Moje pierwsze spinningowanie - zdjęcia, foto - 1 zdjęć
3 Pierwsze spinningowanie
Miałem czternaście lat. Ojciec z kolegami wybrał się na nocne łowienie ,nad jezioro Woświn. Pojechali w południe pociągiem, a mnie nie zabrali ,chociaż tak bardzo chciałem. Musiałem być do szesnastej w szkole, bo miałem ważną klasówkę. To był wrzesień, noce były już chłodne, więc za bardzo moim wędkarzom nie zazdrościłem, chociaż serce się rwało na moje ulubione ryby. Miałem do nich dojechać z samego rana nazajutrz pociągiem, który wyjeżdżał ze Stargardu o czwartej rano. Umówiliśmy się wcześniej, że wszyscy będą wędkować na dużym pomoście, które było wpuszczone w głąb jeziora, aż do spadu schodzącego do ośmiu metrów.
Było to doskonałe łowisko na każdą rybę, która występowała w tej wodzie. Idąc z pociągu, w stronę pomostu, zauważyłem, że trawa jest biała od nocnego przymrozku, byłem bardzo ciekaw jak tam brać wędkarska wytrzymała trudy nocy. Gdy doszedłem do miejsca łowów zobaczyłem zmarzniętych wędkarzy, żaden nie miał nawet małej rybki. Kiedy mnie zobaczyli trochę im się humory poprawiły i wzięli się na poważnie za łowienie. Najgorsze było jednak to, że ryby nie chciały brać. Mieliśmy różne przynęty, miejsce było dobrze zanęcone, ale efektów nie było.
Ojciec trochę znudzony wziął spining i poszedł trochę pochodzić za szczupakiem. Jego koledzy też odeszli w inne, oddalone miejsca, szukając ryb. Ja miałem zostać na miejscu i pilnować całego sprzętu, no i spróbować coś złowić. Zarzuciłem dwie spławikówki na rosówki, grunt ustawiłem około pół metra nad dnem i czekałem na brania. Po pięciu minutach jeden ze spławików zaczął wolno tonąć, a za chwilę drugi w podobny sposób. Trwało to dość długo, myślałem, że to może liny weszły w zanętę i zabawiają się dużymi rosówkami .Zaciąłem jedną wędką i po chwili sporego oporu wyciągnąłem półkilowego okonia. Na drugiej wędce odbył się podobny scenariusz i za chwilę miałem drugiego półkilowca.
Okonie brały jeden za drugim przez dwie godziny, potem odeszły i brania się skończyły. Przyszedł ojciec z zerowego spiningowania , spojrzał w siatkę i aż zaniemówił z wrażenia, widząc trzydzieści pięknych garbusów. Odłożył spining i wziął się za łowienie na rosówki, ale biedny nie wiedział, że jest już po zawodach Ja sprytnie, nie wyprowadzając go z błędu, że okoń już nie żeruje, poprosiłem, by dał mi porzucać spiningiem. Tato trochę pomarudził ,że jestem jeszcze za młody, że może ktoś mnie zobaczyć i.t.p.. Przekonałem go jednak, że nie będę się oddalał od niego i wtedy mi pozwolił.
Jakiś czas wcześniej pewien wędkarz spiningował obok nas i zerwał ładnego szczupaka razem z obrotówką ,na którą łowił. Najbardziej żal mu było zerwanej błystki, bo był to drogocenny mepps, w tamtych czasach dostępny jedynie w Pewexie. Potem facet przeniósł się poza obręb mola ale ciągle był w zasięgu mojego wzroku. Miałem pierwszy raz spining w ręku. Z lewej strony ode mnie, za pomostem było płytko i rósł duży krzak wystający nad poziom wody. Rzuciłem algą pod ten krzew, rzut jakoś mi wyszedł, za długi to on nie był, ale wystarczył by blacha doleciała do niego.
Pozwoliłem przynęcie trochę opaść i zacząłem kręcić kołowrotkiem. Nagle przy krzaku opór ,chyba zaczepiłem o gałęzie, ale nie, coś siedzi chyba na końcu wędki. Podnoszę kij do góry i widzę trzykilowego szczupaka, jak pionowo, podnosi się nad wodę. Zacząłem krzyczeć do ojca, że mam dużą rybę, a ona nie chce dać się wyciągnąć. Rodzic podbiegł do mnie, zlustrował sytuację i zadecydował, że mam ciągnąć szczupaka na siłę, gdyż mam grubą żyłkę i coś musi puścić, albo ryba, albo żyłka. Tak też postąpiłem, pociągnąłem ostro wędziskiem , zestaw puścił się krzaka ,a za chwilę, już na brzegu, mogłem się cieszyć z mojego pierwszego trofeum złowionego na spining.
Okazało się, że drapieżnik urwał się spiningiście z błystką i żyłką, która zaplątała się o wystające gałęzie. Kotwica mojej błystki zahaczyła o kółko łącznikowe od mepsa, który wystawał szczupakowi z pyska, a w dodatku cały zestaw z rybą był zaplątany na krzaku. Niedoszły łowca urwanego drapieżnika widząc cały ten harmider związany z moim udanym holem, podszedł do nas i zażądał zwrotu jego drogocennej obrotówki. Ja już chciałem mu ją oddać, lecz ojciec stanowczo się nie zgodził. Powiedział, że rybę złowiłem sam i że ona sama ,oraz wszystko co się w niej znajduje jest zdobyczą wędkarza ,który ją złowił.
Takim to właśnie przypadkowym sukcesem zakończyło się moje pierwsze w życiu spiningowanie, trzeba przyznać ,że miałem więcej szczęścia niż rozumu. Ten zdobyczny mepps służył mi jeszcze parę dobrych lat, zanim go nie urwałem, a żeby było śmieszniej, też na krzaku rosnącym przy brzegu Drawy.
Autor tekstu: Jan Stanisz
u?ytkownik2494 | |
---|---|
Jednym słowem kolego warto było zostać i napisać tę klasówkę bo następnego dnia dopisało wędkarskie szczęście i to jakie tylko pozazdrościć.Chciałbym zobaczyć minę ojca i kolegów gdy zobaczyli taki połów.Pozdrawiam. (2009-03-02 18:19) | |
rysiek38 | |
milo bylo poczytac moze tez opisze moje pierwsze doswiadczenie ze spinem bo podobnie dopadlem szczupaka 71cm 3.15 wagi (2009-03-03 14:01) | |
u?ytkownik1117 | |
rysiu to ten szczupak musiał być wegetarianinem cosik chudy był ha ha (2009-03-03 22:06) | |
rysiek38 | |
niewiem ale wygladl niezle -dawno to bylo moze to 351 -wiem na pewno moze mi sie cyferki przestawily ale w 5,13 niewierze :-))) (2009-03-03 23:12) | |