podziękować za cierpliwość w trakcie czytania moich wypocin!. Tym bardziej, że był to mój debiut na forum, i że zostałem tak wyrozumiale potraktowany przez ( kolegów wędkarzy ) starych wyjadaczy portalowiczów! Jeszcze raz bardzo dziękuję za pochlebne recenzje z waszej strony no dobrze to tyle na wstępie ( dosyć tego wazeliniarstwa!? ). Wracam myślami w przeszłość, ale to może od początku? Tyle się pisze, że nie ma ryb w rzekach, jeziorach o kłusownictwie, o chamskim zachowaniu nad wodą, bałaganiarstwie, szpanerstwie lub jak kto woli gadżeciarstwie, o złej gospodarce PZW ( zarybianiu). Nie jestem taki stary ani taki młody a w sam raz mam dopiero 43 lata lub aż?, już?.

Na pewno są tu panowie starsi i bardziej doświadczeni niż ja, ale chce się podzielić taką małą dygresją z przed kilku dziesięciu lat! Do wędkarstwa zachęcił lub przekonał mnie mój ojciec. Od najmłodszych lat zabierał mnie ze sobą na ryby. A zaczęło się tak, gdy miałem może 3 lub 4 lata zabrał mnie pierwszy raz na ryby nad rzekę Łabuńkę, która miała i ma w najszerszym miejscu 3 m max, a co do głębokości różnie bywa od 05 m do 1,5 m ( Zamość województwo Lubelskie wschodnia granica), rok 1971 może 72, rzeczka w ówczesnym czasie wiła się trochę na uboczu miasta w śród łąk i pól uprawnych. My udaliśmy się w miejscu na wysokości nowego miasta ( jedna z dzielnic Zamościa). Młodym kolegom sztuki wędkarskiej tylko przypomnę, że w tamtych czasach wędkarstwo nie było tak znane i rozpropagowane jak teraz, a co do sprzętu wędkarskiego to zaraz dojdziemy.

W tym czasie gdy ojciec czynił przygotowania do wyprawy mojego życia. Ja oczywiście musiałem wszystkim w najbliższej okolicy rozpowiedzieć, że jadę na ryb!. Jaki ja byłem dumny i blady, że jadę z ojcem na ryby!! Jak dziś pamiętam ojciec poszedł do ogródka nakopał robaków wsadził je do puszki po jakiejś konserwie wcześniej nasypał trochę piachu?, wziął wędki w kieszeń, posadził mnie na rower na ramie i pojechaliśmy nad wodę. Przy sporym krzaku leszczyn zatrzymał się wybrał w miarę dwa proste kije, różnej długości i przyciął je scyzorykiem. Jaka to była pora roku, a zabijcie tego już nie pamiętam chyba wczesna jesień, bo było trochę chłodno no i pamiętam , że pochmurno. Jechaliśmy jakimiś ugorami to miedzą, aż w końcu dotarliśmy nad rzeczkę.

Co mnie uderzyło gdy zatrzymaliśmy się nad wodą rześkie, świeże, czyste, klarowne takie mocne powietrze aż dech zapierało, cisza która była przerywana szemraniem wody, podmuchem wiatru i morzem falujących traw. Do dziś to pamiętam i nigdy nie zapomnę tego cudu! Jak jadę teraz na ryby to zawsze szukam tego powietrza, tego cudu z minionych lat, tego oszołomienia klarownością!!!! Łowiłem nad Odrą , Nysą, Sanem, Bugiem, Wisłą, w Sztutowie, na Mazurach i w wielu, wielu innych miejscach i wciąż szukam smaku tamtego dnia? Położył rower i powiedział wędkarz nad wodą ma chodzić na paluszkach, ma mówić szeptem. Podniósł rękę palcem wskazującym pogroził mi ( a dłonie miał ogromne i spracowane oj czułem, ja czułem do nich respekt) i powiedział uważaj nie wpadnij do wody, bo brzeg stromy i może być podmyty i nie stawaj na samej krawędzi bo się może zarwać!!!!.

Pamiętam te słowa jak dziś, po jakiego gwinta mam chodzić na paluszkach? Czemu mam być cicho? Ale ten jego palec widząc przed oczami mówił mi lepiej sieć cicho! Wyjął z kieszeni wędki ( były to drabinki zrobione z kawałka deseczki) ,na których były nawinięte żyłki z spławikami i haczykami. Widziałem jak ociec z korków od butelek je robił (a było to parę dni wcześniej strugał nożem coś w rodzaju kropli i tarł papierem ściernym, przewiercał po środku, potem górną część kropelki malował na czerwono, a dolną na zielono zwykłą farbą olejną, w wywiercone otwory włożył patyczki po lizakach, a w tych czasach były one drewniane.) podobały mi się te kolory były takie żywe i kontrastujące. Żyłka miała różne barwy i odcienie ( mówiono na nią tęczówka) była pokaźnej średnicy, pamiętam tyle że dość gruba. Za ciężarek posłużyły mu kawałek ołowiu rozklepany na dwóch młotkach.

Niestety haczyków nie pamiętam. Jedną część żyłki przywiązał do cieńszego końca kija leszczynowego. Mówił o nim tyczka, a to wszystko co wisiało na żyłce zestawem. Całość po zmontowania zestawu od razu skojarzyło mi się z batem jaki nieraz widziałem u furmanów (woźniców) w czwartek w dniu targowym na Nowym Mieście( potocznie zwanym dniem bata ) . Manipulował coś przy spławiku i ciężarku, wziął robaka naciągnął go na haczyk. Widok ten mnie zaszokował co on zrobił temu robakowi? ( dżdżownica ,gnojak, pierścienica ), patrzyłem na to wszystko z nieukrywanym obrzydzeniem i zdumieniem. Ojciec to zauważył i zaczął się chichotać, a mnie nie dawało spokoju od której strony on go nabił, od buzi czy no wiecie od tyłu? I do dziś jest to dla mnie tajemnicą? Zapuscił zestaw do wody, a spławik znikł, wyjął go znów coś montował przy ołowiu i znów zapuscił !

A ja mało ze skóry nie wylazłem, tak chciałem wziąć to cudo w ręce i samemu pierwszy raz zarzucić wędkę i poczuć się jak rasowy wędkarz!. Za trzecim lub czwartym razem spławik pływał, ale on znowu go wyją i tym razem montował coś przy spławiku? Jak dla mnie to już było za dużo! Zacząłem dreptać w miejscu marudzić, spojrzał na mnie, a ja od razu siadłem na czterech literach zrezygnowany. Powiedział do mnie jak skończę to ci dam. Wolałem poczekać jak skończy i mi da nie próbowałem go już ponaglać! Wreszcie nadeszła wiekopomna chwila, miałem w rękach wędkę!. No ale on z stoickim spokojem kazał mi czekać? Para uszami mi szła, krew mi pulsowała, mało mnie nie rozsadziło z złości, on to zauważył i mówi tym swoim spokojnym głosem wędkarz jak chce złapać rybę musi być cierpliwy i spokojny. Znów mój zapał do wędkowania został ostudzony! To samo robił z swoim zestawem zarzucał i wyciągał, myślałem, że nigdy nie skończy. Ale skończył i mówi trzeba wybrać miejsce, zatoczka gdzie nurt jest wolniejszy ( co to jest do cholery nurt do kogo on to mówi myślę sobie) przy jakimś krzaczku ( chodziło mu chyba o roślinność wodną ) .

Odeszliśmy kila kroków może więcej tu powiedział i wskazał palcem. Zarzuć i siądź no i dopiero się zaczęło ? On pyk spławik w wodzi wpadł zaraz przy nurcie trochę podciągnął bliżej brzegu i siadł. Ja pyk i nic, słyszę nie jak batem konia byś prał tylko od siebie ( wiśta wio łatwo powiedzieć ) . Zacząłem się chlapać, kidać, miotać i nic z tego, a takie wydawało się proste! Wziął wędkę z moich rąk i mówi to trzeba tak pyk i spławik w wodzie. Cholera jak on to robi, no to ja pyk i dalej wielkie g...? Śmiał się musisz potrenować, ale idź kawałek dalej, tylko uważaj nie wpadnij do wody, bo oba nie mamy po co wracać do domu? ( pewnie myślał o matce ) . Miałem ze sobą dropsy o smaku owocowym ( nie wiem czy jeszcze coś takiego w sklepach jest?) i co zjadłem jeden krążek, to odrywałem z rulonika papierek i rzucałem go na ziemię. Ojciec przyszedł sprawdzić jak mi idzie nauka w zarzucaniu, kucnął i pozbierał papierki. Ja wyjąłem rulon z cukierkami, bez pardonu urwałem kawałek papierka ciach go w trawę, a cukierka wepchnąłem do buzi.

Ojciec położył mi rękę na ramieniu i zapytał Jacek dała ci matka chleb, pytanie trochę mnie zaskoczyło. Mówię nie bo ty maż kanapki, a on na to idź i weź sobie! A ja nie, nie jestem głodny ostrym tonem powiedział weź mówię! Już miałem iść, gdy on dokończył jak jeszcze raz rzucisz papierek po cukierkach na ziemię to cię tak w dupę kopnę, że przez tydzień z gołębiami będziesz się bujał i na żadnym dachu nie siądziesz, aż z głodu zdechniesz!? ( a był wielkim miłośnikiem gołębi i je hodował ) Pojąłem błyskawicznie na co mi były te kanapki. I tak pierwsze moje wędkowanie skończyło się na trenowaniu zarzucania, chodzenia na palcach, szeptania nad wodą i chowania papierków do kieszeni. Oczywiście on też nic nie złapał, ale on dobrze wiedział, że nici z ryb będą!. Mimo totalnej klapy zapał mój wcale do wędkowania nie ustał, a wręcz przeciwnie, miałem coraz większą chęć chodzenia na ryby.

Czasami chodziliśmy tylko wzdłuż rzeczki, coś w rodzaju spaceru. Znajdowaliśmy w tedy kosze wiklinowe o dziwnym kształcie, były uszkodzone. Tłumaczył, mi ze to ludzie wyplatają i zastawiają na ryby i raki. Były tak skonstruowane, że ryba mogła wpłynąć do środka, ale już nie mogła z niego wypłynąć. I to było kłusownictwo według dzisiejszych kryteriów, bo wtedy nikt o tym tak nie mówił, ludzie z okolic nagminnie zastawiali kosze, sznury. Było to na porządku dziennym i nikt z tego nie robił wielkiego halo, ryb wystarczało dla wszystkich. W roku 1972 czy 73 mało kto miał kartę wędkarską i należał do PZW, a jeszcze w Polsce „C” w tym biednym regionie rolniczym. W tym czasie w Zamościu był jeden sklep wędkarsko – rowerowo - sportowy na starym mieście. Pamiętam jak była wczesna wiosna śnieg zaczął topnieć i poszliśmy z ojcem na rowy łapać szczupaka. Nazywał to metodą na oko ? Szczupak w tym okresie udawał się na tarło w spokojne miejsca i były nimi rowy melioracyjne. Brał drut z cewki kawał kija robił na końcu oko i przywiązywał do kija ot i cała robota.

Sztuka była wpatrzeć klocka w wodzie. Jak się już odkryło taką kłodę to trzeba było cicho się do niego zbliżyć. Zanurzyć kij z oczkiem w wodzie i od ogona powoli przeciągać w kierunku łba. W połowie szczupaka zaciągnąć kij do góry i na brzeg. Oko z drutu się zaciskało na rybie i można było wyciągać, to tyle teorii, bo w praktyce to bywało różnie. Na pięć lub więcej siedem podejść można było wyjąć jednego, albo i wcale. Ot i całe kłusownictwo, które ja pamiętam. Może były bardziej wyrafinowane metody, lub bardziej brutalne, ale ja tego nie widziałem i jeszcze ich nie znałem. Tak rozpocząłem swoją przygodę wędkarską w wieku 4 lub 5 lat, może nie całkiem legalnie i zgodnie z litera prawa, ale to były takie czasy!

Opinie (10)

użytkownik

Dałem piątala *****

Nie czytałem ale przeczytza póżniej.

już jadę na rybki...............

[2010-07-05 14:23]

Iwona709

A JA DAŁAM PIĄTALA ALE PRZECZYTAŁAM JEDNYM TCHEM PRZYPOMNIAŁY MI SIĘ CZASY KIEDY JA CHODZIŁAM Z OJCEM NA RYBY ........POZDRAWIAM [2010-07-05 22:11]

kostekmar

Też doskonale pamiętam swoje początki z dziadkiem, a potem z ojcem. Nie bylo żadnych metod kłusowniczych tylko zdrowe wędkarstwo. Jak widać z tego tekstu kłusownictwo sięga prawie zarania dziejów i trudno jest dzisaij je wytrzebić. Zostawiam mimo wszystko 5***** gwiazdeczek. [2010-07-06 08:51]

użytkownik

super opis. daje 5 tez dobrze pamiętam swoje początki  z wędkarstwem i wyprawy z ojcem ha ha [2010-07-06 13:16]

slawomir66

Nie wiem czy wiesz ale jakiś czas temu był na portalu konkurs pt. "Mój pierwszy raz". Myślę że twój opis pozwoliłby ci wygrać. Masz dryg do pisania co widać i czyta się z ciekawością. Miałeś to szczęście, że ojciec zabierał cię na wędkowanie i miałeś się od kogo uczyć. Ja jestem samoukiem, który podpatrując starych wędkarzy łapał tego bakcyla. Twoje zafascynowanie pierwszym wyjazdem z ojcem na ryby niczym się nie różni od atmosfery w moim domu gdy pierwszy raz zabierałem swoich synów na nocne wędkowanie z ogniskiem, namiotem itp. Kolego szkoda słów ale tak jak w twoim przypadku wszyscy o tym wiedzieli.Za artykuł oczywiście 5 i pisz tak dalej. Pozdrawiam. [2010-07-06 16:19]

spokojny

Każdy z  nas, jakoś zaczynał, Ty miałeś to szczęście że część wiedzy przekazał Ci ojciec, ja podobnie jak mój przedmówca musiałem dochodzić do tych samych wniosków sam.

Przyjemna opowieść, dałem maxa na początek, i już z niecierpliwością czekam na następny Twój tekst.

 

Pozdrawiam

 

Grzegorz 

[2010-07-06 21:12]

Daniel12

Super opowiadanie.. Daje oczywiście ***** zazdroszczę ci ojca który wędkuje. Ja niestety muszę sam dochodzić do wszystkiego :/ No ,ale i tak jest wielka zabawa :) Pozdrawiam i życzę sukcesów [2010-07-07 22:42]

kazikb

Daję 5. Piękne wspomnieni.

[2010-07-08 11:49]

ZAMOSCIANIN

Pragnę podziękować wszystkim wypowiadającym się za wyrozumiałość w czytaniu i oddaniu głosów.    [2010-07-18 08:11]

użytkownik

Jak dla mnie bomba !!! Chociaż jestem trochę młodszy to tez pamiętam takie czasy.... ach aż miło powspominać. dzisiaj "tej" Łabuńki już nie ma :( za artykuł 5 [2010-09-21 12:07]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Łowisko Tuszynek

ŁowiskoNa Łowisko Tuszynek wybraliśmy się w drugiej połowie lipca na k…