Moje pierwsze okonie w tym sezonie
Piotr Stachowski (Zielony80)
2011-04-06
Cel nie jest zbyt odległy, a jest nim rzeczka Jeziorka. Dojeżdżam na miejsce i uzbrajam wędkę. Nad wodą kilku wędkarzy siedzi na małym zalewiku ze spławikani ale niezwracają jak na razie zbytniej uwagi na moją osobę, a ja nie pytam jak biorą bo miny mają raczej nie wesołe. Jeszcze tylko wpis do rejestru i można zaczynać.
Na początek idzie twisterek perła z pieprzem. Po jakichś 200 metrach spaceru brzegiem i biczowaniu wody żadnego pobicia. Sucha czcina trzeszczy pod nogami uniemożliwjając mi ciche podejście do łowiska. Zmiana gumy na zgniło zielony i po kilku żutach i metrach dalej nic. Doszedłem do jakiegoś zagajniczka i nagle z wody wyłania się albo spory piżmak, albo mały bóbr. Nie chcąc mu włazić w paradę i nie mając żadnego brania robię w tył zwrot, może spacer z prądem wody przyniecie mi więcej szczęścia.
Kolejne rzuty i zero efektu. Znów zaglądam do pudełka i znajduje 'portki' w kolorze herbata z zielonym brokatem. Dawno na to nie łowiłem i nie chętnie sięgam po tą przynętę, ale zapinam ją na agrafkę. W torbie znajduję jeszcze atraktor na okonia i smaruję nim gumę. Kolejne dwa rzuty i nic (znowu). Jedank nie poddaje się i rzucam pod przeciw legły brzeg i powoli prowadzę przynętę w leniwym nurcie. Po chwili, lekkie przytrzymanie i pierwsze w tym roku drganie wędki. Któtka szamotanina w wodzie i na brzegu ląduje pierwszy okoń. Szybkie uwolnienie ryby od przynęty, fotka i zdobycz wraca do wody. Wstreliłem się z przynętą. Schodzę parę metrów niżej gdzie rzeka dzieli się na dwie odnogi i omija wysepkę między nimi. Kolejne kilka rzutów i znów branie i kolejny okoń jest w obiektywie :).
Nie zauważyłem, że od kilnunastu minut jestem obserwowany. Jakieś dwa metry odemnie usadowił się kocur (może zwabiony zapachem atrakrora niesionym z wiatrem ;) )i bacznie obserwował moje poczynania. Jednak widząc że nie może liczyć na darmową wyżerkę idzie w swoją stronę.
Może więcej bym złapał okoni gdybym nie zmienił koloru przynęty na fiolet i dalej nie kombinował z przynętami, tylko został przy tych 'portkach' herbacianych. Po zmianie przynęt tylko były lekkie podskubywania i same puste zacięcia. Jednak jak na dwie i pół godziny nad wodą to wypad zaliczam do udanych.
Pozdrawiam Was