Moje pierwsze zawody
Maciek Polawski (karateka994)
2013-03-11
W końcu nadeszła niedziela, dzień zawodów. Byłem nad stawem PZW punkt siódma. Zaczynam przygotowywanie do łowienia. Najpierw mieszam zanętę (uniwersalną oczywiście).
OK. zanęta gotowa. Gruntuję sobie zestaw. Za parę minut zestaw wygruntowany na odpowiednią głębokość. Siadam sobie na krzesełku i czekam. Nagle podchodzi do mnie prezes i sprawdza moją zanętę, ja się na niego patrzę, on po chwili na mnie, i mówi groźnym głosem- „Do kosza”. Ja posłusznie wyrzuciłem ją do kosza, a on przynosi mi drugą. Porządnie mi ją wymieszał i powiedział żebym zapamiętał - „Że pod żadnym pozorem nie można przemoczyć zanęty”. Ja uprzejmie skinąłem głową i podziękowałem. A więc bacik przygotowany, zanęta przygotowana, robaczki są. Myślę sobie teraz tylko czekać na rozpoczęcie zawodów. Wybija godzina siódma trzydzieści i nagle słyszę pierwszy strzał – zanęcić łowisko.
Podniecony lepię jakieś niekształtne kule i zanęcam.
Za chwilę kolejny strzał – zaaczynamy łowienie. Zarzucam bacika, i czekam na pierwsze brania. Czekam, czekam i nic. Co jakiś czas regularnie donęcam ale nic nawet puknięcia.
Zmieniam grunt, zmieniam przynętę i nic. Po jakiejś godzinie jest, pierwsze branie, i dobrze zacięte. Ciągnę rybkę sekundę i z wody wyskakuje piękna mała płoteczka (miała jakieś 18cm). Wrzucam zestaw do wody i czekam na kolejne branie. Po paru minutach kolejne branie, znowu płoteczka, teraz trochę mniejsza (15cm). Zarzucam i znowu czekam. Patrzę się na kolegów ale podobnie jak ja nikt nie ma brania. W końcu przedostatni strzał, który oznaczał 10 minut do końca. Wyrzuciłem do wody resztki zanęty i robaczków i teraz ze zdwojonym skupieniem patrzę się na spławik. Zastanawiam się czy nie wyjąć już wędki z wody i nie zacząć się pakować. Ale powiedziałem sobie „nie” będę łowił do końca.
I za chwilę łup. Piękne linowe branie. Zaciąłem rybę i po chwili czuję ogromny opór.
Jednak nie była to długa walka bo ryba się wypięła. Zdążyłem ją jednak zobaczyć było to piękne linisko który miało blisko 2kg. Byłem na siebie zły chyba przez kolejne dwa tygodnie. Jednak ku mojemu zdziwieniu zająłem drugie miejsce. Właśnie te dwie małe płoteczki przyniosły mi miejsce na pudle. Byłem zadowolony, dostałem piękny puchar i bata w prezencie. Był to naprawdę fajny dzień, pamiętam go do dzisiaj. :) :)